7.

1.1K 84 36
                                    

Dzisiejszy dzień nie należał do tych miłych, spokojnych czy takich które da się przeżyć. Na pewno nie dla Annelain, która od północy mimo deszczu siedziała na cmentarzu, przed grobem rodziców oraz tempo patrząc w datę ich śmierci. Koło trzeciej nad ranem po raz pierwszy się odezwała.

- Kap, kap, kap..
Co to za dźwięk?
To deszcz?
Krople wody z kranu uderzające o dno zlewu?
Nie.. To nie ten dźwięk..

Ten dźwięk należał do czegoś cenniejszego.
Czegoś bardziej szlachetnego.
O cudnej , szkarłatnej barwie.
Do krwi..

Krwi, która jest źródłem życia.
Która jest jego początkiem i końcem.
Co świadczy o tym, że żyjemy?
Śmiech, uśmiech?

Nie. To nie to.
To krzyk. Krzyk agonii, męki oraz rozkoszy.
Żyjemy tylko dzięki krwi, jednak nie doceniamy jej.
Kap, kap, kap...
Co to za dźwięk?

To dźwięk rozpaczy, uchodzącego życia.
Strumień krwi spływa po ciele zabierając ze sobą życie.
Kap, kap, kap...
Co widzisz?
Widzisz szkarłatną ciecz.
Ciecz z kilku kropli zmieniającą się w strumień, kałużę a na końcu w morze bądź ocean.
Kap, kap, kap...

To co słyszysz to już koniec.
Koniec życia, koniec pewnej historii.
Jednak krew zawsze napisze kolejną.
Mroczniejszą, krwawszą..
Kap, kap, kap..
Co to za dźwięk...- i tak w kółko, każde słowo przywoływało demony przeszłości. Śmierć rodziców, pobyt w szpitalu psychiatrycznym, tortury wykonywane przez lekarza będącego szwagrem kata jej rodziców, jego śmierć z jej ręki oraz jej czternaste urodziny. Chwila która przyniosła sławę dziewczynie jako Bloody Child. Dzień a raczej kilka minut zemsty na tych którzy czerpali radość z jej cierpienia, bólu. Moment w którym rolę się odwróciły, oni uciekający przed strachem oraz ona krocząca spokojnie korytarzem krwawą drogą. Moment w którym gołymi dłońmi uderzała o twarz Go, powtarzając mu niczym mantre jego wiersz..

- Dziecko idź na razie do domu. - z świata wspomnień wyrwał dziewczynę głos księdza, który stanął za nią, zakrywając ich oboje przed deszczem.

- Niech mnie ksiądz zostawi w spokoju. - rzuciła pozbawionym emocji głosem.

- Nie mogę. Jestem tu by pomóc osobą, których duszę cierpią... Tak jak twoja.

- W Boga nie wierzę. Więc jaki jest cel rozmowy z niby duchownym, który nie może wiedzieć ,że to co pragnie mi przekazać jest prawdą? - spytała dalej nie odrywając wzroku od grobu.

- Lecz rozmowa z drugą osobą może zdziałać więcej niż myślisz.

- Niech sobie da ksiądz spokój i idzie głosić to tak zwane słowo Boże. - rzuciła z pogardą w głosie a następnie zirytowana tym, że dalej za nią stoi  użyła daru i skierowała go wraz z parasolem do kościoła. ' Niech mi kurwa wszyscy dadzą spokój... Co za debil się dobija?!' wściekła wyciągnęła wibrujący telefon i bez patrzenia kto dzwoni odebrała.

- Czego kurwa?!

- ' Okresu dostałaś? Gdzie jesteś?'

- A ciebie co to obchodzi?

- ' Cóż jestem u ciebie w mieszkaniu i pije twój alkohol. Do tego chce o czymś pogadać. Nie przez telefon.' - powiedział spokojnie na co Hiroshiro zakryła dłonią oczy.

- Toya... To znaczy Dabi.. Możemy pogadać kiedy indziej?

- ' Teraz albo wcale.' - rzucił nim się nie rozłączył. Zacisnęła dłoń na telefonie lecz zamiast nim cisnąć w ziemię schowała go do kieszeni po czym wstała z ziemi.

- Niedługo wrócę. - dotknęła z czułością pomnik i ruszyła do swojego mieszkania.  Przez całą drogę wspomnienia ani na chwilę jej nie opuściły, a kiedy otworzyła drzwi od swojego domu nawet nie miała ochoty patrzeć gdziekolwiek. Zamknęła drzwi o które się oparła ,a po chwili do przedpokoju wszedł Dabi a za nim szła czarna kulka.

Play with fire... |Dabi x Oc|Where stories live. Discover now