5 without mincing words

610 71 47
                                    

Dom rodziców Chanyeola był pieprzoną willą. Dwa piętra z mnóstwem pomieszczeń i przestrzennym salonem, wszystko obsypane złotem: klamki do drzwi, poręcze schodów, akcenty na meblach i dekoracje. Nawet porcelanowe filiżanki, z których piliśmy właśnie herbatę, były złocone i za każdym razem, gdy łapałam je za delikatne uszko, modliłam się, żeby nie pękło.

Zanim postawiłam w tym miejscu po raz pierwszy nogę ponad rok temu, podobne domy widziałam tylko w telewizji, oglądając romantyczne dramy, w których biedna dziewczyna zakochiwała się w synie chaebola. Właściwie w naszym przypadku sytuacja była dość podobna. W końcu ojciec mojego narzeczonego był właścicielem jednej z najlepiej prosperujących w kraju wytwórni muzycznych. A kim byłam ja? No właśnie, zwykłą dziewczyną bez dobrego rodowodu, co przyszła teściowa nieraz mi wypominała.

– Nie zrozum mnie źle, kochanie – pani Park ciągnęła swój wywód na temat dekoracji ślubnych. – Sala ślubna, którą wybraliście, jest piękna, ale te kwiaty w niej są okropne. Już rozmawiałam z właścicielami i zgodzili się na zmianę dekoracji za dodatkową, odpowiednią zapłatą. Umówiłam nas też do mojej zaprzyjaźnionej florystki z klubu fitness, robi przepiękne bukiety, już nawet wstępnie przejrzałam jej katalog i wybrałam kilka zestawów, które mi się podobają. Pójdziemy tam jutro w południe i dogadamy szczegóły, niczym nie musisz się martwić.

Odkąd Chanyeol mi się oświadczył, jego matka przy spotkaniach nie mówiła o niczym innym, niż o przygotowaniach do ślubu. Z jednej strony było mi to na rękę, ponieważ w końcu porzucili temat moich studiów i ich słuszności, więc na moment mogłam odetchnąć. Z drugiej jednak, ciągłe słuchanie o wymarzonym przyjęciu ślubnym teściowej było strasznie męczące. Byłam w tym totalnie zielona, więc wsparcie organizacyjne było mi na rękę... Ale wsparcie, a nie całkowite przejęcie kontroli nad sytuacją.

Nie istniała ani jedna decyzja, której nie podjęła za mnie teściowa. Nawet ta cholerna sala ślubna! Wysłała nam trzy adresy z godzinami umówionych spotkań i musieliśmy się zdecydować na jedną z nich. Wszystkie cechował odrażający przepych i elegancja. Wybrałam najmniejsze zło, czyli salę, w której zimny wizerunek ocieplały kwieciste dekoracje. A teraz ta kobieta od tak, bez konsultacji, postanowiła sobie, że je zmieni!

– Jutro nie mogę – powiedziałam, starając się z całych sił zachować spokój.

– Jak to nie możesz, przecież już nas umówiłam.

– Mam zajęcia, mamo. A potem idę na popołudniową zmianę do pracy.

Na wspomnienie o pracy teściowa widocznie się skrzywiła. Nienawidziła tego, że jej przyszła synowa pracowała dorywczo jako kelnerka i niejednokrotnie namawiała mnie do rzucenia tego zajęcia. Albo skoro już się tak upierałam przy pracowaniu, powinnam przynajmniej znaleźć coś lepszego. Ojciec Chanyeola nawet proponował mi posadę trenera w wytwórni. Miałabym zajmować się świeżymi trainee i przeprowadzać z nimi rozgrzewki przed zajęciami z choreografem. Ponieważ, oczywiście, na posadę choreografa ich zdaniem nie posiadałam wystarczających umiejętności.

– Po raz kolejny nalegam, żebyś w końcu zrezygnowała z tej pracy. Nie tym powinnaś się teraz zajmować, do ślubu już coraz mniej czasu! – Uśmiechnęłam się przepraszająco w odpowiedzi i spuściłam głowę. Kolejna dyskusja na ten temat nie miała sensu. – To kiedy ci pasuje, złotko?

Posady trenera tańca nie przyjęłam. Tłumaczyłam się żartobliwie ostatnimi chwilami niezależności i tym, że nie powinni wkręcać mnie w rodzinny biznes jeszcze przed zostaniem jej częścią. Wymówkę przyjęli dość spokojnie, szczególnie teść, który po tym oświadczeniu z mojej strony lubił sobie żartować, że to ostatnie miesiące Yeola jako jedynaka, bo po ślubie w końcu będzie miał drugie dziecko.

[bts] sure thing ✗Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz