not-so-lonely christmas ❅yugbam❅

502 61 44
                                    

Skomplikowana sprawa z tymi one shotami, bo miałam w planach kilka naprawdę ładniutkich świątecznych, ale na czas udało mi się napisać i wysłać do bety tylko to, i'm mad. No, ale święta jeszcze trwają, więc mam nadzieję, że zdążę z pozostałymi, anyway.
W każdym razie, przedstawiam wam najdłuższego one shota w mojej karierze i zarazem kolejnego yugbama.
Wesołych świąt, pyszczki. 💞

❆・・・・・・❅・・・・・・❆

Yugyeom leżał na kanapie przykryty kocem, sięgając co chwilę po stojący na stoliku przed nim kubek z gorącą czekoladą z proszku. Patrzył się w telewizor, na którego ekranie — po raz kolejny już w te święta — biegali bohaterowie „Kevina samego w domu". Może na to nie wyglądało, ale właśnie tak chłopak spędzał wigilijny wieczór.

Jego przyjaciele porozjeżdżali się do swoich rodzin, a on nie miał do kogo jechać, bo trzy lata temu wyrzucono go z domu z torbą rzeczy i słowami, że ma nawet nie myśleć o powrocie, jeśli chociaż nie spróbuje się wyleczyć. Tylko, że Yugyeom nie widział wcale choroby w swojej orientacji seksualnej, więc z pomocą przyjaciół zaczął żyć samodzielnie. Udało mu się znaleźć w miarę porządną pracę i przyzwoite mieszkanie na przedmieściach, które, pomimo że mieszkał sam, całkowicie mu odpowiadało. Nie mógł co prawda trzymać zwierząt, ale nie było to dla niego aż tak dużym problemem, bo żadnego nie posiadał, a z zakupem jednego z nich był się w stanie wstrzymać do wyprowadzki, której prędzej czy później i tak był pewien. Zwłaszcza gdy obserwował swoich przyjaciół łączących się w związki, a potem wprowadzających razem do mieszkań i domów, bo pomimo młodego wieku byli pewni, że to jest właśnie ta osoba, zupełnie jakby widzieli mitologiczne, czerwone nitki przeznaczenia łączące bratnie dusze.

To był też jeden z powodów, dla których w te święta Yugyeom został skazany na towarzystwo starej kanapy i Kevina łapiącego bandytów zamiast jak zawsze — swoich przyjaciół. Wszyscy wybrali akurat ten rok na zabranie swoich wybranków do rodzin. I chociaż Jinyoung zapewniał, że rodzina Jisoo nie będzie miała nic przeciwko jego obecności, a Mark prawie siłą chciał go zaciągnąć do samolotu do Hongkongu, to Yugyeom uznał, że będzie lepiej, jeśli zostanie w domu. Nie chciał nikomu przeszkadzać zwłaszcza w tak ważny czas, a dodatkowo nie chciał też dobijać samego siebie tym, że wciąż jest samotny. Przecież święta samemu, to nie jest aż tak wielka sprawa, prawda? To dzień jak każdy inny.

A przynajmniej to próbował sobie wmówić, dopóki nie został naprawdę sam w swoim mieszkaniu. Od rana niemiłosiernie się nudził i tylko przetaczał z kąta w kąt. Nawet zaczął bawić się lampkami, które zostawiła u niego Jisoo, przez co je przepalił, przy okazji wywalając też korki w całym mieszkaniu. Ostatecznie przesiedział większość czasu na kanapie, oglądając programy, w których wszyscy opowiadali, jakim to cudownym czasem na pojednanie z rodziną są święta, co wcale nie poprawiało mu humoru.

W południe zadzwonił do niego Jinyoung, żeby zawczasu okrzyczeć go, że ma zjeść porządny obiad. Yugyeom bez wyrzutów sumienia zamówił pizzę (w końcu każdy może mieć coś innego na myśli przez „porządny obiad"). Potem jakimś cudem zasnął i obudził się, dopiero gdy było już ciemno, a zegarek pokazywał zbliżającą się dwudziestą pierwszą trzydzieści. Ze zrezygnowaniem zapalił więc ostatnie działające jeszcze lampki na swej miniaturowej choince stojącej na szafce i wrócił na kanapę do oglądania — teraz już filmów — które puszczali specjalnie dla takich frajerów jak on.

Yugyeom przeciągnął się, chcąc chociaż trochę rozprostować kości i właśnie miał iść do kuchni po ciastka, o których istnieniu sobie przypomniał, kiedy usłyszał agresywne pukanie do drzwi. Skrzywił się, będąc niezbyt chętny, żeby radzić sobie z kolędnikami czy kimkolwiek ich pokroju, więc zignorował to i przeszedł przez korytarz, nawet nie patrząc przez wizjer, co jest źródłem hałasu.

one shots [GOT7, BAP, Day6 & more]Where stories live. Discover now