26

228 18 4
                                    

Zaczęłam przechadzać się wśród sklepów. Oglądałam rzeczy, które mogłam kupić ale nie chciałam, najczęściej były to materiały, szlachetne kamienie czy jedzenie. Wszędzie było to samo ale nagle dostrzegłam kobietę siedzącą na dywanie. Podeszlam do niej:
- em, witaj Pani, życzysz sobie jakieś malowidło na twej skórze ? - spytała
- hm, tak, bardzo - uśmiechnęłam się i siadając obok niej podałam jej rękę aby mogła zacząć swoją pracę. Patrzyłam na to co robi, po chwili można było zauważyć tworzący się na mojej dłoni kwiat- jest piękny- powiedziałam
- dziękuję, to przyjemność malować piękne rzeczy na tak pięknej skórze - uśmiechnęła się - z kąd jesteś Pani ?
- em, proszę tylko nie Pani
- oh, przepraszam
- nie przepraszaj, yym ja jestem, nie wiem jak to powiedzieć, z za tego muru - wskazałam na wielki wał piaskowych cegieł
- na boga, jesteś kobietą Pana ? Ja niepowinnam z tobą...em z Panią rozmawiać
- błagam tylko nie Pani, nigdy nie będę ponad kimś, a to że jestem kobietą Pana nie ma żadnego znaczenia, przynajmniej dla mnie
- ja nie rozumiem
- nie chcę być traktowana lepiej bo jestem więziona w pałacu do, którego tak naprawdę zostałam przewieziona siłą
- ale takie jest prawo
- a ja się do niego nie stosuję, bo to nie moje prawo
- a więc mogę normalnie z tobą rozmawiać ?
- tak, oczywiście, em jak masz na imię ? - spytałam, a kobieta spojrzała na mnie zszokowana
- Makarim - uśmiechnęła się
- miło mi, jestem - zawachałam się - Zahrah
- oh piękne imię
- dziękuję - nagle przyszło mi coś do głowy - wiesz może co oznacza ?
- Pan ci nie powiedział? - pokręciłam głową na nie - więc ja także nie mogę ci powiedzieć, przykro mi
- ehh, rozumiem, a co oznacza twoje imię ?
- o dobrym charakterze
- mogłam się domyślić - uśmiechnęłam się szeroko co Makarim odwzajemniła. Spojrzałam na swoją dłoń - boże, jakie to piękne - zachwyciłam się
- dzięku...- przerwał jej dźwięk tluczonych naczyń
- mamo! - usłyszałam głos chłopca
- boże co robić ?- stała sama siebie
- idź i tak już jest piękny - wskazałam na kwiat, a ona wstała i pobiegła do drzwi będących za jej plecami. Wstałam i zostawiłam na kocu prawie całą zawartość woreczka czyli jakieś 15 sztuk złota.
Zaczęłam podążać wolnym krokiem w kierunku bramy. Gdy byłam na miejscu Quebo wpuścił mnie do środka, a sam został na targu zapewne czekając aż reszta haremu skończy swoje zakupy. Szłam dziedzińcem gdy nagle usłyszałam głos:
- co kupiłaś ? - podskoczyłam ze stachu
- musisz się tak czaić ? - spytałam poirytowana- nie wiem czy można to nazwać kupnem, bardziej zapłaciłam za usługę - Taco spojrzał na mnie zdziwiony, a ja pokazałam mu moją rękę
- cudowny - uśmiechnął się
- właśnie, zapomniała bym - podałam mu worek z resztą złota
- zostało ci coś ? Harem zwykłe wydaje wszystko. W takim razie weź to - chciał mi podać worek
-nie chcę, nie lubie dysponować czyimś pieniędzmi
- coraz bardziej mnie zaskakujesz Zahrah - podszedł do mnie i objął mnie w tali patrząc prosto w moje oczy.

*Oksana*
- pożałujesz tego ladacznico! - powiedziałam do siebie i czekałam w ukryciu aż ona i mój biedny omamiony ukochany ulotnią się z dziedzinca.

8KOBIET | Taco Hemingway [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz