„Myślałem, że cię stracę"

2.3K 88 2
                                    

Zimny powiew powodował u mnie gęsią skórkę. Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na ziemi w jakimś pomieszczeniu. Na moich nadgarstkach były zapięte metalowe kajdanki, które przyczepione były do kamiennej ściany. Ból przechodził przez całe moje ciało. Czułam jak pali mnie brzuch i nos. Ledwo podniosłam się z ziemi. Usiadłam i oparłam się o ścianę, która była nierówna i kawałek wbijał mi się między łopatki, ale nie chciałam już zmieniać pozycji. Spojrzałam na kostki moich dłoni. Były lekko sine i w niektórych miejscach były duże strupy po ranach. Nagle poczułam jak strumyczek krwi wypływa mi z nosa. Nie miałam siły go wytrzeć, więc pozwoliłam mu dalej płynąć. Każdy ruch był dodatkową porcją bólu.

Nagle usłyszałam jakieś krzyki. Dobiegały zza okna, które znajdowało się na tej samej ścianie, gdzie były przyczepione moje kajdanki. Było niedaleko, a mnie nachodziła wielka ochota wyjrzenia na zewnątrz i zobaczenie o co chodzi. Nabrałam powietrza i powoli je wypuściłam. Czynność powtórzyłam kilka razy, a później powoli podniosłam się. Kajdanki nie pozwoliły mi na wyprostowanie się, ale za to udało mi się zbliżyć do okna. Lekko wyjrzałam przez nie. Zobaczyłam duży dziedziniec. Przy ścianach przykuci byli ludzie, a na środku placu stała drewniana platforma gdzie licytowali ludzi. Dookoła platformy stali mężczyźni. Nagle na stoisko wprowadzono dziewczynę o kasztanowych włosach. Była to Łucja. Nie słyszałam co mówią tam na dole, ponieważ byłam za daleko. Znajdowałam się chyba na drugim pietrze, obok wierzy dzwonniczej.

„Sprzedano" usłyszałam tylko. Łucję sprowadzono z platformy i zaprowadzono do jakiegoś punktu. Teraz zaczęli licytować Eustachego. Nie chciałam się już temu przyglądać, musiałam uciec. Ukucnęłam i zaczęłam majstrować przy kajdankach. Próbowałam przecisnąć dłonie przez obręcz na nadgarstkach, ale na próżno. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu pomysłów. Po chwili zobaczyłam kamień oddalony od mnie o jakieś 2 metry. Mogłam spróbować go użyć do rozwalenia uchwytu, do którego przyczepiony był trzymający mnie łańcuch. Pochyliłam się, aby chwycić kamień, ale na próżno. Musiałam spróbować inaczej go zdobyć. Wystawiłam nogę, ale też nie udało mi się go chwycić. W końcu położyłam się na ziemi i wyprostowałam ręce, tak, że leżałam wyciągnięta. Zaczęłam ruszać nogą i szukać kamienia. Po chwili poczułam go pod piętą. Powolnym ruchem próbowałam przyciągnąć do siebie kamień.

Na zewnątrz usłyszałam krzyki i uderzenia mieczy. Ktoś zawołał „za Narnię" i wtedy wiedziałam, że to moja załoga próbuje nas uratować.

Po chwili udało mi się przyciągnąć kamień. Z powrotem usiadłam i wzięłam kamień do ręki. Był zimny i ciężki. Musiałam bardzo się wysilać, aby go dobrze złapać i uderzyć w uchwyt, gdyż czułam jak pękają moje strupy na kostkach dłoni, a brzuch przechodzi kolejne fale gorącego prądu. Uderzyłam pierwszy raz, ale uchwyt nawet nie drgną, nie zniechęciło mnie to. Uderzałam dalej, aż w pewnym momencie uchwyt pękł. Puściłam kamień, który upadł na ziemię robiąc niezaplanowany huk. Nagle usłyszałam jakieś krzyki za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę, który mnie pojmał i uwięził. Miał groźną minę i ciężko dyszał.
- Próbowałaś uciec?!- zapytał podniesionym głosem i podszedł do mnie. Milczałam. Mężczyzna złapał mnie za ramię i podniósł- idziesz ze mną! I nikt cię nie zabierze!- prawie krzycząc powiedział facet. Dopiero teraz zobaczyłam, że w lewej ręce trzyma nóż. Był zakrzywiony na końcu.
- Nigdzie mnie nie zabierzesz- powiedziałam i uderzyłam mężczyznę w brzuch. Nie spodziewał się tego i ugiął się z bólu, puszczając moje ramię. Miałam szansę uciec. Zaczęłam biec przed siebie. Biegłam w stronę gdzie był największy hałas. Znajdowałam się na jakim korytarzu, przed mną były schody, więc ostrożnie po nich zeszłam. Nagle za plecami usłyszałam okropny krzyk i uderzenie. Wiedziałam, że to tamten facet i chciałam przyspieszyć, ale nie byłam w stanie. Odwróciłam się na chwilę, aby zobaczyć czy nie ma go za mną. Nikogo nie było, tylko pusty ciemny korytarz i schody. Biegłam dalej, aż zobaczyłam drzwi. Otworzyłam je i znalazłam się w sali z dzwonami. Przez małe okna wpadało światło i oświecało mi drogę na zewnątrz. Musiałam zwolnić, bo nie miałam już siły biec. Rany bolały mnie jeszcze bardziej niż wcześniej. Byłam już blisko drzwi, kiedy do sali wbiegł zły dowódca. Odwróciłam się i zobaczyłam jak biegnie w moją stronę. Moje serce na moment zamarło. Nie mogłam się ruszyć, aż do momentu kiedy pomyślałam sobie, że przechodząc przez drzwi będę bezpieczna. Znowu zaczęłam biec. Kiedy znalazłam się pod wyjściem mocno popchnęłam drzwi. Otworzyły się, a ja wybiegłam przez nie. Nie zauważyłam schodów przed nimi i przewróciłam się uderzając w dwa twarde schodki. To cud, że nic nie złamałam.

Otworzyłam oczy, które zamknęłam razem z wybiegnięciem na dwór. Siedziałam na ziemi, przed mną walczyli Narnijczycy, a za mną stał zły dowódca. Mężczyzna przestraszył się gromady wściekłych żołnierzy i uciekł w stronę portu zostawiajac mnie. Odetchnęłam i moje serce znowu zaczęło prawidłowo bić. Przyglądałam się walce i było dobrze widać, że Narnijczycy wygrywają. Po chwili wszyscy łowcy niewolników zostali pokonani. Rzucili broń i uklękli. Z jakiegoś budynku wybiegł Kaspian i Edmund. Brunet miał zmartwioną minę i podbiegł do jednego z łowców. Zaczął na niego krzyczeć, ale nie usłyszałam co dokładnie do niego powiedział. Powoli wstałam i zaczęłam iść w ich stronę. Czułam jakbym miała zaraz upaść, ale dalej szłam. Nagle zobaczyła mnie Łucja i podbiegła do Kaspiana. Powiedziała coś i pokazała na mnie. Pewnie powiedziała, że mnie znalazła lub coś w tym stylu. Kaspian na mój widok zaczął biec w moją stronę.
- Glor!- krzykną dobiegając do mnie. Dawno nie widziałam tak przerażonej miny jak jego. Kiedy był już obok mnie, przytulił mnie- bałem się, że cię stracę- powiedział gładząc mnie po głowie. Kiedy to usłyszałam poczułam przyjemne ciepło przepływające przez moje ciało. Nie myślałam o tym, że wszystko mnie boli, tylko o nim i jego słowach, które były bardzo miłe.
- Nie straciłeś- powiedziałam cicho wtulając mu się w klatkę piersiową. Słyszałam jak szybko i mocno bije mu serce. W naszą stronę zaczęli iść Łucja i Edmund.
- Nigdy nie pozwolę, aby ktoś ponownie cię skrzywdził- powiedział i pocałował minę w czoło. Było to miłe uczucie. Nareszcie poczułam się dla kogoś tak bardzo ważna. Kaspian odchylił się, aby spojrzeć mi w oczy. Czułam jak tracę powoli siły i nogi zaczynają się mnie nie słuchać. Zaczęłam upadać na ziemię, ale Kaspian złapał mnie i podniósł- trzymam cię- powiedział i podrzucił mnie lekko, tak aby mnie mocniej chwycić . Obejmowałam jego szyję i oparłam głowę o ramię.
- Dziękuję- powiedziałam cicho i zamknęłam oczy. Czułam jak tracę powoli przytomność. Po chwili wszędzie zrobiło się ciemno, a ja nic nie słyszałam, tylko szybkie bicie serca Kaspiana.

_______________________________

Hej kochani! Mam nadzieję, że podobał wam się następny rozdział!

Tak jak zwykle przepraszam za wszystkie błędy w tekście.

Wasza happy_maj

Opowieści z Narnii: Podróż na Kraniec ŚwiataWhere stories live. Discover now