Ostatni raz

55 0 0
                                    

Toriel biegła jak szalona po ciemnej drodze. Chciała jak najszybciej dotrzeć do króla. W końcu była już na miejscu. Tym razem postanowiła zapukać do drzwi nieco subtelniej niż ostatnio. Skupiła wszystkie swoje siły, by wyglądać na w miarę opanowaną, po czym wyprostowała się, poprawiając sukienkę. Nikt jednak nie otwierał. Toriel zapukała mocniej. Była już noc i Asgore mógł spać, chociaż królowa wiedziała, że zawsze kładł się później. Brak odpowiedzi lekko ją zaniepokoił, spróbowała jeszcze głośniej.

– Asgore? Asgore, to ja, Toriel! Nic ci nie zrobię, wpuść mnie, proszę... – zawołała niecierpliwie. Najwidoczniej króla nie było w domu. Zdezorientowana królowa zaczęła iść przed siebie, nie wiedząc, dokąd zmierza. Instynktownie skierowała się w pobliże lasu na skraju drogi. Jeśli Asgore miałby gdzieś spacerować, z pewnością wolałby spokojne miejsca zamiast zabudowanego centrum. Toriel maszerowała z przyspieszonym oddechem. Nie za bardzo wiedziała, gdzie się znajduje, ale coś ją prowadziło. Nagle usłyszała dziwny hałas. Jak gdyby śmiech i krzyki ludzi. Mocno zdziwiona, zwolniła tempo. Odkąd potwory wróciły na powierzchnię, w okolicy nie było zbyt wielu ludzi, uprzedzenia wciąż brały górę i obydwie strony raczej nie wchodziły sobie w drogę. Teraz jednak wyraźnie słyszała ich śmiech, groźny i złowieszczy. Zaraz też ujrzała światła latarek. Niemalże na palcach podeszła do skupiska, wciąż zachowując bezpieczny dystans.

– Hej! Patrzcie, już wcale nie jest taki groźny! – ktoś zawołał.

– No, paskudo? Czemu nie pokażesz nam swojej mocy? – śmiał się inny głos.

– Nie umiesz walczyć po królewsku, stworze? – drwili następni.

Toriel, słysząc ich słowa, z bijącym sercem podbiegła do zbiegowiska, nie zwracając uwagi na swój strach. Gwałtownie odsunęła kilku ludzi, by dostać się do środka. Po chwili ujrzała leżącą na ziemi wielką kupę futra. Zakręciło jej się w głowie, a nogi ugięły się pod nią. Z trudem złapała oddech, po czym padła na kolana i delikatnie zaczęła potrząsać leżącym, usiłując dostać się do jego twarzy, jak gdyby chciała się upewnić, czy to na pewno on. W końcu ujrzała jego w połowie otwarte oczy.

– Asgore...? – zapytała piskliwie przez łzy.

– T-tori... – król uśmiechnął się do niej słabo, po czym zamknął oczy.

– Co oni ci zrobili?! – dotknęła jego ciała, czując ciepłą i mokrą substancję pod palcami. Podniosła drżącą dłoń, przyglądając się jej i tak jak się obawiała, ujrzała krew.

Milczący dotąd ludzie w końcu odezwali się:

– Jest kolejna! Popatrz jak potraktowaliśmy tego tchórza. Nawet się nie bronił, wiedział, że nie ma szans. Z takim królem nie dziwię się, że tyle lat byliście pod ziemią. Trzeba było tam zostać! – śmiali się.

Toriel nie wytrzymała. Pełna łez podniosła się, a jej dłonie zapłonęły żywym ogniem. Zacisnęła zęby i warczała ze złości, celując w ludzi.

– Co on wam zrobił, do cholery?! Co wyście zrobili?! – krzyczała wściekle, trzęsąc się. Już miała zaatakować, kiedy nagle poczuła słabe szarpnięcie z tyłu.

– Tori... Nie rób tego... – za jej plecami odezwał się słaby głos króla.

– Oni cię zranili! Bez żadnego powodu! Zaatakowaliście mojego męża, który nic wam nie zrobił! Za to ja teraz zrobię. – wrzeszczała, wypuszczając ostrzegawczy ogień w górę. Zaczynający odczuwać strach ludzie cofnęli się.

– Tori... Proszę... Nie popełniaj m-mojego błędu... – resztkami sił mówił Asgore.

Królowa w szale wyrzuciła jeszcze kilka ogników ponad ludźmi, wciąż wyjąc z rozpaczy i nienawiści, po czym dotarły do niej słowa króla. I nagle w jednej chwili zrozumiała go. Zrozumiała wszystko, co czuł owego fatalnego dnia, kiedy ludzie zabili ich synka. Wówczas jakoś wyparła całą nienawiść i ukryła się przed nią. Teraz całe jej ciało płonęło i pragnęła ze wszystkich sił zemścić się na podłych ludziach. Domagała się sprawiedliwości. Z kolejnym zamachem na jej rodzinę, straciła całe swoje opanowanie.

WyzwoleniOnde histórias criam vida. Descubra agora