Rozdział XXII

908 45 8
                                    

Nira, która szła pierwsza otworzyła drzwi i wpuściła do środka Raquela z dzieckiem na rękach. Rozejrzała się po pokoju, po czym z drobnym niepokojem stwierdziła:

-Myślałam, ze umrę- zaśmiała się nerwowo- więc nawet nie pomyślałam o jakiejś kołysce lub czymś takim.

-Ktoś już się o to zatroszczył- rzekł ze spokojem czarny anioł wskazując głową na kąt, w którym stało pięknie zdobione łóżeczko dla dziecka z jakimś wymyślnym mechanizmem.- Anioły chwały bardzo przejęły się narodzeniem Avenidy. Z tego co słyszałem od momentu, gdy dowiedziały się o twojej ciąży zaczęły wymyślać jakieś zabawki i ubranka. Każde coraz bardziej wymyślne.

-Ale jak my sobie z tym porazimy?- spytała zatroskana. Mechanizm kołyski wydawał się bardzo skomplikowany. Byłby taki nawet dla dwudziestowiecznego człowieka nie mówiąc o kimś kto żył w średniowieczu. Trudno się zatem dziwić obawom Niry.

-Nie wiem- odpowiedział beztrosko czarny anioł.- Sądzę, że na razie możemy położyć w tym Avenidę i zupełnie zignorować wszelkie urozmaicenia. Póki co nasza córka wygląda jakby miała za chwilę zasnąć. Nie przeszkadzajmy jej więc.

Troskliwy ojciec podszedł do tego, co uważał za dziecięce łóżeczko i położył w nim niemowlę, po czym wrócił do Niry i objął ją z czułością oraz wyraźną ulgą.

-A ty nie jesteś zmęczona? Masz za sobą bardzo ciężki dzień. Poród, wyrwanie się ze szponów śmierci- próbował się zaśmiać, ale mu się to nie udało, wiec zamilkł.

Nira czuła, że coś go gryzie, a właściwie, iż jest o coś zły. Nie musiała długo się nad tym zastanawiać, gdyż odpowiedź była nader oczywista.

-Przepraszam, że ci nie powiedziałam- wyszeptała cicho, odwracając się w jego stronę.- Uważałam, iż tak będzie lepiej. Myliłam się.

-Jak mogłaś?!- krzyknął z rozpaczą w głosie Raquel i przytulił dziewczynę tak mocno, że zaczęła się obawiać czy nie połamie jej żeber. On jednak zauważył jej niepokój i rozluźnił nieco uścisk, chociaż jego palce ciągle wpijały się w jej ramiona.- Chciałaś umrzeć, by dać życie naszemu dziecku!

-Obudziłeś Avenidę- rzekła chłodno.

-To teraz nieważne- powiedział z naciskiem.- Nauczyłaś mnie czuć. Zabrałaś mi mój bezpieczny świat obojętności i chciałaś brutalnie porzucić! Dlaczego?!

-Znasz mnie!- teraz i ona nie wytrzymała. Z jej oczy pociekły łzy, ale mówiła dalej.- Musiałam wybrać między moim życiem, a ofiarowaniem ci tego dziecka, które pokochałeś! Sądzisz, że było mi łatwo?!

-Nie. Wcale tak nie uważam- uspokoił się.- Mogłaś jednak coś powiedzieć. Znaleźlibyśmy jakiś sposób.

-Nie było innego wyjścia. Zabiłbyś to dziecko- powiedziała z wyrzutem i gwałtownie się do niego odsunęła.

Raquel patrzył na nią przez chwilę bardzo zdziwiony, nie rozumiejąc, o czym ona mówi. Trochę czasu zajęło mu uporządkowanie tego, co przed chwilą usłyszał, lecz nawet gdy to zrobił nie mógł pozbyć się zdziwienia, chociaż teraz przemieniało się raczej we wściekłość.

Wyciągnął w jej stronę rękę, by przygarnąć ja do siebie, lecz zawahał się i cofnął dłoń z wyrazem bezgranicznego smutku w oczach. Pod wpływem tego spojrzenia, Nira poczuła ukłucie w sercu.

-Za kogo ty mnie masz? Wydawało mi się, iż jako jedyna rozumiesz co czuję. Nie mógłbym tego zrobić, ale nie poddałbym się przed znalezieniem jakiegoś sposobu na ocalenie cię.

-Przepraszam, ale było mi naprawdę ciężko. Nie wiedziałam co zrobić. Ja... Ja nie chciałam umierać- wybuchła płaczem.

Raquel chciał wziąć ja w ramiona, ale przypomniał sobie jak jeszcze przed chwilą go odepchnęła. Nie chciał, by zrobiła to ponownie, dlatego zdezorientowany patrzył na nią zastanawiając się jakich słów ma użyć. Jak przekazać co czuje? Czy werbalnie może pokazać jej swoją miłość?

Nira nie pozwoliła Raquelowi długo się zastanawiać. Rzuciła mu się w objęcia i rozpaczliwe przylgnęła do niego, szukając pocieszenia. A on nie dał się długo prosić. Po raz kolejny otoczył ją ramionami, tym razem będąc pewnym, że Nira nie zapragnie się z nich wydostać.

Długo stali objęci, próbując dojść do siebie po burzliwej rozmowie, aż w końcu Nira zaproponowała nieśmiało:

-Chyba pora zająć się dzieckiem. Widocznie Avenida nie uważa, że potrzebujemy chwili spokoju.

-Tak. Najwyższy czas, by i jej poświęcić trochę uwagi. Jesteśmy egoistami, którzy nie troszczą się o swoje dziecko- zaśmiał się.

Niechętnie, z wyraźnym ociąganiem odsunął od siebie Nirę i przyjrzał się jej, jakby chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów z jej wyglądu.

„Ale to przecież niepotrzebne" zaprotestowała w myślach, lecz jej opór został błyskawicznie przełamany w momencie, gdy usta czarnego anioła dotknęły jej warg. Trwało to jednak tak krótko, że dziewczyna powiedziała cicho:

-Jeszcze.

Raquel uśmiechnął się z satysfakcją.

-Dokończymy, po tym jak Avenida zaśnie. Mamy przecież wiele czasu- rzekł łamiącym się z pożądania głosem. Jemu także z trudem przyszło zrezygnować z pocałunku, lecz chciał mieć całkowity spokój, gdy całą swą uwagę poświęci Nirze.

Młodzi, chociaż określenie to nie pasuje do upadłego anioła, podeszli do łóżeczka ich dziecka, które jak na zawołanie przestało płakać.

-Sądzisz, że zrobiła to specjalnie?- spytał z uśmiechem czarny anioł.

-Przecież to małe dziecko. Niemożliwe, by była aż tak sprytna.

-Ale ma genialnych rodziców- zaprotestował, śmiejąc się.

-W pełni się z tym zgadzam- zgodziła się z nim Nira, próbując zachować powagę. Nie była jednak w stanie tego zrobić w obliczu jego radości, więc także zaczęła się śmiać. Nie trwało to długo, gdy nagle urwała i niewidzącymi oczami patrzyła na dziecko. Sięgnęła do swej kieszeni.

-Avenido. Musisz pamiętać o tym, który ofiarował ci swoje życie. Ja także wiele mu zawdzięczam. Sądzę, iż bardzo stosowne jest byś to nosiła- powiedziała, wręczając dziewczynce medalion niegdyś należący do Baara. Małe rączki wyciągnęły się w stronę błyskotki po czym niemowlę przygarnęło wisiorek do piersi.

-Jesteś nadal pewna swojego?- zapytał Nirę zdumiony Raquel.- Ona zdaje się rosnąć znacznie szybciej niż normalne dzieci. Musimy chyba wziąć pod uwagę to czyją córką jest- zauważył, choć jeszcze nie wiedział jak blisko jest prawdy.

-Nie mam innego wyjścia, niż się z tobą zgodzić. Nie wiemy jednak jak szybko ona rośnie.

-Chyba nie chcę wiedzieć, ale wkrótce się tego dowiemy. Czuję, że Avenida przysporzy nam wiele kłopotów.

-Zapewne. Warto jednak mieć takie dziecko- zapewniła gorąco Nira.

Raquel skinął głową i w dalszym ciągu przypatrywał się niemowlęciu. Po chwili otrząsnął się jak z jakiegoś czaru i powiedział:

-Skoro nasza córka śpi lub udaje, że to robi, możemy wrócić do tego co przerwaliśmy.

Wzrok Niry powiedział mu wszystko, więc bez dalszej zwłoki wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. przypomniał sobie ten zwyczaj, chociaż nie do końca wiedział jakiej okazji on dotyczy. Uznał jednak, iż jest zabawny i jak najbardziej pasuje do tej chwili.

Małe, niemal całkowicie czarne oczka patrzyły na odchodzącą parę, czekając aż znikną jej z widoku. Gdy to nastąpiło, Avenida całą swoja uwagę przeniosła na spoczywający w jej malutkich dłoniach medalion. Obracała go w rączkach oglądając z każdej strony. Następnie przesunęła paluszki po jego powierzchni w miejscu, gdzie napis runiczny został przypalony. Jeden ruch małej dłoni wystarczył, by litery stały się czytelne, a wszelki ślad po stopieniu znikł.

Mystery oznacza tajemnicę.

Wojna aniołów. T. I - Upadek aniołaWhere stories live. Discover now