Pierwsze zbiory

84 20 28
                                    

Śmierć jest dopiero początkiem.

Młody mężczyzna uderzył kilka razy paznokciem w igłę, aby sprawdzić, czy ciecz znajdująca się w strzykawce nie zgęstniała. Uśmiechnął się sztucznie do siedzącego na fotelu mężczyzny i zapytał.

- Jest pan gotowy?

- Tak - odpowiedział rozmówca, przyglądając się pomieszczeniu.

- Obiekt tysiąc trzysta dwadzieścia jeden jest gotowy - wymamrotał do słuchawki ktoś pełniący rolę pielęgniarza. - Nie krzycz za głośno.

Brązowowłosy zacisnął wokół ręki swojego pacjenta skrawek mocnego materiału. Nie interesował się dezynfekacją miejsca ukłucia, tylko wbił igłę, celując w żyłę rosłego mężczyzny.

Na początku z twarzy czarnowłosej ofiary nie dało się nic wyczytać. Patrzył w przestrzeń przenikliwym wzrokiem, czekając, aż cała substancja znajdzie się w jego ciele. Był to mozolny i nudny proces, jednak od niego zależało życie i śmierć.

- Pamiętaj, w ciągu czterdziestu ośmiu godzin wydarzy się coś. Będzie to związane z tą substancją - powiedział do niego Krystian. Mężczyzna wyczytał to z jego identyfikatora. - Opisuj wszystko, co czujesz.

- Nic nie czuję - odparł cierpko, spoglądając na swojego oprawcę. Miał na oko dwadzieścia cztery lata. - Nawet zimna.

Krystian uśmiechnął się leniwie i nacisnął guzik, znajdujący się na pilocie. Był on czerwony, oznaczający jedno: strefę testu.

- Licz do dziesięciu.

- Raz - zaczął siedzący, jednak wtedy do pomieszczenia weszło dwóch, wysokich mężczyzn.

Jeden z nich, blondyn, pociągnął go za kołnierz koszuli do pionu i zmusił, aby stał. Drugi z kolei stanął przed nim i gotowy do działania zapytał Krystiana.

- Mogę?

Rozmówca skinął lekceważąco głową, pozwalając, aby pięść mężczyzny znalazła się na twarzy ofiary.

- Dwa.

Kolejne uderzenie.

- Trzy.

Pierwsza kość została złamana z przerażającą precyzją. Ręka ofiary wygięła się pod dziwnym kątem. Mężczyzna zawył z bólu.

- Nadal nic nie czujesz? - zapytał rozbawiony, zapisując coś do notatnika.

- Czy to takie ważne?

- Mów.

Jeden z katów mężczyzny zamachnął się i uderzył w szczękę poszkodowanego.

- Zdechnij w piekle.

- Dzisiaj to już trzeci, który mi tego życzy - wyszeptał sam do siebie brązowowłosy, patrząc na niego. - Starczy tego, zwiększymy mu dawkę. Wyjdźcie! A ty? Licz!

- Cztery.

Krystian, którego niebieskie oczy uważnie śledziły poczynania mężczyzny, wstrzyknął mu kolejną dawkę testowanego serum. Ofiara wykrzywiła twarz, powstrzymując się od płaczu.

- Przecież ty nic nie czujesz - zdziwił się. Naturalnie udawał. - Powinieneś być grzeczniejszy dla swojego wybawcy.

- Wybawcy? Chyba szatańskiego pomiotu.

Splunął niemal trafiając w buty Krystiana, którego uśmiech nieznacznie się poszerzył.

- Nowy tytuł? Jesteś taki zabawny.

Tym razem to rozmówca złamał mu nos, sprawiając, że na podłogę poleciało dużo krwi. Usłyszał kolejne "licz".

- Pięć.

- Śmierć byłaby dla ciebie zbyt przyjemna, Baranowski - powiedział Krystian, zapisując to, jak wygląda kolor krwi poszkodowanego. Jest delikatnie zielonkawa, zgniła.

Damian Baranowski zmierzył go zdecydowanym wzrokiem. Sam się tutaj nie zgłosił. Nie wyznawał tak powalonej polityki jak ci, co zdecydowali się przyłączyć tutaj z własnej woli. Został zabrany w środku nocy, kiedy wracał z pracy. Jego rodzina, była żona i dwójka synów, wyprowadzili się do innego miasta, bardzo odległego. Nie miał tutaj nikogo bliskiego, był całkiem sam.

- Dalej walczysz, co?

- Mam swój honor i nie przyłączę się do was. Śmierć jest lepsza niż wasza organizacja - powiedział, próbując uwolnić boleśnie związane nadgarstki.

- Jeśli tak bardzo tego pragniesz, to chętnie ułatwię ci to spotkanie - wyszeptał Krystian, wyciągając kolejną strzykawkę. Tym razem z brunatną cieczą.

Zaintrygowany zaistniałą sytuacją posiadacz niebieskich oczu wykonał kilka ruchów i substancja znalazła się w ciele Damiana. Baranowaki zaczął oddychać coraz ciężej, a jego pole widzenia stało się nikłe. Nie mógł złapać tchu.

- Co teraz czujesz?

Rozmówca nie doczekał się odpowiedzi na to pytanie, ponieważ mężczyzna osunął się na ziemię. Prychnął rozbawiony.

- Działa.

Kiedy stracił już całą siłę do walki, do pokoju wróciło dwóch pachołków Krystiana.

- Zabierzcie go, a zwłoki porzućcie gdzieś. Nie zależy mi na ukryciu ciała.

Skinęli posłusznie i podnieśli ledwo żywego Damiana. Jego ciało stało się bezwładne, a ręka sina. Trucizna zadziałała.

- Obiekt tysiąc trzysta dwadzieścia jeden przeszedł test pomyślnie - powiedział do słuchawki, ciesząc się jak dziecko.

Stara receptura działa.

Poᥣoᥕᥲᥒιᥱ ᥒᥲ MᥲᥣιᥒყWhere stories live. Discover now