List

124 7 1
                                    

* pov. Syriusz Black*

Zacząłem odchodzić. Ujebie życie tej szmacie.  Jeszcze zobaczy, że nie powinna ze mną zadzierać. Nagle usłyszałem plusk i odwróciłem się. Na pomoście stał Doiley. Za to ta suka... ona... topiła się?! Pozwoliłem zmysłom przejąć kontrolę. Natychmiast zrzuciłem buty, marynarkę i wskoczyłem do wody.  Była lodowata ale to nie mogło mi przeszkodzić. Co ten Doiley do kurwy wymyślił?! W wodzie otworzyłem oczy i zobaczyłem jej ciało, może metr pode mną.  Zanurkowałem tam i jedną jej dłoń przełożyłem sobie przez głowę a sam objąłem ją w pasie i wypłynąłem na powierzchnię. Jakieś dzieciaki zobaczyły to więc zawiadomiły nauczycieli, którzy właśnie biegli w naszą stronę. Położyłem Edythe na śniegu. Nie oddychała. Szybko przyłożyłem swoje usta do jej oddając tam powietrze. Po trzeciej próbie dziewczyna odkaszlnęła wodą i odzyskała przytomność. Zaczęła kaszleć (wodą) a profesor McGonagall kazała mi i Edythe iść do skrzydła szpitalnego a ona została by porozmawiać z Doiley'em. Wziąłem Edy na ręce i zacząłem ją nieść "na pannę młodą" do pielęgniarki. Pomimo wylądowania w zimnym jeziorze miała dość energii by zacząć się szamotać

-Black cholera! Puszczaj mnie!- krzyczała i kaszlała na zmianę

-Zamknij się. - mruknąłem- właśnie uratowałem Ci życie zasługuję na chwilę spokoju co?

Po tym już ani razu się do mnie nie odezwała. Pani Pomfrey kazała mi zostać dwa dni w skrzydle a więc nie miałem lekcji! Rozciągnąłem się wygodnie na łóżku i zasnąłem 

*pov Edythe*

Syriusz rozłożył się na łóżku obok. Chyba zasnął. Profesor McGonagall przyszła jakiś czas później mówiąc, że gdyby nie Syriusz prawdopodobnie bym utonęła. Jestem winna cassanowie życie. No zajebiście. A jeszcze lepiej się poczułam gdy fanki Syriusza wleciały i każda musiała ucałować swojego ukochanego rzucając mi przy tym spojrzenie nienawiści. Westchnęłam teatralnie i sięgnęłam po książkę. Dawno tego nie robiłam. Teraz mogłam oddać się czytaniu i nie myśleć o niczym...


-Edythe zgaś to cholerne światło- głos Syriusza Blacka na chwilę zdążył oderwać mnie od książki

-Co?

-Jest kurna trzecia w nocy- powiedział. Spojrzałam na zegarek i faktycznie. Przeklęłam siebie w myślach. Jak mogłam tego nie zauważyć?! Światło zgasiłam i położyłam się spać. Po chwili zasnęłam.

Następnego dnia musiałam przyjąć jakieś leki. Strasznie się krzywiłam (tabletki były okropnie gorzkie) a Syriusz tak się śmiał jak widział moje miny, że o mało nie spadł ze swojego łóżka. To było cholernie zabawne. Potem on również musiał przyjąć tabletki. Niestety nie dostał tebletek gorzkich ani kwaśnych. Miał takie bez smaku. W końcu Pani Pomfrey zdecydowała, że wypuści nas wcześniej. Zwłaszcza po tym jak James Potter władował się na łóżko przyjaciela z sześciopakiem piwa kremowego wrzeszcząc "Wracaj do zdrowia Łapo!" Kiedy w końcu znalazłam się z powrotem na korytarzu zauważyłam pytające spojrzenia uczniów. Tylko Ślizgoni nie zachowywali się tak, jakby coś się stało. Bellatriks podeszła do mnie i zapytała czy idę podymić. Jeśli było coś czego pragnęłam najbardziej była to fajka. Razem z grupką Ślizgonów stałam na mrozie i wdychałam nikotynowy dym.

-A tak, w ogóle to co zamierzacie robić po Hogwarcie?- pytanie padło nie wiadomo od kogo

-Serio? -parsknęłam śmiechem- Jakoś o tym nie myślę..

-Dołączę do Czarnego Pana- oświadczyła Bella a reszta grupy się z nią zgodziła- W końcu to nasz obowiązek jako Ślizgonów wspierać Sami-Wiecie-Kogo!

-Jasne spoko a na razie czeka Cię jeszcze jeden rok nauki więc listy miłosne pisz sobie później- kilka osób zachichotało a ja przewróciłam oczami i wdeptałam papierosa w ziemię- Mam dość spadam- odeszłam w stronę Hogwartu. Kiedy ponownie wstąpiłam na korytarz przywitały mnie chichoty i szepty "Ona jeszcze o niczym nie wie" oraz "Czy nikt nie ma zamiaru jej powiedzieć? " jednak atmosfera była jakaś mroczna. Coś złego się stało. Wiedziałam to. Ruszyłam biegiem w stronę pokoju wspólnego. Byłam przerażona jednak nie wiedziałam czego się boję. Chciałam przytulić się do moich przyjaciółek. Zastałam je w Dormitorium. Szeptały o czymś razem z Huncwotami. Na mój widok w pokoju wspólnym zrobiło się cicho i niezręcznie. Bardzo niezręcznie. Jednak machnęłam na to wszystko ręką.

-Hej Lily, Ronnie dlaczego wydaje mi się, że wszyscy wiedzą o czymś o czym ja nie mam pojęcia?

Dziewczyny i Huncwoci wymienili zaniepokojone spojrzenia.

-No cóż..-Wtedy Profesor McGonagall wparowała do Dormitorium i zawołała mnie. Poszłyśmy do gabinetu dyrektora.

-Proszę usiądź- Dumbledore miał grobową minę. Posłusznie wykonałam jego polecenia. Coś tu było bardzo nie tak.

-Pewnie tego nie wiesz ale wczoraj Dorian Doiley popełnił samobójstwo- kiedy to powiedział całe moje ciało przeszył chłód. Nie zrozumiałam słów Dyrektora jednak po dłuższej chwili dotarło do mnie ich znaczenie.

-I-i c-co j-ja mam z t-tym w-wspólnego?- wyjąkałam. McGonagall podała mi zamkniętą kopertę z wypisanym moim imieniem

-Chłopak miał to przy sobie-powiedział. Podniosłam kopertę i spojrzałam się badawczo na Dyrektora

-Nie dowiemy się co w niej jest póki tego nie otworzysz- ponaglił mnie a ja rozerwałam kopertę. Ze środka wypadła złożona na pół kartka papieru. List Doriana do mnie. Przez chwilę nie wiedziałam co mam z nim zrobić. Potem podniosłam go i zaczęłam czytać. W miarę im więcej czytałam tym gorzej się czułam w końcu mój umysł tego nie wytrzymał. Zemdlałam.


You broke my heart, SiriusWhere stories live. Discover now