08

14.8K 700 345
                                    

- I po prostu udajecie, że nic między wami nie było? Że nic do siebie nie czujecie? - Upiłam łyk kawy przenikliwie patrząc na Caluma.

- On się po prostu nie chce ujawnić Cass... A ja nie mam zamiaru już tak dłużej żyć. Najwyraźniej nie byliśmy sobie pisani. - Wzruszył ramionami lecz w jego oczach widziałam, że Ash wcale nie jest mu obojętny. Cholera on go kochał. Nie rozumiem obaw Ashtona przecież każdy by to zaakceptował bez mrugnięcia okiem.

Miłość to miłość.

- Mam nadzieje, że ten idiota przejrzy w końcu na oczy i zobaczy jak wartościowy i cudowny jesteś Calum. - Kącik ust bruneta znacznie uniósł się ku górze. 

- Dobra dość o mnie! - Klasnął w dłonie przez co ludzie w kawiarni na nas spojrzeli. Calum lubił zwracać na siebie uwagę. - Co u ciebie i u pana idioty? Słyszałem, że zniknęliście  gdzieś po koncercie. - Zaczął zabawnie poruszać brwiami.

- Poszliśmy na spacer Calum. - Powiedziałam dosadnie, ale głupkowaty uśmiech nadal nie schodził z jego twarzy . - Tylko spacer. Pogadaliśmy trochę i na tym koniec. Przyjaźnimy się czy coś. W sumie to nie gadałam z nim od trzech dni. 

- Kochasz go? - Zapytał całkiem poważnie, a ja miałam ochotę rzucić w niego dyspenserem do serwetek. - Och przestań Cassy. - Oparł się na krześle. - Zostaliście sobie zesłani na ziemie po to by być razem. 

- Nie kocham go Calum. - Przewróciłam oczami. - Wbij to sobie do tej twojej azjatopodobnej główki. To co było to czas przeszły. Sam wiesz, że dużo przez niego wycierpiałam i...

- Boże laska nie mów tu o żadnym cierpieniu. - Wciął mi się w środek zdania i zaczął wymachiwać w moją stronę łyżeczką co zaczęło robić się niebezpieczne. -Wybaczyłaś mu wszystko, gdy tylko go zobaczyłaś. To się nazywa miłość. Mam przeliterować?

- Nie Calum. Nie mu...

- M I Ł O Ś Ć. - Przeliterował.

Calum Hood to jednak durny głupek. 

- Dobra wiesz co? Robi się późno. Wracajmy Caaaal.

- Jest siódma i mamy piątek. - Przewrócił oczami, ale jak zobaczył, że wstaje to również to zrobił. -Dobra, dobra rozumiem. Chcesz się spotkać jeszcze z Lulusiem.

- Nie mam tego w planach. - Powiedziałam wychodząc z kawiarni i prychnęłam cicho śmiechem na to jak Calum nazwał Hemmingsa. 

Ubrałam na siebie płaszcz o kolorze beżowym, który trzymałam w rękach ponieważ dzisiejszego dnia było dość chłodno. Kawiarnia, w której byliśmy znajdowała się niedaleko szkoły w przyjaznym dla oka parku. Razem z przyjacielem stwierdziliśmy, że wrócimy do domu przez park ponieważ lepsze to niż iść chodnikiem przy ruchliwej ulicy. Rozmawialiśmy o najbliższych imprezach i było bardzo miło. Chłopak wyciągnął z kieszeni paczkę miętowych papierosów, a fajka skończyła mu się z momentem, gdy byliśmy już pod dziewczęcym akademikiem. 

- Musimy częściej tak sobie wychodzić we dwójkę. - Powiedział Calum i uśmiechnął się do mnie. - Jesteś godną towarzyszką do rozmowy Cass. - Zaśmiał się. 

- Ty również Calum. - Zaśmiałam się i przytuliłam chłopaka na pożegnanie. - Co nie zmienia faktu, że jesteś głupi. 

- Eeej! To było nie miłe koleżanko. - Lekko mnie od siebie odepchnął. - No cóż wracam do swojego domu pełnego idiotów no i jednego mega mega idioty. Tak. - Pokiwał głową. - Chodzi mi o Asha.

- Do jutra. - Pomachałam mu i weszłam do budynku lecz odbiłam się od czegoś miękkiego, ale zamknęłam oczy więc nie wiedziałam co się przede mną znajduje.

It's Not Over Yet - HemmingsМесто, где живут истории. Откройте их для себя