▪121▪

5.6K 260 100
                                    

dziedzic się rodzi, noc truchleje  

Obudziłaś się w środku nocy czując potworny ból

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.

Obudziłaś się w środku nocy czując potworny ból. Jakby coś rozrywało cię od środka. Od razu wiedziałaś co jest jego przyczyną. Gwałtownie odwróciłaś się w stronę Jungkooka, ale jego miejsce puste. Gdzie on jest kiedy go potrzebujesz?! Z każdą sekundą ból się nasilał. Nie byłaś w stanie nawet ruszyć się z miejsca. Leżałaś jak sparaliżowana. Chciałaś krzyczeć, ale zamiast tego z twoich ust wydobył się pojedynczy jęk bólu. Rozpaczliwie wpatrywałaś się w drzwi mając nadzieję, że zaraz się otworzą, a w nich stanie twój mąż, którego w tym momencie potrzebowałaś najbardziej.

nie minęło dużo czasu, choć dla ciebie to były jak godziny, kiedy chłopak wrócił do sypialni. Zaspany podrapał się po włosach i ziewnął, ale natychmiast się rozbudził widząc co się z tobą dzieje. Jak poparzony podbiegł do łóżka, po jego senności nie było już ani śladu.

- Kochanie? Kochanie, co się dzieje?! – stanął nad tobą i zaczesał twoje zlepione od potu włosy do tyłu, czuł jak jego serce podskakuje mu aż do gardła.

- Ja... rodzę... - wystękałaś łapczywie łapiąc powietrze.

Po twoich słowach Jungkookowi nagle zrobiło się słabo. Bał się nawet cię dotknąć, w obawie, że może ci zrobić krzywdę. W pierwszej chwili chciał sięgnąć po telefon i zadzwonić po karetkę, ale przyjechaliby za późno, zwłaszcza kiedy na zewnątrz panuje śnieżyca. Nie myśląc już wiele schował cały swój strach do kieszeni. Teraz najważniejsza byłaś ty. Ty i wasze dziecko.

Pospiesznie ubrał spodnie i ściągnął z łóżka miękki koc, którym cię okrył.

- Zaraz dostaniesz pomoc – wyszeptał czule i ostrożnie wziął cie na ręce.

Słysząc jak wydałaś z siebie przeraźliwy okrzyk bólu w jego oczach pojawiły się łzy, ale nie mógł ci ich pokazywać. Musiał był opanowany. Dla ciebie. Dla was.

Szybko wsunął na stopy pierwsze lepsze buty i prawie biegiem skierował się do windy, którą w myślach wyklinał za jej tempo. Przez chwilę pomyślał o schodach, ale bał się, że z pośpiechu może z nich spaść, a wtedy... Nawet wolał o tym nie myśleć.

Jak tylko znalazł się na parkingu wsadził cię do samochodu i opuścił fotel, żebyś mogła się położyć. Okrył cię szczelniej kocem, po czym zasiadł za kierownicą.

Nie wiedział ile dokładnie jechaliście, ale mógł przysiąść, że po drodze złamał większość przepisów drogowych.

Wbiegł z tobą na rękach do izby przyjęć. Jeszcze w samochodzie poinformował personel szpitala, że jedziecie, dlatego wszystko było już przygotowane. Natychmiast znalazło się przy was kilku lekarzy i pielęgniarek. Posadzili cię na wózku i nie zwracając uwagi na Kooka skierowali się w stronę sali porodowej.

- Kookie – jęknęłaś odwracając się w jego stronę.

Nie chciałaś tam zostawać sama, byłaś tym wszystkim coraz bardziej przerażona. Chłopak widząc twoją twarz skrzywioną w grymasie bólu i wyciągniętą w jego stronę dłoń szybko się przebudził z chwilowego otępienia. Podbiegł do ciebie i splótł wasze palce razem.

- Już dobrze, jestem tu – pocałował wierzch twojej dłoni.

Chciał dodać ci otuchy, żebyś poczuła się bezpiecznie, choć sam był kłębkiem nerwów. W jego głowie szalały najgorsze myśli, które próbował przegonić na wszelkie sposoby. Nie mógł dopuścić nawet wizji, że dziecku lub, co gorsza, tobie mogłoby się coś stać.

Po chwili znaleźliście się przed podwójnymi drzwiami, przez które zostałaś przewieziona. Jungkook chciał iść tam razem z tobą, ale pielęgniarka go powstrzymała, zamykając mu wejście tuż przed nosem, tłumacząc, że im mniej osób tym lepiej.

Kompletnie tego nie rozumiał. Przecież miał prawo być przy tobie, zwłaszcza w takiej chwili! Miał cię wspierać, uspokajać, tymczasem zostaje mu bezczynne chodzenie po korytarzu. Wariował od myśli kotłujących się mu w głowię. Dodatkowo twoje krzyki... Nie powstrzymywał już łez.

Po prawie godzinie zdecydował się wreszcie zadzwonić do chłopaków. Musiał być z kimś, choćby tylko po to, żeby ktoś zatrzymał go przed wejściem na salę, co raz próbował zrobić, ale znowu ta pielęgniarka...

- Jungkook! – dobiegł go głos Jimina.

Chłopak odwrócił się w stronę biegnącej do niego szóstki przyjaciół, w których objęciach natychmiast się znalazł.

- Co z nią? – zapytał Yoongi.

Kook bezsilnie opadł na jedno z krzesełek pod ścianą i schował twarz w dłonie. Czuł jak łzy zalewają mu policzki.

- Nie wiem – mruknął – Cały czas ktoś tam wchodzi i wychodzi – z westchnięciem oparł się o ścianę wlepiając wzrok w sufit – Nikt nie chce mi nic powiedzieć...

- Spokojnie – Hobi usiadł obok niego i poklepał go po ramieniu.

- Jak niby mam być spokojny?! – spojrzał na przyjaciela – Moja żona właśnie rodzi, a ja nie wiem czy wszystko z nią i naszym synem w porządku – znowu wstał i zaczął nerwowo chodzić po korytarzu – Przypilnuję, żeby ta flądra straciła pracę – powiedział o pielęgniarce wskazując na drzwi.

- Złość teraz w niczym nie pomoże – odezwał się najstarszy – Gdyby były jakieś komplikacje, to na pewno by biegali tu jakby się paliło, tymczasem od naszego przyjścia nikt stamtąd nawet nie wychylił nosa – Jin złapał maknae za ramiona, żeby się zatrzymał.

- Może masz rację – wypuścił powietrze z płuc.

Choć wierzył słowom swojego hyunga, to nie mógł tak po prostu przestać się martwić. Nie kiedy w grę wchodziło zdrowie i życie najważniejszych dla niego osób.

 Nie kiedy w grę wchodziło zdrowie i życie najważniejszych dla niego osób

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.
Jeon Jeongguk|imagineDove le storie prendono vita. Scoprilo ora