Rozdział V

1.1K 57 5
                                    

Nira wracała do domu, niosąc ciężkie metalowe wiadro, w którym było mleko. Nie musiałaby aż tak daleko chodzić, gdyby nie nagła choroba ich własnej krowy. Nira i jej matka nie mogły się obejść bez mleka, więc bardzo nad tym faktem ubolewały. Bały się przyszłości, gdyż posiadały tylko jedno zwierze, nie licząc kilku kur i wiecznie śpiącego kota. Właściwie nie był im potrzebny ale nie miały serca go wyrzucić. Obie bardzo kochały zwierzęta.

Z pomocą przyszła im pewna starsza kobieta. Zaproponowała codzienne wiadro mleka w zmian za pomoc w gospodarstwie. Ponieważ jednak Tristia musiała się zająć własnym obejściem zadecydowano, że sąsiadce będzie pomagać Nira. Przez to niemal nie bywała w domu, gdyż miała naprawdę dużo do roboty. Gospodarstwo kobiety było znacznie większe niż ich samych. Wcześniej doglądał go syn, ale musiał na jakiś czas przymusowo opuścić rodzinną wioskę, zostawiając matkę samą. Nie miał żony ani dzieci, więc kobieta z trudem radziła sobie ze wszystkim. Ucieszyła się zatem niezmiernie, gdy zaczęła jej pomagać szesnastoletnia Nira. Dziewczyna jednak nie pracowała sama jedna. Nie czuła się też jak służąca, gdyż wszystko robiła wraz z krzepką staruszką w atmosferze przyjaźni i wzajemnego zrozumienia. Przydało jej się to szczególnie po nieudanej przyjaźni z rozwiązłą dziewczyną.

Tego wieczoru także wracała sama do domu i myślała o, jak to nazywają płytcy ludzie, głupotach. Ona tymczasem podziwiała przyrodę, rozmawiała ze zwierzętami i ciągle marzyła o spotkaniu z ojcem. Ileż to razy wydawało jej się, że ujrzy go nagle na drodze, a on przytuli ją i przeprosi. Ona oczywiście mu wybaczy i razem wrócą do domu, który od tej pory będzie ich wspólny. Nic takiego się jednak nie stało, mimo iż Nira czuła na sobie czyjś wzrok. Mogłaby przysiąc, że jest obserwowana. Nikt jednak się na nią nie rzucił ani tym bardziej ona nikogo nie widziała. Czasem tylko mignął jakiś cień, po którym nie było żadnego śladu. Stąd wnioskowała, że to tylko jej złudzenia.

Jednakże tym razem było inaczej. Ktoś ewidentnie za nią szedł. Nie słyszała co prawda odgłosów kroków, ale była pewna swojego. Starała się kątem oka dostrzec kto znajduje się za jej plecami, lecz nic nie widziała, a nie chciała odwracać głowy, by napastnik myślał, że pozostał niezauważony. Napastnik? Dziewczyna nie wiedziała czego on od niej chce. Nie była nawet pewna płci osoby, która ją śledzi. Przyjęła po prostu, jak to się dzieje w tego typu sytuacjach, najgorszą opcję. Wiedziała też czego osobnik płci męskiej może od niej chcieć. Matka dawno już powiedziała jej skąd się biorą dzieci, a Nira, ku zdziwieniu Tristii, nie krzyknęła z obrzydzeniem.

Gdyby u Niry zwyciężyła ciekawość, szybko odwróciłaby głowę i spojrzała za siebie. Ona jednak z krzykiem zaczęła uciekać, gdyż nie mogła już dłużej spokojnie iść, czując za sobą zagrożenie. Starała się przy tym biec jak najszybciej co utrudniało jej wiadro z mlekiem. Było więc oczywiste, że prędzej czy później się przewróci. Dlatego też po chwili runęła jak długa na ziemię. Ze złością stwierdziła, iż jest bardzo blisko celu i wystarczy pokonać jeszcze jeden zakręt by go ujrzeć. Na wpół czołgając się zbliżała się do domu. Kilka razy próbowała wstać, lecz za każdym razem przeszywał ją ból w kostce, więc ostatecznie zrezygnowała z tego i zaczęła iść na czworakach. Szybko dotarła na miejsce i całym ciężarem ciała runęła na drzwi.

-Co się stało?!- krzyknęła Tristia gdy zobaczyła na podłodze całą umazaną błotem córkę.

-Ktoś mnie śledził. Szedł za mną od początku. Próbowałam mu uciec, ale czułam, że on ciągle jest blisko mnie. Później się przewróciłam i skręciłam kostkę.

-On?- Spojrzała blado na dziewczynę.- usiądź, a ja zajmę się twoją nogą- dodała jeszcze.

-Źle się wyraziłam. Nie wiem jaka była płeć, ale czułam, że to mężczyzna.- Głośno przełknęła ślinę.- Bałam się i myślałam, że on...- zaczęła szlochać. Początkowo cicho, lecz po chwili jej ciałem wstrząsały kolejne porcje płaczu.

Wojna aniołów. T. I - Upadek aniołaWhere stories live. Discover now