Utracone szczęście

208 2 2
                                    

Kiedy po wielu latach życia w mroku nastąpiło upragnione wyjście z podziemi, powszechna radość z utęsknionego widoku słońca zapanowała wśród wszystkich potworów. Każdy powoli na nowo dostosowywał się do odmienionej rzeczywistości, a mroczne i ciemne realia przeszłości mogły stopniowo odejść w niepamięć. W końcu wszystko dobrze się skończyło...

Mimo wszechogarniającego szczęścia i zadowolenia dla niektórych powierzchnia wcale nie oznaczała odzyskania spokoju. Istniały bowiem wydarzenia, których nie udało się wymazać z pamięci i których widma raz po raz nieustannie nękały zranione serca.

Natychmiast po wyjściu z wieloletniego więzienia każdy z potworów ruszył spełnić swoje długo wyczekiwane marzenia. Tak oto Sans i Papyrus pobiegli wypożyczyć samochód, ponieważ młodszy ze szkieletów śnił o przejażdżce autostradą, Undyne postanowiła w końcu spędzić trochę czasu sam na sam z Alphys, Frisk natomiast zmęczona swoją wielką przygodą udała się do domu Toriel, aby nabrać sił i porządnie odpocząć. Była królowa zamieszkała tam, gdzie przed laty żyła szczęśliwie ze swoim mężem, jeszcze zanim ludzie stali się agresywni wobec potworów. Domek nie został zniszczony, wymagał tylko lekkiego remontu i porządnego sprzątania, toteż dziewczynka zadeklarowała się pomóc nowej mamie w urządzeniu ich wspólnego mieszkania. Królowej pomysł powrotu do tego miejsca nie za bardzo przypadł do gustu, jednak z powodu braku innego wyjścia wszystkie potwory zamieszkały tam, gdzie wcześniej były ich domy.

Po odprowadzeniu Frisk na miejsce, Toriel spojrzała pobieżnie na swój dawny szczęśliwy azyl, przełknęła ślinę, zostawiła dziecko i mimowolnie udała się w pewne miejsce. Musiała tam pójść, choć nawet nie wiedziała, jak ono wygląda. Jej myśli obsesyjnie krążyły wokół jednego wydarzenia związanego z wymarzoną przez wszystkich powierzchnią. Wyjście do ludzi okazało się dla królowej brutalne i bolesne, musiała zmierzyć się ze wszystkimi wspomnieniami, przed którymi broniła się przez tyle lat odizolowana w Ruinach. Nie zwracając uwagi na ludzi i potwory, Toriel biegła przed siebie w stronę położonej nad podziemnymi Ruinami polany. To tam jej świat się skończył. Tam zaczęło się cierpienie, które z czasem przerodziło się we wszechogarniającą pustkę. Jej pełne miłości serce rozkruszyło się na kawałki, a z dawnej otwartej, kochającej i czułej kobiety przekształciła się w spochmurniałą, wyobcowaną i co najwyżej troskliwą, usiłującą zachować resztki swojego dawnego ja, bojaźliwą osobę. Była już blisko celu, w oddali można było zauważyć wielką żółtą plamę. Polana była porośnięta ulubionymi kwiatami jej męża oraz syna. Królowa przyspieszyła ile sił w nogach i ciężko oddychając, upadła na złotą łąkę. Otoczona zewsząd kwiatami łkała żałośnie, wyrywając bujne rośliny. Chciała krzyczeć ze wszystkich sił, ale zdobyła się jedynie na rozpaczliwe piski. Pragnęła umrzeć. Tu, w tym miejscu. Jej dłonie płonęły magicznym ogniem, a krew gotowała się w żyłach. Zbyt długo tłumiła w sobie zranione uczucia. Po chwili poczuła na swoich plecach znajomy dotyk. Nadal się trzęsąc, gwałtownie się odwróciła.

– Tori... – powiedział stojący obok niej Asgore. Wciąż trzymał dłoń na jej ramieniu, delikatnie je głaszcząc. W oczach miał ten sam smutek, co jego żona, choć mniej rozpaczliwy. Było to spojrzenie pełne akceptacji i niemocy zarazem. Toriel spojrzała na niego swoimi przekrwionymi od łez szerokimi oczami i natychmiast się odsunęła. Jej ręce wciąż płonęły ze złości i nienawiści, jakie żywiła do tego miejsca, a w tej chwili również i do swojego byłego męża.

– Co tutaj robisz, Dreemurr? Nawet tutaj musisz jeszcze bardziej zatruwać mi życie? Nawet w takiej chwili nie mogę po prostu opłakiwać m-m... m-m-ojego...– przerwała i wybuchła przeraźliwym płaczem.

– Naszego syna, Tori. Naszego... – dokończył Asgore, patrząc z rezygnacją na drżącą z bólu żonę – Przyszedłem tutaj w tym samym celu... Od razu po wydostaniu się z podziemi poczułem, że muszę... Że muszę zobaczyć i poczuć miejsce, w którym... – nie mógł dokończyć, bo łzy napłynęły mu do oczu.

WyzwoleniOnde histórias criam vida. Descubra agora