Rozdział I

2.7K 82 3
                                    

Na skraju świata i nieba, pomiędzy tymi dwiema tak różnymi od siebie płaszczyzny było miejsce, gdzie nigdy nie zachodziło słońce. Oczywiście nie chodzi tutaj o krainę geograficzną na Ziemi, lecz całkowicie oderwaną od planety przestrzeń, gdyż chyba tylko tak można określić Niebiański Eden. Nie był to ani ogród, chociaż takie stwierdzenia miało w sobie wiele prawdy, ani budynek mimo iż tutaj także krył się opis Edenu. Dlatego też należy skupić się na opisie tego miejsca, całkowicie pomijając jego nazwę.

Wszystko mieściło się na rozległej płaszczyźnie. Właściwie nie wiedziano gdzie się ona kończy, gdyż nikt tak daleko nie dotarł. Pod tym względem była niczym Ziemia: bez żadnych krańców. Całe podłoże pokrywała trawa bardziej zielona niż gdziekolwiek indziej. Tak samo tyczyło się nieba, które było intensywnie błękitne. W Niebiańskim Edenie wszystkie barwy wyglądały jak zaczerpnięte z kolorowych kościelnych witraży. Każdy miłośnik przyrody, gdyby choć raz spojrzał na te w pełni zharmonizowane krajobrazy, zakochałby się w nich i niczym Narcyz umarł z tęsknoty.

Gdy obserwator przyzwyczaiłby się do tego piękna, zwróciłby uwagę na pobliski pałac bowiem niczym innym nie był budynek kryjący w sobie Niebiański Tron, obiekt pożądania dwóch potężnych władców. Jak zapewne można się domyślić, pałac także odznaczał się niewyobrażalną doskonałością z tą jednak różnicą, że tutaj widoczne były znaki rąk, czego nie dało dostrzec się w przyrodzie. Prawda była taka, że to anioły tchnęły weń piękno nadane im przez Boga, a miały go tak niezliczenie wiele, że bez problemu mogły oddać trochę praktycznie martwym ścianom ku chwale swego pana. Najciekawsze i najpiękniejsze zarazem było to, iż do budowania nie użyto ani odrobiny betonu lub innych tego typu materiałów. Wszystko zbudowane było ze szkła. Ściany, będące niczym innym jak kolorowymi witrażami prze cały czas malowały wnętrza kolorowymi światłami. Także podłogi stanowiły gładkie szyby. Nie było tutaj mowy o problemie z utrzymaniem ciężaru, gdyż anioły niemal nie chodziły na terenie Niebiańskiego Edenu, a poza tym były niesamowicie lekkie. Oczywiście ich ciężar zwiększał się na Ziemi, lecz to było nader typowe dla tej planety wraz z jej prawami.

Jak już wcześniej wspomniano w pałacu znajdowała się sala tronowa, o ile można to tak określić. Mieściła się ona w samym centrum tego dziwnego budynku, zajmując jego najważniejszą i zarazem najpiękniejszą część. Oznaczało to szacunek należny Wszechmogącemu, gdyż właśnie tam znajdowała się jego siedziba i w niej spędzał najwięcej czasu. Także w momencie, gdy rozpoczęło się zebranie wszystkich ważniejszych aniołów, gdyż wszystkich było za dużo, by w jakikolwiek sposób zmieścić je w komnacie. Nikt nie wierzył, ze to się uda i dlatego nawet nie próbowano. Jednakże nie znano do końca mocy Boga.

-Zebrałem was tutaj, by przekazać złą wiadomość. Lucyfer po raz kolejny zamierza wypowiedzieć nam wojnę.- Naraz rozległo się tysiąc zirytowanych i wzburzonych głosów, reszta natomiast siedziała nieruchomo i patrzyła w przestrzeń. Z ich strony nie było żadnej reakcji.

-„Przyszli zdrajcy"- pomyślał jeden z zdenerwowanych archaniołów. Bóg spojrzał na niego wymownie, po czym ponownie zwrócił się do zebranych:

-Wszyscy zapewne pamiętają poprzednia Świętą Wojnę. Wierzę, że nikt nie pragnie powtórki- mówił powoli. Słysząc głosy aprobaty, ciągnął dalej.- Aby uniknąć kolejnego rozlewu krwi musimy w samym zarodku zniszczyć plany Lucyfera...

-Ale co on zamierza?!- krzyknął ktoś z tłumu. Natychmiast go uciszono.

-Kiedyś bez problemu obserwowałem upadłego anioła, ale od pewnego czasu coś zabrania mi wejść do Grot Ciemności. Lucyfer rośnie w siłę moi kochani. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, walka może być gorsza niż poprzednim razem.- Kilka głębokich westchnięć odbiło się echem po sali.- Niestety nie mogę powiedzieć cóż takiego zaprząta myśli nieposłusznego anioła, gdyż to wywołało by niepotrzebną panikę. Wystarczy, że zajmie się tym Gabriel. Gabrielu- z tłumu wystąpił przepiękny anioł o śnieżno białych skrzydłach- jesteś posłannikiem mojej sprawiedliwości. Czy i tym razem zgodzisz się być posłańcem? Twoja misja jest nader niebezpieczna. Nie wątpię bowiem, że Lucyfer sam będzie chciał chronić swego skarbu.

Wojna aniołów. T. I - Upadek aniołaWhere stories live. Discover now