12. Lot zapierający dech w piersi

990 79 8
                                    

Cześć ludziska!! :D Chcę wam podziękować za tak duży odczyt, tyle gwiazdek i miłych komentarzy, serio może to banalne słowa, ale prawdziwe. Skoro już piszę tu do was i jeżeli ktokolwiek to czyta, to chcę podziękować tym, którzy pomagają mi w pisaniu tej książki komentując, gwiazdkując, i czytając to co im podeślę XDD Jesteście boscy! Dobra dochodzę do sedna xD W początkowych rozdziałach były pokazane zdjęcia Deana, na których jest aktor Jensen Ackles, no i nie jest on najmłodszy, dlatego postanowiłam go zmienić na Dylana O' breina, więc to chyba tyle :D Miłego czytania!  

_____________________

- Nie, nie, nie! Przestań myśleć! - krzyknął na mnie tracąc już powoli cierpliwość, nie moja wina, że tak słabo mi to idzie!

- Nie jestem tobą, nie potrafię nie myśleć! - głupia, mogłam ugryźć się w język przed wypowiedzeniem, wykrzyknięciem właściwie, tych słów.

- Aua, czuję się urażony. Moje serce! Ono krwawi... -  w pseudo dramatycznym geście chwycił się za prawą stronę klatki piersiowej.

- Idioto, serce jest po lewej - prychnęłam i wywróciłam oczami. Marny z niego aktorzyna.

- Jesteś pewna? - zaczął poruszać brwiami w górę i dół, musiałam się roześmiać, nie było innej rady.

- Jak to możliwe, że jesteś moim Aniołem Stróżem? - wykrztusiłam po salwach niekontrolowanego śmiechu.

- Ha! Później się wszystkiego dowiesz, kochana, ale teraz wracajmy do nauki! - powiedział tajemniczym głosem, a ja westchnęłam i podreptałam bliżej niego.

- Posłuchaj mnie uważnie, to bardzo ważne, a nie będę powtarzał - spojrzał na mnie poważnie i widząc, że jestem skupiona mówił dalej. - Nauka latania to coś, hmm, skomplikowanego, ale tylko na początku. Cała trudność polega na tym, że tego nie da się nauczyć, to trzeba czuć. Nie istnieje żadna teoria, która mówi nam jak to się robi, każdy musi znaleźć swój indywidualny, niepowtarzalny sposób. Oczywiście są ci zdolni i mniej zdolni, którzy nie zrobią tego tak szybko jak ci pierwsi. Lecz na twoje szczęście znam taki trik, który przyspiesza naukę - uśmiechnął się chytrze.

- Mów szybko! - uszczęśliwił mnie tym ostatnim zdaniem, ponieważ wiem, iż ja na pewno należę do tych mniej zdolnych. Nie czuję nic co pomogłoby mi latać.

- Powiem, ale jest jeden warunek... - zerknął na mnie, a ja skinęłam głową, by kontynuował. - Musisz mi zaufać. Bezgranicznie. Tylko wtedy to się uda.

- No... dobra - zawahałam się, a mój ton głosu był niepewny. Zamiast odpowiedzi zauważyłam, że Dean zbliża się w moją stronę. Niemal mechanicznie chciałam się cofnąć, ale nie zdążyłam, gdyż jego ramiona oplotły mnie w tali i podniosły do góry. 

- Co ty robisz?! - krzyknęłam przerażona kiedy zaczęliśmy podnosić się w górę. - Puść mnie! Odstaw na ziemię! Błagam Dean, to nie jest śmieszne! - jako odpowiedź przyszedł mi kolejny wybuch śmiechu chłopaka. 

Polanka z każdą sekundą oddalała się od nas. Wielkie drzewa stały się zielonymi kropkami, wartki strumyk, błękitną wstążeczką, a jaskrawe kwiaty, rozmazanymi kolorami tworzącymi niepowtarzalne tło. Przestałam się wyrywać w obawie o upadek. Zamknęłam oczy, by nabrać spokoju ducha i spojrzałam w górę. Chmury z bliska wyglądają przepięknie! Takie puszyste, podobne do waty cukrowej, mieniące się w słońcu i lekko poruszające. Sprawiają wrażenie jakby były żywe! Oczarowana wyciągnęłam rękę w ich kierunku, by za nużyć w nich palce i dowiedzieć się jakie są w dotyku, ale Dean chwycił moją dłoń i karcąco pokręcił głową. Otworzyłam oczy ze zdumienia, kiedy jego ręce puściły mnie i zaczęłam spadać. Mimowolny krzyk wyrwał się z mojego gardła. Ziemia, wcześniej tak daleka, teraz przybliżała się niebezpiecznie szybko. Czy on chce mnie zabić?! Nie umiem latać! Jak mam sobie poradzić?! Umrę... Nie! Cholera jasna, nie! Muszę żyć, by skopać mu to cholerne dupsko za to co zrobił! Skup się. Żeby latać potrzeba poruszać skrzydłami. Lecz jak to zrobić? Nie jestem przyzwyczajona do tych nowych, dodatkowych mięśni. Nie czuję ich, nie mam zielonego pojęcia co robić. Ziemia coraz bliżej... Zaraz w nią uderzę. Zamknęłam oczy czekając na niechybny koniec. Poddałam się. Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. Tia, właśnie zbliża się chwila mojej śmierci, a ja cytuję "Zemstę", świetnie. Brawo ja! Przestałam się bać. Może to dziwne, ale ta głupota sprawiła, że znowu nabrałam siły woli i przestałam się przejmować tym co zaraz nastąpi. Pode mną znalazły się ostre czubki drzew. Pewnie zaraz się na nie nadzieję... Nadziewana Delilah Engel, ktoś chętny? Mam trochę spaczone poczucie humoru, he he he. Byłam już coraz bliżej upadku, kiedy przez moje ciało przeszło coś na kształt impulsu. Mięśnie, o których istnieniu dotychczas nie zdawałam sobie sprawy nagle obudziły się i wprawiły w tak intensywny ruch, że aż zabrało mi się o zawroty głowy i wymioty. Skrzydła mimowolnie zaczęły młócić powietrze, unosząc mnie w górę i w górę, z dala od niebezpiecznego upadku. To uczucie... Niezwykłe, spodobało mi się, to za tym tęskniłam najbardziej. Z każdą sekundą przyzwyczajałam się do nowych doznań i już całkowicie świadoma nowych mięśni mogłam nimi bezproblemowo poruszać, przyspieszając lub zwalniając lot. Poszybowałam jeszcze wyżej, by pochwalić się Deanowi i odegrać się za narażenie życia. Po chwili ujrzałam go, lecącego mi na spotkanie, szczerzącego się jak głupek, miał oczy przepełnione dumą, jakby sam osiągnął jakiś wielki, na miarę światową, sukces. 

- Próbowałeś mnie zabić! Wiesz co, by się stało, gdybym nie dała sobie rady?! - wyrzuciłam mu trochę płaczliwym i zdenerwowany  głosem.

- Spokojnie aniele, byłem gotowy mężnie ruszyć ci na ratunek, jakoby damie w opresji, ale jesteś zdolna i nie musiałem tego czynić - naigrywał się ze mnie, dlatego dostał nie całkiem delikatnego kuksańca w ramię. Pisnął jak mała dziewczynka i zaczął masować bolące miejsce, a ja roześmiałam się na widok jego dziecinnego zachowania. 

- Kto pierwszy na dole? - spytał się zaczepnie.

- Jasne! - krzyknęłam i nie marnując czasu złożyłam skrzydła, by stawiały jak najmniejszy opór powietrzu. 

Szliśmy łeb w łeb, ale wydaje mi się, że Dean od samego początku dawał mi fory i spokojnie mógłby zostawić mnie daleko w tyle, lecz zamiast tego wolał być blisko i tylko czasami wysuwać się na prowadzenie, bym mogła go gonić. Ziemia była już tuż tuż, a chłopak zaczął znacznie mnie wyprzedzać. Robiłam wszystko, by nie zostać w tyle i zrównać się z nim, ale wszystko szło na marne, syzyfowa praca, on jest bardziej doświadczony niż ja. Byłam cała zziajana, zdyszana, niemogąca złapać tchu, gdy moje nogi dotknęły twardej ziemi. Zgięłam się w pół desperacko próbując uspokoić skołatane serce, które rwało się tak mocno, że bałam się, by czasem nie dostało nóg i nie uciekło. Anioły istnieją, więc to pewnie też jest możliwe. Dean stał obok chichocząc cicho, lecz kiedy tylko spokojnie odetchnęłam nabrał powagi i zbliżył się do mnie. Wyprostowana spojrzałam na jego nazbyt poważną twarz i radosne oczy, w których błyskały pewne siebie płomyczki. Chciałam się odezwać, lecz skutecznie uniemożliwiły mi to jego ciepłe usta spoczywające na moich. Z początku zdziwiłam się, ale bez chwili wahania oddałam pocałunek równie żarliwie co on. Lekko rozchyliłam wargi wpuszczając jego język, który zaczął badać zęby, a następnie bić się z moim językiem. Trwaliśmy w tym pocałunku długi czas, a trwalibyśmy jeszcze dłuższy, gdyby nie tlen, którego poczęło nam braknąć. Zdyszana jeszcze bardziej niż przy wcześniejszym lądowaniu oderwałam się od niego.

- Co to było? - wysapałam zdziwiona.

- Moja nagroda - powiedział, gdy tylko złapał oddech i uśmiechnął się tryumfalnie.

- Za co? - dopytywałam w zdziwieniu.

- Wygrałem - zaśmiał się, a ja w lot zrozumiałam o co mu chodzi i również się uśmiechnęłam.

BezbarwnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz