Od początku

76 3 0
                                    

Zbliżał się wieczór, kiedy królowa wróciła do domu. Zastała w nim Frisk śpiącą wśród folii zdjętych ze starych mebli. W mieszkaniu panował chłód, a gruba warstwa kurzu pokrywała niemalże wszystko. Toriel pobieżnie oporządziła miejsce wokół śpiącego dziecka, przykrywając dziewczynkę kocem. Sama zabrała się za sprzątanie, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że nie dzisiaj nie uda jej się skończyć. Po kilku godzinach pracy, kiedy już dawno nastała noc, królowa skierowała się w stronę swojej dawnej sypialni. Otworzyła drzwi i ujrzała wielkie łoże przykryte foliami i różnymi materiałami. Zdjęła to wszystko, przy okazji kichając kilka razy i odczyściła stary materac. Jutro zajmę się tym wszystkim... – pomyślała, siadają na pustym, nieposłanym łóżku. Wyjście z podziemi było tak niespodziewane, że nikt nie zdążył nawet pomyśleć o nowych domach, meblach, pościeli, podstawowym wyposażeniu. Toriel czuła, że nie ma na to siły. Nazajutrz miała również zamiar rozejrzeć się po mieście i odwiedzić władze. Musiała znaleźć pracę. W Ruinach przez wiele lat uczyła się, czytając mnóstwo książek. Od zawsze chciała być nauczycielką, miała nadzieję, że przynajmniej ten plan się powiedzie i uda jej się otworzyć własną szkołę dla potworów, a z czasem może również i dla ludzi. Tymczasem spojrzała przez okno. Natychmiast uderzył ją blask ogromnego księżyca. Tak dawno nie widziała tego pięknego zjawiska. Łzy napłynęły jej do oczu. Spojrzała na wielkie, nagie łoże. Pokój był boleśnie pusty i zimny. Toriel, obejmując się, usiłowała uzyskać trochę ciepła. Nie chciała używać magii, nie po dzisiejszym napadzie złości. Zamiast tego zwinęła się w kłębek na ogromnym materacu. Jego wielkość była dla królowej okrutna. Czuła się osamotniona i nieswoja. Asgore zajmował niemalże dwie trzecie ich wspólnego łóżka, teraz wydawało się jej ono przerażająco bezkresne. W Ruinach po odejściu od męża sprawiła sobie mniejsze pojedyncze posłanie... Tutaj musiała zmierzyć się ze swoim przeszłym życiem, które zadawało jej ciosy z każdej strony. Tu, w tym domu upływały pierwsze lata jej szczęśliwego małżeństwa. Tutaj uczyła się miłości, tutaj miała swoją prywatną arkadię. W tej chwili to miejsce było bardziej odpychające niż rajskie. Niewątpliwie czas zrobił swoje, ale Toriel dobrze wiedziała, że to najmniejszy winowajca takiej zmiany. Ten dom nigdy nie będzie taki jak dawniej, ponieważ ona sama stała się kimś innym. Całe jej życie zwariowało, a pewnych rzeczy nie dało się przecież naprawić tak jak starych mebli. Kuląc się na łóżku, czuła tylko pustkę i chłód. Miała wrażenie, że jej dawna sypialnia odzwierciedla jej wnętrze. Przez ostatnie lata taka właśnie była – pusta i chłodna. Dlatego w tej chwili nawet nie próbowała się ogrzać, jak gdyby karząc się za swoje zachowanie. Czuła, że tej nocy nie zmruży oka. Mimowolnie zastanawiała się, gdzie udał się Asgore... Czy zasnął? Czy może podobnie jak ona męczy się teraz, usiłując poukładać kawałki roztrzaskanego życia na nowo. Bo przecież należy rozpocząć wszystko od nowa... Zapomnieć, wziąć się w garść i... Toriel nie mogła już dłużej powstrzymać narastającego bólu.

– Gorey... – zawołała głucho, tłumiąc krzyk, który pragnął wydobyć się z jej gardła. Nie sądziła, że powierzchnia tak bardzo nią wstrząśnie. W tej chwili czuła się gorzej niż w swoim azylu w Ruinach. Tam właściwie nie odczuwała niczego poza nienawiścią do swojego męża, a celem jej życia była troska o kolejnych upadłych ludzi. Potrafiła nie myśleć o sobie, ani o niczym innym poza swoją misją. Tutaj... Cóż... Tutaj należało po prostu żyć. Nie było żadnej misji poza budowaniem swojego życia na nowo. Niestety życia już raz doszczętnie zniszczonego nie można tak łatwo naprawić...

Tymczasem Asgore bezcelowo włóczył się po polach w świetle księżyca. I on nie potrafił znaleźć miejsca na powierzchni. Nie mógł zamieszkać w swoim starym domu z powodu byłej żony. Myślał o niej nieustannie i martwił się o panujące w ich dawnym mieszkaniu warunki. Postanowił jutro z rana poprosić o pomoc przyjaciół i zająć się tym miejscem. Toriel i Frisk powinny mieć ciepłe i przytulne schronienie. Przynajmniej to mógł dla nich zrobić, czuł się zobowiązany dbać o nie aż do końca. W końcu jego życie samo w sobie nie było nic warte. Król czuł się źle. Czuł się wręcz okropnie. Tak samo okropnie jak przez kilka ostatnich lat. Nie miał gdzie się podziać, nie był nikomu potrzebny i nikt go nie kochał. Postanowił wrócić do podziemia. Rano zabierze stamtąd kilka potrzebnych rzeczy i zaniesie je do domu Toriel.

WyzwoleniWhere stories live. Discover now