Trudna prawda

38 1 0
                                    

Uroczystość otwarcia szkoły przedłużyła się znacznie przez Mettatona, który wystąpił jeszcze kilka razy tamtego dnia, dlatego też postanowiono przełożyć świętowanie u Alphys na dzień następny. Wszyscy byli zbyt zmęczeni i po zakończeniu wydarzenia udali się do swoich domów, marząc o odpoczynku.

Królowa z ulgą zakończyła ów dzień pełen niefortunnych dla niej zdarzeń. Była jednak zadowolona z rozpoczęcia wymarzonej działalności publicznej na rzecz edukacji potworów. Ostatecznie wszystko się udało. Wszystko oprócz jej życia prywatnego, ale nie chciała więcej o tym myśleć.

Nazajutrz przyjaciele przygotowywali się do spotkania w domu przyszłej nauczycielki przyrody. Undyne wraz z Papyrusem mieli zająć się posiłkami, zatem wiadomo było, że zaraz na wejściu goście zmierzą się z niekoniecznie udanym spaghetti. Z tego powodu Toriel postanowiła upiec kilka porcji swojego największego przysmaku ­– ciasta cynamonowo–karmelowego. Od samego rana krzątała się w kuchni, starając się zrobić jak najlepsze wypieki. Uradowana Frisk towarzyszyła mamie, przy okazji ucząc się gotowania. Dziewczynka wolała na razie nie poruszać drażliwego tematu i nie psuć królowej nastroju. Niemniej jednak wciąż miała zamiar porozmawiać z Toriel, usiłując namówić ją do wybaczenia królowi, którego odtąd już zawsze postanowiła nazywać swoim tatą. Dzisiaj natomiast wszyscy mieli się dobrze bawić. To w końcu pierwsze takie spotkanie od wielu lat.

Wreszcie nastał wieczór i wszyscy powoli zaczęli się zbierać w domu przyjaciółki. Oczywiście na miejscu znajdowali się już Undyne i Papyrus, którzy od południa przebywali w kuchni, przygotowując swoje popisowe spaghetti i omalże nie paląc całego mieszkania. Doktor Alphys tylko wietrzyła pomieszczenia, nie spuszczając oczu z zapalonych kucharzy. Widziała, ile serca obydwoje wkładają w zrobienie posiłku dla nich wszystkich, dlatego nie ośmieliła się skrytykować ich metod kucharskich. Undyne bowiem jak zawsze trochę za bardzo podkręcała temperaturę, szkielet natomiast nie potrafił odmierzyć składników, które w losowych ilościach wpadały do garnków. Mimo wszystko jednak Alphys uwielbiała kuchnię swojej ukochanej, lub raczej zbyt mocno uwielbiała Undyne, by nie uwielbiać jej kuchni. O wyznaczonej porze w małym domku naukowca rozległ się pierwszy dzwonek do drzwi. Stanął w nich Mettaton wystrojony jak zwykle. Nonszalancko przywitał się z wszystkimi i zajął centralne miejsce przy stole przeznaczone dla królowej. Chwilę później pojawił się jak zawsze szeroko uśmiechnięty Sans, który z okazji dzisiejszego wieczoru wcześniej zamknął swój sklep. Na końcu do drzwi zapukały Toriel i Frisk. Undyne z entuzjazmem powitała królową i spojrzała na trzymany przez nią pakunek. Identyczny miała w rękach dziewczynka.

– Pomyślałam, że przyda się coś na osłodzenie. – uśmiechnęła się Toriel, wręczając strażniczce owinięte w papier ciasto. – Frisk, zanieś swoją porcję do kuchni, proszę. – zwróciła się do dziewczynki.

– Czy to jest słynne na całe podziemie ciasto toffi? – zachwyciła się Undyne.

– Nie przesadzajmy. – zarumieniła się królowa.

– Racja. – z oddali rozległ się głos Mettatona – W moim show nie takie słodkości powstawały, z resztą zaraz możemy obejrzeć, mam ze sobą nagrania i... – nie zdołał dokończyć, bo doktor Alphys podeszła do niego z gniewnym spojrzeniem.

– N-nie zapominaj, że t-to ja cię stworzyłam. – rzekła, wyciągając rękę w stronę robota. –

D-doskonale wiem, jak cię uciszyć. – dodała, mrugając do niego.

– Nawet nie próbuj, Alphys, albowiem ja znam każdy twój sekret i zaraz... – zaczął, ale czując dłoń swojej stwórczyni na przycisku zasilającym, uciszył się przerażony i postanowił na chwilę nie okazywać wyższości, tłumiąc swą artystyczną duszę. Alphys poklepała go po plecach i poszła przywitać się z królową.

WyzwoleniWhere stories live. Discover now