Rozdział 5. Dobranoc

229 25 1
                                    

Barry p.o.v

- Chodź, ktoś bardzo chce cię poznać- powiedziałem do Skye, chwytając ją za rękę. W tym momencie jej oczy zaszły mgłą. Puściłem ją wystraszony. Krzyknęła głośno, chwytając się za głowę i upadła na kolana. Zdezorientowany nie wiedziałem co mam zrobić. Po jej policzkach płynęły słone łzy. Po kilku sekundach upadła bezwładnie na podłogę. Delikatnie wziąłem ją na ręce i pobiegłem do sali szpitalnej, gdzie położyłem ją na łóżku. Caitlin od razu się nią zajęła. Podpięła do niej aparaturę, aby monitorować jej funkcje życiowe. Dziwne, wszystko wyglądało normalnie. Cisco wziął strzykawkę i pobrał trochę jej krwi, którą poddał analizie. Stałem z boku, nie wiedząc co mam robić.

- Co jej jest?- zapytałem, przyglądając się jej spokojnej twarzy. Cait stanęła obok mnie, patrząc na aparaturę. Westchnęła cicho, odwracając się w moją stronę.

- Nie mam bladego pojęcia, wszystko wygląda normalnie- odpowiedziała niepewnie, sprawdzając analizę jej krwi. Zdenerwowany przeczesałem włosy, siadając na krześle obok łóżka. Przymknąłem na chwilę oczy, oddychając głęboko. Mimo, że znam ją dopiero kilka godzin, martwię się o nią. Tak bardzo przypomina mi mamę. Ma dokładnie te same oczy.

* następny dzień, godzina 21:27*

- Barry, idź do domu, cały czas tu siedzisz. Musisz odpocząć- powiedziała Caitlin, wchodząc do pomieszczenia. Podniosłem na nią zmęczony wzrok. Cały czas czekam. Pokręciłem lekko głową, opierając się wygodniej na krześle. Brunetka westchnęła cicho, podając mi kubek z kawą. Podziękowałem jej kiwnięciem głowy, na co uśmiechnęła się nieznacznie. Wziąłem duży łyk kawy, spoglądając tępo w ścianę. Przed oczami zaczęły mi się pojawiać mroczki. Spojrzałem zdezorientowany na Cait, a ona uśmiechała się szeroko, spoglądając mi w oczy. Upuściłem kubek na podłogę, zbijając go.

- Dobranoc- usłyszałem, zanim pochłonęła mnie ciemność.

Skye p.o.v

Wystraszona usiadłam, oddychając szybko. Zaczęłam rozglądać się naokoło. Odpięłam od siebie wszystkie kabelki i stanęłam na nogach. Zakręciło mi się trochę w głowie. Chwyciłam się ramy łóżka. Dopiero teraz zauważyłam Barry'ego, śpiącego na krześle. Po chwili namysłu przeniosłam go na łóżko, aby się porządnie wyspał. Nie było to łatwe zadanie, ale dałam sobie radę. Ubrałam buty i wyszłam z pomieszczenia. W głównej sali nie było żywej duszy. Spojrzałam przelotnie na zegarek, który wskazywał 22:13. Nie dziwię się, że nikogo nie ma, pewnie wrócili do swoich domów. Ruszyłam jednym z korytarzy, szukając wyjścia. Znalazłam je po kilku minutach, gubiąc się kilka razy. Wyszłam na zimne grudniowe powietrze. Jeszcze trochę i spadnie śnieg. Szłam oświetlonymi chodnikami, mijając kilka osób. Po krótkim spacerze weszłam do mojego domu. Napiłam się trochę wody i przebrałam w czyste rzeczy. Nie mając nic innego do roboty położyłam się na łóżku, przykrywając dokładnie. Po pół godziny wiercenia się, usnęłam.

* następny dzień, godzina 9:31*

Otworzyłam oczy, po czym przeciągnęłam się na materacu. Poleżałam jeszcze chwilę i wstałam na nogi. Poszłam powoli do kuchni i otworzyłam szafkę.

- Przydałoby się zrobić zakupy- powiedziałam sama do siebie, wyciągając dwa duże czerwone jabłka. Zjadłam je szybko, po czym ubrałam kurtkę. Do małego plecaka schowałam mój portfel, po czym wyszłam z domu. Dzisiaj świeciło słońce, lecz nadal było naprawdę zimno, zimniej niż wczoraj. W drodze powrotnej skoczę do jakiegoś sklepu po cieplejsze ubrania. Przed tym postanowiłam pójść do CC Jitters. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. W środku nie było nawet wiele osób. Wybrałam stolik w samym rogu. Zamówiłam sobie dokładnie to samo co ostatnio. Czekając na zamówienie spoglądałam przez okno, nie mając nic innego do roboty. Niedługo potem kelnerka postawiła przede mną parujący napój. Podziękowałam jej skinieniem głowy. Upiłam mały łyk, aby się nie poparzyć. Zatrąciłam się kompletnie w swoich myślach. Ogarnęłam się dopiero, kiedy koło mnie stanęła jakaś młoda kobieta z wielkim uśmiechem na ustach. Miała blond włosy związane w koński ogon, a na nosie okulary.

- Tu jest wolne?- zapytała uprzejmie, wskazując na wolne krzesło. Kiwnęłam powoli głowa, przyglądając jej się dokładnie. Rozejrzałam się ukradkiem po lokalu. Dopiero teraz zauważyłam, że wszystkie miejsca są zajęte. Wróciłam do picia mojego napoju. Blondynka zamówiła trzy kawy. Po chwili do lokalu wszedł barczysty mężczyzna. Porozglądał się trochę, po czym podszedł do naszego stolika.

- Felicity, idziesz już? Musimy coś jeszcze załatwić, zanim wrócimy do Starling City.- blondyn spoglądał na mnie przez chwilę, po czym wrócił wzrokiem do dziewczyny. Na jego słowa przewróciła oczami i wstała od stolika. Odebrała kawy, po czym oboje wyszli.

***

Remember, never give up! | FlashWhere stories live. Discover now