Obok

47 1 2
                                    

Po wielu męczących godzinach Toriel nareszcie wracała do domu. Tego ranka załatwiała sprawy w urzędach w mieście, kiedy nagle zobaczyła w parku Frisk bawiącą się z Sansem. Poirytowana podeszła do przyjaciela, który nie poinformował jej o swoim zamiarze zabrania z domu dziewczynki. Nie mogła jednak się na to gniewać, przecież inaczej dziecko spędziłoby cały dzień samotnie w ich brudnym, starym domu. Stwierdziła, że lepiej podziękować szkieletowi niż oskarżać go o nieodpowiedzialność. Nie spodziewała się, że Sans zna tyle ciekawych miejsc na powierzchni. Mimo zmęczenia spędziła z nim prawie cały dzień. Przyjaciel zabierał je w coraz to inne okolice, ukazując im piękno tego świata. Toriel na chwilę zapomniała o swoich zmartwieniach i obowiązkach. Nastał jednak wieczór i należało odpocząć. Mimo przyjemnie spędzonego czasu królowa nie była z siebie zadowolona. Wypełniła tylko część zakładanych celów na dzisiaj. Kiedy doszli na miejsce, Sans pożegnał przyjaciółkę i dziecko.

– Dobranoc, Tori. Śpij dobrze. Mam nadzieję, że dzisiejsza noc będzie lepsza. – poklepał królową po ramieniu. – W razie czego dzwoń. Zawsze chętnie zajmę się Frisk. – dodał, śmiejąc się do dziewczynki. Dziecko wyszczerzyło ząbki i przytuliło się do szkieleta.

– Dobranoc, Sans. Dziękuję za dzisiaj. – odrzekła Toriel.

– Nie mnie powinnaś dziękować. – mrugnął, uśmiechając się nonszalancko.

– Nie rozumiem... – wymamrotała zmęczona.

– Zaraz, spokojnie. Idźcie odpocząć. Ja też już się zbieram. Ten dzień nieźle dał mi w kość, hihihi. – zachichotał Sans, po czym odwrócił się i odszedł.

Toriel wzięła Frisk za rączkę i razem skierowały się w stronę domu. Królowa otworzyła drzwi i zapaliła światło, po czym stanęła w bezruchu. Jej oczom ukazał się niespodziewany widok. Szary i brudny salon lśnił czystością, na fotelach znajdowały się kolorowe narzuty, na półkach stały książki, figurki, rozmaite ozdoby. W kominku zgromadzono zapas drewna, a każdy kąt ozdobiony był wazonem ze świeżymi kwiatami. Królowa nie zauważyła, że Frisk pobiegła do jednego z pokojów. Po chwili usłyszała krzyk podekscytowania.

– Mamo! Mamo, patrz! – śmiało się dziecko. Frisk wyskoczyła z pokoju, trzymając w rękach potężną, lśniącą włócznię. Wymachiwała nią na wszystkie strony, podskakując.

– Frisk, nie! Odłóż to, moje dziecko, uważaj! – wykrzyczała królowa, podbiegając do dziewczynki i usiłując wyrwać jej nową zabawkę. – Skąd masz ten oszczep, nie wolno używać ci takich rzeczy! – dodała, odkładając włócznię na bok.

– W mojej szafie jest ich więcej! W ogóle, mamo, mój pokój to jakiś bajer! Sama zobacz! – wołała dziewczynka, ciągnąc Toriel za rękę. Weszły do małego pomieszczenia. Jego ściany obklejone były zdjęciami i plakatami. Centralne miejsce zajmowało wspólne zdjęcie wszystkich przyjaciół. Obok wisiał wielki obraz Papyrusa i plakat Mettatona. W pokoju było też mnóstwo zabawek. Z szafy wystawały włócznie.

– Fajowo, co nie? Mamo, jeśli to twoja niespodzianka, udało ci się. – mówiła dziewczynka, przytulając się do Toriel.

– Kochanie, chciałam urządzić ci pokój, ale wiesz, że dzisiaj byłyśmy razem z Sansem w mieście. Poza tym te włócznie to raczej nie moja działka. – uśmiechnęła się królowa, mrugając do dziecka.

– Undyne! Ona jest taka fajna, mamo, pozwolisz mi chodzić do niej na treningi? Proszę... – nalegała Frisk uczepiona do sukni Toriel.

– Porozmawiamy o tym, skarbie. Proszę cię tylko, byś nie bawiła się tym w domu. I najlepiej nigdzie. Chyba że pod opieką dorosłej osoby. – pouczała królowa.

WyzwoleniWhere stories live. Discover now