„Gdzie jest Łucja?"

1.6K 60 11
                                    

Obudził mnie Edmund, który potrząsał moje ramię i coś mówił. Otworzyłam zaspane oczy i pierwsze co zobaczyłam to śpiącego obok mnie Kaspiana. Jego ręka znajdowała się na mojej talii.
- Glor!- powtarzał ciagle Edek i potrząsał moim ramieniem. Nie przestawał.
- Już nie śpię- powiedziałam unosząca się do pozycji siedzącej. Ziewnęłam i spojrzałam na podenerwowanego chłopaka.
- Spójrz- powiedział pokazując na piasek. Przyjrzałem się i zobaczyłam odbite w nim wielkie stopy. Momentalnie się wybudziłam i zaczęłam potrząsać ramie Kaspiana. Nie byłam tak delikatna jak Edmund. Mocno złapałam bark bruneta i pchałam najpierw do siebie a potem od siebie. Mówiłam głośno jego imię. Brunet w mgnieniu oka usiadł i nawet nie był, ani trochę zaspany. Był raczej zdezorientowany i wyrwany z miłego snu.
- Glor, co się dzieje?- zapytał szybko oddychając. Nic nie powiedziałam, tylko wstałam i zaczęłam pokazywać palcem po śladach na piasku. Kaspian również wstał i zaczął skakać wzrokiem od jednego wgłębienia do drugiego. Chciałam obudzić Łucję, ale jej miejsce było puste. Obok jej koca było mnóstwo śladów.
- Gdzie jest Łucja?!- krzyknęłam i obudziłam przy tym połowę załogi. Wszyscy zaczęli wstawać i patrzeć co to za ślady.
- Łucja!- krzykną zdenerwowany Edmund. Podbiegłam do niego i złapałam za ramię. Na jego twarzy malował się strach i obawa. Ja czułam dokładnie to samo. Chyba wszyscy to czuli.
- Pójdziemy jej szukać- powiedziałam dość spokojnie. Napewno spokojniej niż się tego spodziewałam- po śladach- dodałam i zaczęłam kierować się ścieżką wydeptaną przez chyba olbrzymy, bo nie wyobrażam sobie kogo mogły być to ślady, TAKIE WIELKIE!

Szliśmy dość szybko. Prowadziłam całą grupę. Kroku dotrzymywał mi tylko Edmund. Po chwili dołączył do nas Kaspian. Podał mi miecz i zrobił minę, która mówiła, że mam być ostrożna i historia z poprzedniej wyprawy ma się nie powtórzyć. Wzięłam od niego broń i zacisnęła mocno dłonie na uchwycie.

Po chwili dotarliśmy na dziwny ogród. Drzewa miały dziwnie wycięte kształty, a trawa była jakby nie naruszona. Ciemno zielona i bardzo gęsta.
- Sztylet Łucji- powiedział Edmund podnosząc go z trawy. Spojrzałam na niego i pewnym momencie poczułam uderzenie w ramię. Było mocne. Rozejrzałam się dookoła siebie i nikt nie stał na tyle blisko, aby mnie uderzyć i tak szybko odbiec. Jeszcze raz zostałam uderzona, ale tym razem w rękę, w której trzymałam broń. Upuściłam ją, a momentalnie miecz uniósł się w powietrzu i został wymierzony w moim kierunku. Okazało się, że nie tylko mi się to przydarzyło. Wszyscy walczyli z niewidzialnym nieprzyjacielem i wszyscy przegrali.
- Kim jesteście?- zapytał Kaspian oglądając się w moim kierunku.
- Straszliwe Niewidzialne stwory- powiedział dość gruby męski głos.
- Cieszcie się, że nas nie widzicie- powiedział drugi głos, ale tym razem trochę bardziej piskliwy, lecz nadal męski.
- Mamy głowę tygrysa!
- A ciało innego tygrysa.... gryyyy- powiedział jeden ze znajomych mi już głosów.

Czułam obawę. Nie widzieć przeciwnika i to tak niebezpiecznego. Byli jeszcze gigantyczni. Bałam się. Chciałam podbiec do Kaspiana, ale to na nic, między nami wisiały w powietrzu dwa miecze, co sugerowało, że nieprzyjaciele właśnie tam się znajdują.

Nagle w powietrzu zaczęły pojawiać się kształty. Jakby twarze, ręce, ciała. Po chwili naszym oczą ukazały się dziwne stworzenia. Stały trójkami. Dwóch na ziemi, a jeden trzymany w górze. Wszyscy wyglądali jak skrzaty, z jednymi nogami. Nie zbyt duże
głowy, wzrost raczej dziecka i tułów połączony z nogą z gigantyczną stopą. Mieliśmy swoich przerażających olbrzymów z częściami ciała tygrysa.

- I co pomachacie paluchami, podepczecie wielkimi bańdziochami- zaśmiał się Kaspian krzyżując ręce na piersi. Wszyscy zaczęli się śmiać, a jednonogie skrzaty zaczęły się rozbiegać. Upuściły nasze bronie. W jednej chwili wszyscy rzucili się po miecze, dzidy, sztylety.
- Gdzie jest moja siostra ty pokurczu?- zapytał się podenerwowany Edmund i razem z Kaspianem i dwoma innymi członkami naszej grupy wycelowali w jednego ze stworków bronią. Mógł to być ich dowódca. Wydawał się najwyższy i najstarszy. A jego głos brzmiał jak ten, który głównie mówił.
- Powiedz im wodzu- powtarzało kilkoro stworzeń. Ich głosy nie były już tak przerażajace jak chwile temu.
- Je...jest w dworze- powiedział dość drżącym głosem. Podniósł lekko ręce do góry i nie odrywał wzroku od końcówki miecza Edmund'a. Rozejrzałam się dookoła siebie i nie zobaczyłam rzadkiego budynku. Wszyscy zrobili chyba to samo i nasze miny były identyczne, czyli pełne zdziwienia i zdezorientowania.
- Czy wy zawsze musicie mnie tak zostawiać?- nagle zza krzaków wyszedł Eustachy. Otrzepywał ciagle swoją koszulę i spodnie.
- O prosiak przyszedł- powiedział jeden ze stworzeń. Zaśmiałam się, podobnie jak inni. Faktycznie Eustachy bardzo głośno chrapał i brzmiał jak świnia.
- Ta wyspa dosłownie dziwnieje w oczach- powiedział blondynek zobaczywszy gromadę jednonogich stworków. Jego mina była jeszcze bardziej zdziwiona niż moja kiedy zobaczyłam co się tutaj wyrabia.

Opowieści z Narnii: Podróż na Kraniec ŚwiataWhere stories live. Discover now