Rozdział VIII

938 48 0
                                    

Nira powoli otworzyła oczy. Początkowo nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Chciała zawołać „Przecież to nie są Groty Ciemności ani też komnata Lucyfera", lecz dosłownie w ostatnim momencie powstrzymała się od tego. Powoli jej umysł przejaśniał się, przez co zrozumiała gdzie jest. Była w domu. Otaczały ją te same ściany co przez ponad szesnaście lat. Spała na swoim łóżku. Nie rozumiała jednak dlaczego tutaj jest. Nie przypominała sobie by jakimś sposobem wróciła do domu, co oznaczało, że wszystko jej się śniło. Zasmuciła się.

Jeszcze raz omiotła wzrokiem swój dom. Tego dnia wydawał jej się jakiś obcy. Czuła jakby tu nie pasowała. Twoje miejsce jest gdzie indziej, mówiło jej coś. Ale gdzie? Od wczoraj tysiąc pytań nagromadziło się w jej głowie, a nie otrzymała nawet jednej odpowiedzi. Pojawiały się tymczasem coraz nowsze wątpliwości. Nic więc dziwnego, że czuła się zagubiona. Wszystko wydawało się inne, nie pasujące do siebie.

Nagle oślepił ją jakiś blask dobywający się zza jej pleców. Odwróciła głowę i zobaczyła leżący na brzegu łóżka medalion podobny do tego, który otrzymała od Lucyfera. Właściwie były niemal identyczne z tą jednak różnicą, że ten władcy Grot pośrodku miał koronę, na drugim natomiast wygrawerowano różę. Nira wyciągnęła zza bluzki ciężar spoczywający na jej piersiach. Odetchnęła z ulgą gdy go ściągnęła, by porównać oba wisiorki. Bardziej podobał jej się ten, który dzisiaj rano znalazła na swoim łóżku, dlatego też jego zawiesiła na szyję. Nie znała co prawda jego pochodzenia, ale podejrzewała, że to kolejna próba przekupienia jej. Ciekawe co dzisiaj w nocy zrobi Lucyfer by...

Nie! Ona przecież nie pójdzie do pana Grot Ciemności. Nigdy nie była gorliwą katoliczką, a także niemal nienawidziła kościoła jako budynku i księży, lecz mimo wszystko nie zbrata się z upadłym aniołem, który lubi innym zadawać ból. Czegoś takiego nie mogła tolerować. Tym bardziej, iż dotykało to jej cudownego opiekuna.

W chwili gdy zawieszała medalion z różą i pomyślała o Raquelu oblał ją żar. Czuła się jakby płonęła od środka. Najchętniej wskoczyłaby do zimnego strumienia, lecz podejrzewała, że w tym momencie niewiele by to dało. Tego ciepła nie dało się ugasić w ten sposób. Intuicyjnie wyczuwała jak, ale... Tego nie może zrobić! Nigdy!

-Już wstałaś?- usłyszała ciepły głos matki, która właśnie weszła do domu.

-Tak. Przepraszam...- zaczęła się gorączkowo tłumaczyć, że zaspała, ale Tristia przerwała jej z uśmiechem.

-Byłam za ciebie u tej dobrej kobiety. Poza tym krowa już wyzdrowiała, więc o nic nie musimy się martwić.

-Ale przecież znachorka powiedziała, że...

-Musiała się pomylić. A może zdarzył się cud- uśmiechnęła się tajemniczo.

Dziewczyna patrzyła na nią zdziwiona. Nie poznawała swojej matki. Tristia była co prawda zawsze uśmiechnięta, lecz nigdy nie mówiła tak tajemniczo. Poza tym jej wewnętrzne dobro zostało przesłonięte przez trudy dnia codziennego. Teraz tymczasem zachowywała się jak zakochana nastolatka. Brakowało jeszcze by zaczęła chichotać. Tego Nira chyba by nie zniosła. Szukała w matce opiekunki, a nie zauroczonej nastolatki. Tym bardziej, że potrzebowała jej wsparcia. Nie miała naturalnie zamiaru opowiedzieć jej o wszystkim co zdarzyło się poprzedniej nocy, ale chciała się do niej przytulić i poczuć, że nie jest sama ze swoim smutkiem.

Już miała coś powiedzieć na temat stanu Tristii gdy jakiś błysk mignął za jej bluzką. Nie śmiała zapytać co to jest, ale mogła się temu dokładnie przyjrzeć gdy matka schyliła się by podnieść część ubrania Niry z podłogi. Wtedy też dziewczyna przeżyła szok. Ujrzała kolejny medalion bardzo podobny do dwóch poprzednich z tym jednak, iż ten należący do Tristii różnił się nie tylko centralnym obrazkiem, lecz także tymi pobocznymi. Mimo to nie miała wątpliwości, że wygrawerowane na metalu serce wraz z otaczającymi go promieniami ma podobne znaczenie do dwóch medalionów Niry.

Wojna aniołów. T. I - Upadek aniołaWhere stories live. Discover now