Szczury i myszy

59 12 8
                                    

Cichy głos wyraźnie wybrzmiewał w głowie Filipa. Nadal szumiało mu w uszach.

- On oddycha? – zapytała postać.

- Najprawdopodobniej tak, trupów byśmy nie zabierali – odparł drugi, męski głos. – Szef prosił, żebyśmy się nim zajęli. Ma ranę na nodze, postrzelili go.

- Po co strzelaliby do jakiegoś gówniarza?

- Przecież to oczywiste. Widziałeś papiery?

- To ten nowy rekrut? Z oddziału bandy idiotów?

- Bingo.

Malinowski otworzył oczy. Przymróżył je, gdy powitał go jasny, oślepiający blask. Rozejrzał się po pokoju, a raczej tym, co z niego pozostało. Ruiny dużego pomieszczenia oświetlało ostre światło, wydobywające się z lamp karbidówek, których używali górnicy. Całe mury okazały się pozostałościami jakiejś kapliczki. Zbite, kolorowe szkło, drewniane elementy sakralnych sprzętów i kawałki desek leżały na podłodze.

- Obudził się – wymamrotał ten, który wcześniej wspomniał o postrzeleniu.

- Jak się nazywasz, dzieciaku?

- Po co go o to pytasz? I tak wiemy kim jest.

- Kultura osobista tego wymaga, pacanie.

- Filip Malinowski – przerwał im sam zainteresowany, patrząc na mężczyzn niezbyt poważnie. – Czy raczylibyście mi wyjaśnić, co to za miejsce i kim wy jesteście?!

Dwójka mężczyzn wstała, by młodzieniec mógł się im przyjrzeć. Była to para dość szczupłych, przeciętnej urody ludzi. Dopiero teraz chłopak zauważył, że znajduje się na łóżku. Nie należało ono do sprzętów pierwszej świeżości, jednak Filip nie był wybredny, dlatego korzystał z dogodności.

- Jesteś naszym dłużnikiem. Znaleźliśmy ciebie i tę pannę pod gruzami szpitala. Z tego co wiem, nic jej nie jest. Byłeś nieprzytomny, więc przywieźliśmy cię tutaj, zawdzięczasz nam życie – odparł znudzony blondyn.

Młody przedstawiciel męskiej populacji szczycił się nienaganną fryzurą. Jasne, połyskujące włosy błyszczały w blasku żółtawego światła. Jego twarz była zdecydowanie okrąglejsza od rysów Filipa, miał delikatnie zarysowane kości policzkowe i cienie pod zielonymi oczami. Chwilę później przedstawił się jako Mateusz.

- Kamila żyje? – upewnił się Malinowski.

- Skoro powiedział, że tak, to chyba nie żartował – odpowiedział drugi.

Mężczyzna był niższy od swojego kompana. Miał czarne włosy, zmarszczki pod brązowymi oczami i bardzo sędziwą twarz. Najprawdopodobniej był kimś w rodzaju lekarza. Miał na dłoniach jednorazowe, lateksowe rękawiczki, delikatnie pobrudzone krwią, najpewniej należącą do Filipa.

- Skoro przebudziłeś się na dobre, to idziemy.

Mateusz pomógł mu się podnieść. Malinowski walczył chwilę, by utrzymać się na obolałej nodze. W końcu odniósł sukces z pomocą prowizorycznej kuli, w postaci patyka. Wybawcy powoli poprowadzili go do zniszczonych schodów, które lata świetności miały już daleko za sobą. Twarz chłopaka momentalnie pobladła. Ledwo chodził, a ma zejść po tych schodach? To niewątpliwie był słaby żart!

- Wiecie co? Nie jestem przekonany, wolę posiedzieć na górze.

- Skoro chcesz dzisiaj zginąć, to proszę bardzo. Już prawie ranek, a zaraz zacznie się codzienny obchód. Rosjanie nie biorą jeńców.

Dopiero teraz do Filipa dotarło, że drastycznie zmalały jego szanse na przeżycie. Znajduje się w martwym punkcie z dwójką podejrzanych ludzi. Na dodatek nie ma nic przy sobie, prawie świta, a głęboki tunel to jego jedyna opcja. Brzmi to jak scenariusz jakiegoś dobrego filmu przygodowego, gdzie główny bohater naraża swoje życie na każdym kroku, czerpiąc z tego przyjemność. Malinowski takim typem nie był i pomimo jego chorobliwego pecha, który normalnego człowieka już dawno doprowadziłby do kalectwa, pozostał człowiekiem rozsądnym, a przynajmniej tak mu się zdaje.

Poᥣoᥕᥲᥒιᥱ ᥒᥲ MᥲᥣιᥒყWhere stories live. Discover now