9.więc co teraz?

3.2K 159 32
                                    

Chyba nie umarłam... Słyszę jakieś niewyraźne głosy.. Coś krzyczą... Otworzyłam oczy. Po chwili dopiero zaczęłam widzieć. Dalej jestem na siłowni. Lecz coś jest nie tak! Avengers ledwo żywi leżą na ziemi i patrzą na coś z przerażeniem. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zamarłam... Ktoś trzymał Lokiego za szyję wysoko nad ziemią dusząc go. To chyba ten Thanos... Wkurzyłam się... Nie... Ja się WKURWIŁAM! Poczułam w sobie dziwną moc, ale się tym nie przejęłam. Wszystko stało się wyraźniejsze, ostrzejsze lecz wtedy miałam to w dupie. Ktoś dusi MOJEGO Lokiego. Szybko wstałam. Wszyscy spojrzeli na mnie przerażeni, prócz Boga. On patrzył na mnie z.. ulgą? Spojrzałam wkurwiona na tytana. Szybko puścił Szmaragdowookiego i z przerażeniem zaczął się cofać... Psychicznie się uśmiechnęłam.
-co? Teraz się boisz? To dobrze... Bardzo dobrze...  - zignorowałam to, że mój głos brzmiał jakbym była jakimś diabłem... Teraz chyba faktycznie nim byłam... Skoczyłam na Thanosa i zaczęłam okładać go pięściami. Nie chciałam używać magii.. chciałam poczuć jak go zabijam! Powoli i boleśnie odkrywałam mu ręce mięsień po mięśniu i śmiałam się. Czułam strach wszystkich. Karmiłam się nim..  zrywałam z niego skórę.  Zobaczyłam jak fioletowy słabnie.
- O nie mój drogi! Jeszcze atrakcja główna! - wbiłam mu w pierś rękę, która miała długie, ostre, czarne pazury. Salę przeszył jego kolejny wrzask, a wszystko w naszym pobliżu zabarwiło się jego fioletową krwią. Wyrwałam jego serce i z satysfakcją zobaczyłam jak jeszcze 2 ostatnie razy bije. Thanos o dziwo jeszcze żył. Zgaduje, że zostało mu parę sekund. Z gracją wstałam i zgniotłam mu czaszkę. Muzyka dla mych uszu. Łamanie kości. Jego mózg się zmiażdżył i wypłynął, a ja zgniotłam jeszcze jego serce i z obrzydzeniem i satysfakcją wyrzuciłam za siebie. Sprawiłam by wszystko co pochodzi od niego się spaliło. Po chwili już nawet na mnie nic nie było. Moje emocje zaczęły powoli gasnąć. ZAJEBAŁAM SKURWYSYNA. Spojrzałam na Lokiego miał siną szyję . Wysłałam w jego stronę wiązkę magii uleczającej. O dziwo on nie wystraszył się jak reszta tylko cały czas patrzył mi w oczy... Ufa mi.. Uśmiechnęłam się. Kłamczuch gdy tylko poczuł, że odzyskał siły rzucił się na mnie i uwięził mnie w niedźwiedzim uścisku.

- Głupia! Nie strasz mnie tak więcej! Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem!- wtuliłam się w niego mocniej.

- Nie zamierzam więcej umierać.. dopóki ty tu jesteś... - drugą część zdania już wyszeptałam jednak cwaniak to usłyszał i zaczął się chichrać.

- masz wspaniały głos.. i cała jesteś wspaniała. - zarumieniłam się i odwrócilam głowę. Nie przyzwyczajaj się...
- No ejjj.... Nie rób mi tego! - tym razem to ja się zaśmiałam. Odwróciłam się i zobaczyłam zdziwionych i dalej lekko przerażonych Avengers i tego gościa. Z jego głowy wyczytałam, że to niejaki dr. Stephen Strange... Wysłałam tym razem na nich magię uzdrawiającą.. przerażeni myśleli, że chcę ich zabić.. ehh

- więc co teraz?

*"*"*"*"*"*"*"*"*"*"*"*"*"*"*"*"*"*"
470 słów.  No siemanko moi drodzy! Jak tam życie? Nie spodziewaliście się tego co? Na początku ona miała umrzeć, lecz stwierdziłam, że byłoby to ciulowe zakończenie i byście mnie zabili więc kontynuuje książkę dalej! Do następnego!😂😋🖤💛💚😜

(Poprawiony)

libertas est, mendaciumOnde as histórias ganham vida. Descobre agora