13. Nowy sojusznik

672 55 13
                                    

Gdy wreszcie nadeszła pora, by wracać do domu wpadłam na genialny pomysł. Skoro Dean i ja potrafimy latać to jaki sens jest w tym, żeby iść pieszo? Dużo szybciej znajdziemy się na miejscu drogą powietrzną, nie wiem tylko jak na ten genialny pomysł zareaguje Dean. Bądźmy optymistami i wierzmy, że się zgodzi, lecz najpierw trzeba spytać.
- Deeeaaan - słodko przeciągnęłam jego imię i przystąpiłam do proponowania. - Może zamiast iść polecimy?
- Nie ma mowy - powiedział stanowczo.
- No, ale dlaczego nie możemy polecieć do domu? Dean, tak pięknie cię proszę... - zrobiłam maślane oczy szczeniaczka i zagryzłam niewinnie wargi, wszystko, by go ubłagać.
- Nie Delilah, powtarzam jeszcze raz, nie! I nie rób takich oczek, bo to i tak nic nie da - mówił stanowczo, trochę podniesionym głosem i ciskał pioruny swoim strasznym wzrokiem.
- Co ci szkodzi się zgodzić? - dalej nalegałam.
- Jestem twoim Stróżem, nie mogę pozwolić, by ktoś zobaczył cię pod postacią anioła. A latanie w środku dnia, do tego po mieście, jest strasznie lekkomyślne i dziecinne - uciął dyskusję podając argumenty nie do przebicia.
- Gbur - mruknęłam naburmuszona, przyspieszyłam kroku mocno wyprzedzając chłopaka.
Nie pobiegł za mną, nie przyspieszył, tylko ciągle szedł tym samym, równym tempem. Czy on oczekuje, że to ja ustąpię? Nie ma mowy, w końcu jestem uparta jak osioł, prawda? Tylko jeden raz się odwróciłam, by sprawdzić czy wciąż jest za mną, ale zdziwiona odkryłam, iż nikogo nie ma. Gdzie on jest? Rozejrzałam się dookoła siebie. Nic. Ukrywa się? A może obraził się i ruszył inną drogą? Możliwe, ale mało prawdopodobne. Zamyślona, rozważając różne opcje i scenariusze, szłam przed siebie nie zwracając uwagi na nic i na nikogo. Dopóki nie wpadłam na bredzącego pod nosem mężczyznę.
- Przepraszam - powiedziałam ze spuszczoną głową, już zamierzałam iść dalej, gdy nieznajomy odezwał się całkowicie znajomym głosem. To Derek.
- Ty... - wyjąkał i w przerażeniu cofnął się. - To ty, to przez ciebie. To przez ciebie to widzę, dlaczego mi to zrobiłaś? Błagam, ja nie chcę tego widzieć. Pomóż mi. Zabierz to.
Chłopak cały czas płakał, jego głos łamał się żałośnie. Byliśmy na bezludziu, chwilowo z daleka od miasta, a on zalany łzami klęczał przede mną trzymając ręce złożone jak do modlitwy i błagał o pomoc, a ja osłupiała stałam nie rozumiejąc o co mu chodzi. Przykucnęłam przed nim i położyłam ręce na jego umięśnionych ramionach, zaczęłam przemawiać uspokajającym głosem:
- Derek, spokojnie, wytłumacz mi o co chodzi. Co mam zabrać? - nie reagował, dalej płaczliwie mamrotał błagania. Lekko potrząsnęłam jego ramionami. - Słyszysz mnie? Musisz się skupić i wyjaśnić mi wszystko dokładnie - dalej żadnej reakcji, postanowiłam zmienić podejście. - Derek, pomogę ci, słyszysz, pomogę ci - na te słowa zaczął się uspakajać i spojrzał w moje oczy.
- Te potwory chcą cię zabić - umilkł, a ja dałam mu czas na zebranie myśli, bo sama też tego potrzebowałam. Cierpliwie zniosłam chwilę ciszy i czekałam na kontynuację zwierzeń. - Cały czas ich widzę, potwory, które polują na inne istoty, ale teraz obrały sobie na cel ciebie. One są złe. Chcą cię unicestwić. Kiedy śpię przed moimi oczami pojawiają się szkaradne monstra mówiące o tobie i planujące twoje zabójstwo. NIe cofną się przed niczym, nie ominą zbędnych ofiar, rozumiesz? Oni zrobią wszystko, by cię dorwać. Musisz uciekać, lub walczyć, pokonaj ich i uwolnij mnie od tego widoku, zrób cokolwiek tylko mi pomóż, błagam.
Cholera jasna. Co ja mam zrobić? Jestem w sytuacji bez wyjścia i potrzebuje natychmiastowego wsparcia, lub chociażby osoby, która wyjawiłaby mi wszystkie te tajemnice i wyjaśniła każdy znak zapytania, który powstał. Derek, co takiego widzi, że wywołuje to w nim taką reakcję? Straszne, to musi być naprawdę straszne. Muszę ułożyć plan. Potrzebuję do tego swojego przyjaciela, którego oczywiście nie ma wtedy, kiedy najbardziej jest potrzebny. Wielkie dzięki za pomoc Aniele Stróże, order za pomocność już wysłany, nie musisz dziękować.
- Derek, pomogę ci, ale ty musisz pomóc mi. Razem damy radę wygrać. Zgadzasz się? - wstałam z ziemi i podałam mu dłoń, jego oczy znów zabłyszczały, a on ufnie spojrzał w moją twarz i chwycił za wyciągnięta rękę.
- Nie pozwolimy się pokonać - otarł łzy rękawkiem bluzki i z nową determinacją ruszyliśmy zmierzyć się z tym co tak bardzo nas przeraża.

BezbarwnaWhere stories live. Discover now