Drugie zbiory

61 12 9
                                    

Pokój był ciemny, cichy i przypominał grobowiec. Podłoga, zrobiona z ciemnego drewna, a ściany pokryte czerwoną farbą. Duże, obszerne biurko zajmowało większą część pomieszczenia, a liczne dokumenty i broń, które się na nim znajdowały, sprawiały, że nikt nie powinien czuć się tutaj bezpiecznie. Na fotelu siedział szczupły, dobrze zbudowany mężczyzna. Jego twarz była delikatnie blada, nos piegowaty, opadały na nią brązowe włosy. Oczy nie wyrażały kompletnie nic pomimo błękitnego blasku w tęczówkach. Czytał on list zaadresowany do siebie, a jego chude palce śledziły tekst.

- Panie... - zaczął mężczyzna ubrany w garnitur, był niższy od brązowowłosego – Ktoś pana oczekuje.

- Wpuść go – odparł lekceważąco, zakładając nogę na nogę. Jego usta wygięły się w przerażająco spokojnym uśmiechu.

Prosto przed jego oblicze wszedł jeden z podwładnych, a za nim dwójka pachołków, których posłał kilka godzin temu na najłatwiejsze z możliwych zadań. Wstał i stanął przed biurkiem.

- Nie wykonaliście misji – stwierdził, obserwując jak zdenerwowanie na twarzach mężczyzn przeradza się w strach. – Mieliście tylko zabić kobietę. Czy tak wiele od was wymagam?!

- To nie nasza wina, panie! – powiedział łysy, czując, jak pocą mu się dłonie. – Kobieta uciekła! Została postrzelona z ręki Adriana, celował do niej! Widzieliśmy jak upada i krwawi, najpewniej zginęła w wybuchu. Bomba została postawiona zgodnie z planem.

- Ach tak? W takim razie, gdzie są zwłoki?

- Z-zwłoki?

- Zwłoki. Skoro ta wywłoka nie żyje powinniście przynieść mi dowód, prawda? Twoje słowa znaczą dla mnie tyle, ile ostatnio wystrzelony nabój. Nic.

- Naturalnie! Zwłoki... Są pod gruzami, panie. Została zmiażdżona, kiedy uciekała przed nami! Nie przeżyła, to oczywiste.

- Jesteście tacy naiwni – mruknął, literując ostatnie słowo, sięgnął ręką w stronę biurka.

Jego smukłe palce dosięgnęły czarnego rewolweru. Podniósł go i przejechał kciukiem po bębnie, w którym znajdowały się naboje.

- Dowiedźcie swojej lojalności – dodał beztrosko, celując bronią w stronę blondyna, który towarzyszył łysemu – Klękaj.

Mężczyzna uklęknął posłusznie, spuszczając głowę. Nie miał prawa patrzeć szefowi w oczy. On i jego przyjaciel doskonale zdawali sobie sprawę, że całkowicie spartaczyli misję. Mogli to wszystko przezwyciężyć i po prostu zabić ją, kiedy mieli ku temu okazję. Do pokoju weszły trzy kobiety i spięły kończyny mężczyzny, aby w panice nie zerwał się z podłogi.

- Panie, nie moglibyśmy załatwić tego inaczej..? – zapytał cicho Kacper, który nie klęczał – Ja i Robert nie chcieliśmy pana zawieść.

- Myślicie, że macie do czynienia z idiotą? Gdyby to była trudna misja nie posłałbym was, ale zabicie lekarki? Mieliście po prostu się jej pozbyć. Wystarczało podać jej naszą strzykawkę i po problemie! Darmowy obiekt testowy! – zaśmiał się złośliwie, celując kilka milimetrów nad głową Roberta.

Krystian nigdy nie słynął z bycia delikatnym. Jego niekonwencjonalne metody budziły jednocześnie podziw i niosły strach. Zabijał, niszczył i pozbywał się wrogów już jako dziecko. Był jednym z tych ludzi, których rząd polski bał się, jak ognia. Miał wpływy większe niż prezydent, pomimo młodego wieku.

- Powinienem was zamordować – zamyślił się, trzymając pistolet przy swoim podbródku, wpadł jednak na o wiele lepszy pomysł – Zagrajmy w pewną grę. Licz do pięciu!

- R-raz?

Pistolet wystrzelił pierwszy raz. Kula przeszyła nogę Roberta, który wystraszony próbował poderwać się z podłogi, jednak łańcuch, do którego został przypięty przez służbę, skutecznie uniemożliwił mu ucieczkę.

- D-dwa... - wyszeptał Kacper, a kilka łez poleciało mu po policzkach. Wiedział, jakie będą konsekwencje.

Kolejny strzał, kolejna noga została zraniona.

- Trzy...

Ręka chłopaka została przeszyta na wylot, a krew trysnęła prosto na szary dywan właściciela pomieszczenia. Krystian prychnął obrzydzony, to był jego ulubiony dywan.

- Cztery.

Pistolet, z którego „pan" strzelał niebezpiecznie przybliżył się do klatki piersiowej mężczyzny. Chłopak uśmiechnął się, niemal szalenie, ale odsunął się od poranionej ofiary. Nakazał ruchem ręki podejść łysemu, który z szokiem podniósł pistolet.

- Pięć – dokończył Krystian, pokazując na samym sobie, co jego podwładny ma zrobić.

Chłopak przyłożył palec wskazujący do swojej skroni i uśmiechnął się. Przypominał teraz prawdziwego diabła, który zszedł na ziemię, aby kusić całym sobą uległe dusze. Jego gest był równoznaczny ze strzałem. Nie bez powodu miał wykonać to właśnie Kacper. Dla Krystiana największą karą, a jednocześnie dowodem lojalności jest poświęcenie kogoś bliskiego. Robert, on i nieżywy Damian byli towarzyszami przez przeszło trzy lata. Teraz nadszedł czas, aby na ich miejsce wszedł ktoś lepszy.

Łysy mężczyzna drżał, czując, jak jego świat się rozpada. Nie miał nigdy rodziny, stanowili ją jego przyjaciele. Jęknął, celując w głowę ledwo żywego towarzysza. Był to swego rodzaju akt litości, szybki strzał w głowę był lepszy niż tortury z użyciem strzykawek.

- Przepraszam... - powiedział beznamiętnie a jego palec nacisnął spust.

Ofiara upadła, krew poleciała na ściany, mieszając się z ich kolorem. Kacper spuścił głowę, wiedząc, że zabił najlepszego przyjaciela.

- Wiesz kim najbardziej gardzę? – zapytał Krystian, trzymając w dłoniach drugi pistolet, polerował go bawełnianą ściereczką – Zdrajcami.

Szef nawet na niego nie spojrzał, podniósł broń i nacisnął spust. Usłyszał huk, a potem kolejne ciało upadło na świeżo mytą podłogę. Chłopak kopnął truchło ofiary i westchnął, naciskając mały, niebieski guzik na pilociku.

- Posprzątajcie tutaj – szepnął do mikrofonu, wracając za biurko.

Kolejny raz wymierzył sprawiedliwość swoją, lepszą miarą. Spojrzał na ekran komputera, kiedy do pomieszczenia weszli ludzie od brudnej roboty, miał przed oczami akta nowych członków grupy detektywistycznej.

- Malinowski, co..? – zaśmiał się, patrząc na zdjęcie Filipa, postawił kolejny krzyżyk na mapie samochodowej. Muszą złożyć mu małą wizytę.

Poᥣoᥕᥲᥒιᥱ ᥒᥲ MᥲᥣιᥒყOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz