Głupota

124 9 3
                                    

Jeżeli było święto, którego nienawidziłam bardziej od moich urodzin to były to Walentynki. Od raza było słychać okrzyki szczęścia, smutku i złości. Ten ostatni-należący do Lily Evans- wybudził mnie ze snu. Ruda chodziła nerwowo po pokoju drąc na kawałeczki kawałek papieru, który trzymała w dłoniach.

-Kiedy. Ten. Idiota. Da. Sobie. Spokój?!- w mig zrozumiałam, że chodzi o Pottera. Pewnie wysłał Lilce kartkę walentynkową. Uśmiechnęłam się pod nosem w myślach odpowiadając na pytanie dziewczyny. James nigdy nie da sobie spokoju. No, niestety. Dopiero wtedy dziewczyny zauważyły, że nie śpię

-Wybacz..Musiałam Cię obudzić- powiedziała Ruda siadając na skraju mojego łóżka-Chodzi o to, że ja chciałabym Cię przeprosić...po sprawie z Doileyem potrzebowałaś wsparcie a ja i Ronnie... zostawiłyśmy Cię samą. Wybaczysz nam?

Pokiwałam głową i nim zdążyłam się zorientować byłam przytulana przez moje przyjaciółki. Poczułam się..dobrze. Z powrotem miałam dwie najważniejsze osoby jeszcze tylko Syriusz...DLACZEGO JA O NIM MYŚLĘ?! Nie mogę. To dziwne uczucie musi umrzeć. Przecież całowałam się z jego bratem. On już na bank mnie nienawidzi, nie mam już prawa z nim rozmawiać a co dopiero o nim myśleć.
-Hej puśćcie mnie bo się uduszę-i puściły mnie (w końcu) jednak zażądały wyjaśnień. Streściłam im wszystko w skrócie (oczywiście pomijając grę i list Doileya). One też mi wszystko opowiedziały. Pomijając zręcznie fragment o rozmowie z Syriuszem. Jednak to mnie w tej chwili nie obchodziło. Razem zeszłyśmy na śniadanie jednak usiadłyśmy razem z Meadows i McKinnon. Evans uznała, że na pewno je polubię. Po pewnym czasie wyłączyłam się z rozmowy i spojrzałam na Huncwotów siedzących kilka metrów od nas. Każdy z nich (oprócz Syriusza, który na mnie nie patrzył) rzucał mi mordercze spojrzenie. Nawet Remus, najspokojniejszy z całego grona nagle załapał do mnie jakąś niechęcią. Na moje nieszczęście dziewczyny to zauważyły i musiałam szybko się wynosić. Przy wyjściu spadło na mnie wiadro mazi. Cała Wielka Sala zagrzmiała od śmiechu. Wybiegłam z niej. Doskonale wiedziałam, że to sprawka Huncwotów. Taka mała zemsta. W ich oczach to ja jestem ta zła. I dobrze. Właśnie o to chodzi, czyż nie?

Runęłam na łóżko w moim pokoju. Muszę to skończyć. Skończyć ze sobą? Nie. Przeraziłam się. Jak ta myśl mogła się tu pojawić? Nie, muszę dokończyć grę. Stanę się jej królową. Zrobię to co trzeba. Poszłam po prysznic aby zmyć z włosów maź. Szybko je wysuszyłam i choć spóźniona wiedziałam, że na drugą godzinę eliksirów zdążę. Wbiegłam do klasy mówiąc " Przepraszam za spóźnienie". Slughorn odjął Gryffindorowi 10 pkt ale pozwolił mi zostać a lekcji. Usiadłam z Lupinem, który się do mnie nie odzywał.

-Remusie co jest nie tak? Nie odzywasz się w ogóle- chłopak mnie zignorował. Mogłam się tego spodziewać. Westchnęłam i teatralnie przewróciłam oczami. Trudno będę musiała ich śledzić.

Wieczorem wymknęłam się z Hogwartu za nimi. Szli dokądś we czwórkę. Zatrzymali się niedaleko wierzby bijącej gdzie za pomocą różdżek unieruchomili ją jakoś i zniknęli w przejściu pod korzeniami. Nie mogłam w to uwierzyć. Nic nie zauważyłam. Nikt nic nie zauważył przez kilka lat. To pewnie ta drogą przenosili rzeczy z Hogsmeade. Ale, że wciągnęli w to Remusa? Ruszyłam za nimi robiąc to samo i po piątym uderzeniu pieprzoną gałęzią w drzewo udało mi się je unieruchomić. Wślizgnęłam się za Huncwotami i ruszyłam ciemnym korytarzem. Na końcu rozległy się dziwne odgłosu i za nim się zorientowałam, byłam we Wrzeszczącej Chacie. Podobno tam straszy. Przez chwilę spanikowałam ale pomyślałam, że Huncwoci sobie ucztują gdzieś na górze. Wspięłam się po schodach i wparowałam do pokoju z którego dochodziły owe dźwięki.Co mnie tam zastało? Trójka zwierząt i ... wilkołak. O cholera dzisiaj pełnia! Wszystko zadziało się tak szybko. Wilkołak ruszający w moją stronę, jeleń torujący mu drogę. Szczur przemykający między nogami i czarny pies łapiący mnie zębami za rąbek piżamy i ciągnący mnie do wyjścia. Kiedy ja i czarny pies wracaliśmy biegiem owym korytarzem zwierzak przetransmutował się. W Syriusza

- Cholera jasna Edythe! Życie Ci niemiłe?-wydarł się na mnie w połowie korytarza

-Nie wiedziałam, że to dzisiaj-broniłam się ale słowa ledwo wychodziły z moich ust. Byłam roztrzęsiona. Cała drżałam. Black musiał to zauważyć bo więcej się na mnie nie wydarł. Drżałam, byłam przerażona o krok od śmierci. Myślałam, że umrę. Jednak jednego byłam pewna: Należało mi się.

-Należało mi się- wydukałam siadając ma końcu tunelu

-Co?- Black albo nie usłyszał albo uznał mnie za idiotkę

-Należało mi się-powiedziałam trochę głośniej- Za to co zrobiłam.

Szarooki popatrzył się na mnie w totalnym osłupieniu, a chwilę później usiadł obok mnie i otoczył mnie ramieniem. Dopiero wtedy musiał zdać sobie sprawę z Tego jak bardzo przerażona byłam.

-Może jestem w stanie Ci wybaczyć- uznał po chwili milczenia- ale koniec ze szpiegowaniem. Jasne?

Pokiwałam smętnie głową i wtuliłam się w ramię chłopaka. Kochałam go. Kochałam go z całego serca. Ale nie mogłam. Nie mogłam mu tego powiedzieć. Nie mam prawa go kochać. Nie mam prawa. Syriusz powinien być szczęśliwy. A ja mu to szczęście odbieram. Powinnam coś zrobić. Jednak od małego rodzice uczyli mnie aby przedkładać rozum nad serce. I to właśnie zamierzałam zrobić.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 20, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

You broke my heart, SiriusWhere stories live. Discover now