Rozdział XVII

582 34 0
                                    

Raquel wiedział, że umiera. Mówiło mu o tym całe ciało. Czuł, iż powoli traci nad nim kontrole zupełnie jakby powoli ktoś kradł kolejną część jego powierzchowności. Jedynie umysł zdawał się być jedną całości, w tej chwili zbyt zagubioną, by mógł wymyślić coś rozsądnego.

Powinien łajać się w myślach za to, co zrobił. Zdawał sobie sprawę, że może przez to przyśpieszyć swoja śmierć. Śmierć... Jak słodko to brzmi. Jedynie ona była mu całkowicie obca. Nie mógł jednak powiedzieć, iż za nią tęskni. Kiedyś i owszem, lecz teraz, gdy spotkał ukochaną nie był jej spragniony. Zostawiał swoją podopieczną, a tego nigdy nie wolno zrobić opiekunowi. Po raz kolejny nie dotrzymał danej obietnicy. Pierwszą złamał w chwili, gdy ją pokochał, a druga to słowo dane Nirze, że razem zamieszkają w Grotach Ciemności. Ciekawe czy kiedykolwiek mu wybaczy.

Mimo wszystko odczuwał satysfakcję. Leżał na plecach, więc kątem oka widział rozcięcie na boku Gabriela, z którego stale płynęła krew. Taka czysta o pięknej szkarłatnej barwie. Anioł światłości w ogóle się tym nie przejmował. Siedział i patrzył na zachodzące słońce. Wiedział, iż wyniesie z tej walki bliznę. Taka rana zadana czarnym mieczem nie zniknie w zapomnieniu.

Raquel spróbował obrócić głowę w drugą stronę, lecz mu się to nie udało. Był zbyt słaby. Patrzył zatem jak szkarłatny strumień powoli płynie w jego stronę aż ponownie zamknął oczy. Przynajmniej dwie istoty na całej ziemi miały nadzieję, że nie na zawsze.

-NIRA!!! NIEEE!!!- usłyszał krzyk, który sprawił, iż się ocknął. Spojrzał w stronę skąd według niego dochodził pełen paniki głos i zobaczył stado czarnych ptaków. Chociaż... Nie! To nie są czarne ptaki! Wszędzie rozpoznałby tą ponurą postać w czarnym płaszczu i z naciągniętym na głowę kapturem. Anioł zagłady i to nie jakiś zwyczajny, lecz ich przywódca- Herior.

Podczas, gdy wszyscy zawiśli w powietrzu i dało się w ich postawie wyczuć ogromne zdziwienie, jedna z czarnych postaci odłączyła się od reszty i zanurkowała w dół za istotą w bieli, która bardzo szybko spadała prosto na niego. Nie był to nikt kogo zna, gdyż w Grotach Ciemności wszyscy ubierali się albo na czarno albo inne ciemne kolory. Ta natomiast miała na sobie długą białą tunikę, która powiewała jakby ze złością. Czarnego anioła zdziwiło to porównanie, lecz jakoś przyszło mu do głowy i wydawało się pasować do sytuacji.

Wzrok miał w dalszym ciągu nieco zamglony, więc upłynęło kilka sekund zanim rozpoznał zbliżającą się postać. Nira!, krzyknęło coś w jego wnętrzu i w tej samej chwili ujrzał nad sobą ognisty miecz, spoczywający poziomo na tyle wysoko, by nie paliły jego skóry. Stanowczo za wolno jego otumaniony umysł uświadomił sobie, ze ostrze jest tak ułożone, by spadające ciało Niry przecięte zostało na pół. Jednakże nawet gdyby zdążył o tym do niej krzyknąć, nic by nie zrobiła, gdyż była zwykłym człowiekiem, który nie mógł kontrolować swego „lotu".

Brzuch Niry niebezpiecznie zbliżył się do ognistego miecza. Jednakże w tym samym momencie, w którym wydawało się, że zostanie rozpłatana na pół czyjaś mocna ręka odepchnęła ją w bok ratując od niechybnej śmierci. Równocześnie dał się słyszeć krzyk Raquela, który ponownie dotknął palącego ostrza. Na jego przedramieniu pojawiło się nacięcie i kolejne oparzenie.

W tym czasie wszyscy zdążyli zorientować się w sytuacji i błyskawicznie dotarli na ziemie. Czyjś miecz stał się przeszkodą dla ciosu wymierzonego w serce Raquela i odciągnął od niego Gabriela, lecz czarny anioł nie miał siły, by zobaczyć kto to zrobił. Poza tym całą uwagę skupił na dziewczynie, która leżała nieopodal. Jednakże zajęła się nią strażniczka.

-Co się stało?- spytała zdezorientowana Nira. Czuła, że boli ją brzuch, a chwilę przed tym, gdy miała dotknąć ostrza, odepchnęła ją czyjaś ręka.

Wojna aniołów. T. I - Upadek aniołaحيث تعيش القصص. اكتشف الآن