Rozdział XV

707 35 0
                                    

Nira nie pamiętała by kiedykolwiek tak źle spała. Co chwilę budziły ją koszmary, chociaż Lucyfer z pewnością obraziłby się za nazwanie go tak. On bowiem był postacią, która wywoływała u dziewczyny mocne bicie serca i trudności z oddychaniem. Za każdym razem, gdy wyobrażało jej się, że jest w jego objęciach, budziła się z krzykiem aż nawet Raquel się zirytował, chociaż także nie wyglądało na to by spał spokojnie. Najprawdopodobniej w ogóle nie zmrużył oczu.

Przez tą długą noc, w rzeczywistości nie różniącą się za wiele od poprzednich, dziewczyna wstała z wyraźnym ociąganiem i niechęcią. Do niewyspania doszła jeszcze świadomość tego, co miało się wydarzyć. Nic więc dziwnego, że na myśl o opuszczeniu łóżka czuła się bardzo słaba. Wstała dopiero po wyraźnym poleceniu Raquela, który przygotował dla niej śniadanie. Myśli Niry były na tyle zajęte, iż nie spytała nawet skąd czarny anioł wziął potrzebne produkty.

Nawet podczas śniadania nie była w stanie skupić się na czymś innym niż najbliższa przyszłość. Doszło w końcu do tego, że Raquel zaczął ją karmić, gdyż sama przez piętnaście minut nie dotknęła nawet widelca. Jednakże nie można powiedzieć, iż w ogóle to zauważyła, chociaż gryzła i połykała włożone jej do ust jedzenie.

-Już skończone- powiedział po chwili czarny anioł, gdy talerz był pusty.

Dopiero wtedy Nira obudziła się ze swego snu na jawie i zdziwiona spojrzała na towarzysza. Dopiero po kilkunastu sekundach zorientowała się, o czym mówi.

-Rozmawiałeś z Baarem?- spytała go pełna obaw i nadziei w głosie. Ciągle liczyła na to, że Lucyfer jednak zrezygnował i dlatego ona nie będzie już potrzebna.

-Tak. Bardzo się ucieszył z naszej decyzji- zauważył cierpko.- Za chwilę powinien tutaj być.

Dokładnie w momencie, gdy Raquel skończył mówić, usłyszeli trzepot skrzydeł. Po ich ciałach przeszedł dreszcz niepokoju, lecz w końcu wyszli przed dom.

Raquel szedł za Nirą, zauważył więc gdy dziewczyna nagle przystanęła i nieznacznie cofnęła się do tyłu. Wyminął ją, lecz gdy otarł się o jej ciało, miał ogromną ochotę objąć dziewczynę i nigdy nie wypuszczać z ramion, a już na pewno nie pozwolić iść do Lucyfera. W pokochaniu tego pragnienia pomogło mu tylko wieloletnie doświadczenie i ta część jego duszy, która była dawnym nim nie poruszonym przez ludzką kobietę.

Tak... Niry nie można było nazwać dziewczyną. Nawet gdy stała zagubiona i przerażona miała w sobie godność niewątpliwie swojego ojca, a także człowieka, którzy wiele przeżył. Kilka ostatnich dni całkowicie zmieniło jej sposób myślenia i raz na zawsze pozbawiło dziecinności. Tym bardziej świadczyła o tym ostatnia noc pełna dojrzałych uczuć.

W chwili, gdy Raquel ją mijał, Nira rozpaczliwie chwyciła jego dłoń i powłócząc nogami poszła za nim. Widać było jak wzdryga się przed zbliżeniem się do Baara i właściwie żaden z czarnych aniołów się temu nie dziwił. Doskonale znali przymus zmuszający ją do ponownego odwiedzenia Grot Ciemności.

-Widzę, że wykonałeś kawał dobrej roboty- powiedział z uznaniem Baar do Raquela, patrząc na stojącą przed nim chatę.- Nie jest tak wspaniale jak w Grotach Ciemności, ale miałeś do wykorzystania wytwory ludzi, więc nie ma się co dziwić.

-W innych okolicznościach uznałbym to za komplement- odparł cierpko Raquel.- Poczekaj chwilę. Muszę się z nią pożegnać.

-Przecież ją odzyskasz w takim samym stanie. Nikt nic jej nie zrobi- powiedział znudzony.

-Nie będzie już taka sama.

Te słowa wygrały. Najwierniejszy sługa Lucyfera odwrócił się do nich plecami i zaczął oglądać swoje pióra zupełnie jakby sprawdzał ich stan po dość długim używaniu. Widać było, że okropnie się nudzi, ale posłusznie czekał aż pożegnanie dobiegnie końca. Taki rozkaz dał mu jego pan, który nakazał we wszystkim słuchać dziewczyny. Nawet jeśli ona zechce wrócić, ma wykonać jej polecenie. Mimo to Baar odrzucił taką możliwość, gdyż wiedział jaki skutek miało to, co im powiedział. Był pewny, iż nie zmienią w ostatniej chwili zdania.

Wojna aniołów. T. I - Upadek aniołaWhere stories live. Discover now