5. Anioły i inne absurdy

1.1K 85 13
                                    

Jest wieczór. Zaraz, coś za ciemno na dworze, jak na wieczorną porę. O cholera, jest pierwsza w nocy! Całkowicie straciłam poczucie czasu. Ale kto się dziwi? No więc w skrócie przypomnę wam zdarzenia z poprzedniego wpisu. Do klasy doszedł nowy uczeń, Dean, bezczelnie podglądnął swój portret, który narysowałam, odprowadził mnie do domu i... zaproponował przyjaźń. Po prostu dzień pełen wrażeń, szok absolutny. A tak poza tym dzień minął zwyczajnie. Dużo się uczyłam i rozmyślałam. Szczególnie o przedwczorajszym wydarzeniu, o tajemniczych głosach. Kurde, a może to jakaś psychoza i już całkowicie zwariowałam? Co zrobiłby każdy normalny człowiek? Szukałby odpowiedzi u wujka google. Poszukałam jej, ale tylko upewniłam się w fakcie swojej nienormalności i zaczęłam rozważać konsultacje psychiatryczną. Dobra, z tym psychiatrą przesadziłam, nie jest jeszcze tak źle. Skoro te głosy siedzą w mojej głowie to oznacza, że... w każdej chwili mogę się z nimi porozumieć, albo chociażby podsłuchać ich rozmowy. Czas wcielić w życie niecne plany Delilah Engel.       

Godzinę później.

Od tego myślenia boli mnie głowa. Dlaczego to jest takie trudne? Przecież to jest moja głowa, mój mózg, powinno pójść jak po maśle!  Jeszcze raz powoli, spokojnie. Wdech, wydech. Przywołuję z pamięci tembr głosów dokładnie wyryty w pamięci. Przez chwilę nic się nie dzieje, zaczynam tracić nadzieję... Coś słyszę niewyraźne szumienie trzaski, zupełnie jak w starym, źle ustawionym radiu. Powoli dźwięki się wyostrzają, stają klarowniejsze, aż dokładnie zaczynam słyszeć każde słowo:

-...minęło już prawie szesnaście lat. To niebezpieczny wiek jak na anioła. Szczególnie tak niezwykłego. Zło zacznie atakować, kiedy będzie najsłabsza. 

 - Tak, masz rację, obawiam się czy stanie po naszej stronie. Czasami Zło potrafi skusić i przekabacić nawet najsilniejszych. A równonoc wiosenna już tuż tuż.

- Musimy porozmawiać z Gabrielem, on będzie wiedział co robić i ...

Niestety nie usłyszałam dalszego przebiegu rozmowy, ponieważ straciłam przytomność.

                                                                          *** 

Budzik dzwoni, moja głowa eksploduje najgorszym bólem świata. Półżywa zwlekłam się z łóżka. Chwilę trwa zanim przypominam sobie wczorajszą utratę przytomności i podsłuchane głosy. Pierwsza myśl: czy to nie był sen? Ale przeraźliwy ból utwierdza mnie w przekonaniu, że jednak nie, a szkoda. Anioły, czy istnieją? Czuwają nad nami, tak jak głosi Biblia? Jeżeli tak to czemu siedzą w MOJEJ głowie? I co oznacza ta wzmianka o młodym aniele, w moim wieku, a nawet tej samej płci? Czekaj, skoro oni siedzą w mojej głowie to oznacza... O Boże, nie! To absurd, oni nie mogą mówić o mnie! To idiotyczne muszę wybić sobie z głowy tę myśl. Dzwonek do drzwi przerwał moje rozmyślania. To Dean, na śmierć zapomniałam, o tym, że miał iść ze mną do szkoły. Z prędkością światła włożyłam na siebie bluzkę ściągniętą z najbliższego wieszaka, spodnie, bieliznę (niekoniecznie w tej kolejności), rozczesane włosy zostawiłam swobodnie spływające po plecach. Przechodząc koło lustra stanęłam jak wryta. Na bluzce było napisane (o ironio) Anioły Istnieją, a pod spodem rysunek małego, uśmiechniętego aniołka. Z minuty na minutę jestem coraz to pewniejsza, że życie jest bezsensu i ma spaczone poczucie humoru. Zbiegam ze schodów, całuję Fanny na pożegnanie w policzek i wychodzę na dwór, do Deana.

- Hej - wysapałam zdyszana.

- Cześć przyjaciółko! - on wie jak sprawić bym się zaczerwieniła i poczuła dziwnie. 

Niespiesznie szliśmy w stronę szkoły, prowadząc przyjacielską pogawędkę o niczym. Było miło i przyjemnie. Dopóki nie weszliśmy do szkoły i nie podeszliśmy do mojej szafki z wielkim, czerwonym napisem puszczalska suka. Nie ruszyło mnie to ani trochę, przyzwyczaiłam się (brak emocji tez pomógł), ale Dean wyraźnie się wkurzył, zaczął wypatrywać wśród uczniów potencjalnego sprawcy. Otworzyłam drzwiczki, a ze środka wysypały się setki karteczek wypełnionych obraźliwymi tekstami. Ktoś się nieźle napracował. Ktoś wybuchnął śmiechem, prawdopodobnie autor karteczek i napisu. Dean nie wytrzymał i się na niego rzucił. Ten chłopak nazywa się Derek i jest najpopularniejszym, najsilniejszym i najgłupszym facetem w szkole. Mój przyjaciel nie ma żadnych szans, a ja nie mam instynktu samozachowawczego i ruszyłam mu pomóc. Odepchnęłam ich od siebie, ale Derek popchnął mnie  na bok, znów chciał się rzucić na Deana. Wkurzyłam się. Pchnęłam go w tył, a po jego ciele przeszedł jakiś dziwny prąd i chłopak zamroczony runął na ziemię. Wszyscy stłoczeni wkoło nas skupili swoją uwagę na nieprzytomnym. Pomogłam przyjacielowi wstać i w milczeniu poszliśmy do gabinetu pielęgniarki. Ten dzień nie może być dziwniejszy. Co ja zrobiłam Derekowi? I dlaczego znów coś poczułam? Tyle pytań, na które muszę znaleźć odpowiedź...  

BezbarwnaWhere stories live. Discover now