5.

13K 554 1.5K
                                    

Barbara okazała się być piękną, sympatyczną i niezbyt normalną dziewczyną.

Wyglądało na to, że obawy Nialla były bezpodstawne, bo gdy przez pierwsze dwie minuty nikt z nich się nie odezwał, zbyt zestresowany palnięciem czegoś głupiego, dziewczyna domyśliła się, co jest grane. I zbeształa Nialla za ten idiotyczny pomysł jakim było trzymanie języka za zębami w obawie przed powiedzeniem czegoś, co mogłoby się jej nie spodobać. Nie wiedział czy dziewczyna była jasnowidzką czy po prostu tak dobrze czytała z ludzi, ale jakby nie było, ulżyło im. I po tym jak nazwała Nialla głupkiem w następnej kolejności obdarowując go soczystym buziakiem prosto w usta, blondynowi również ulżyło.

I tak jakoś wyszło, że wszyscy, włącznie ze zwykle mało pijącym Liamem, upili się, opowiadając sobie najgorsze, najbardziej idiotyczne historie z życia. Niall w dodatku zrzygał się na dywan, a Barbara zamiast uciec najpierw zaczęła śmiać się w głos, a potem zajęła blondynem, odprowadzając go prosto do łóżka.

Po tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu jednego wieczoru był już pewny, że dziewczyna nie ucieknie z krzykiem, a zostanie włączona do ich paczki. Ba, gdy Niall padł, pomogła im nawet doprowadzić salon do stanu używalności i próbowała przekonać Boba, ojca blondyna, który w okolicach północy wrócił do domu, że ta plama na dywanie to nie wymioty, ale nieudany poncz, który zrobiła. Oczywiście dodała, że poncz miał jedynie śladowe ilości alkoholu, ale Bob rzecz jasna w to nie uwierzył. Mężczyzna dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co działo się czasem podczas jego nieobecności. Szczególnie, że centralnie na przeciwko niego stał worek wypełniony opróżnionymi puszkami piwa i innymi trunkami, a w powietrzu unosił się zapach zioła. Pan Horan był jednak na tyle wyluzowany, że nie chcąc robić dziewczynie przykrości, przytaknął, zaraz potem prosząc, by pozbyli się tego worka z jego salonu i uważali na siebie w drodze powrotnej. Właściwie chciał ich nawet odwieźć, ale oni woleli się przejść. Jedynie Liam zamówił taksówkę dla Barbary i Sophii, które jak się okazało mieszkały w tej samej dzielnicy.

- Louis, Ty idioto! - zachichotał, łapiąc szatyna za biodra, bo gdyby tego nie zrobił, ten wylądowałby twarzą na ścianie. Na szczęście nie musiał zachowywać się cicho, bo jego mama miała nocną zmianę. - Gdzie Twój wilczy spryt? - parsknął, a po upewnieniu się, że szatyn nie potknie się o własne nogi, puścił go wolno.

- Nie działa najlepiej, kiedy jestem pod wpływem alkoholu. - wyjaśnił, skopując buty z nóg. Oczywiście musiał przy tym podtrzymać się ściany.

Zresztą z nim nie było lepiej. Nigdy nie miał najmocniejszej głowy, a Niall wręcz uwielbiał to wykorzystywać, wciskając mu przeróżne trunki. Nie był może ekstremalnie pijany, ale gdy spacerem wracali od blondyna, musiał trzymać się bicepsa szatyna, by zachować równowagę. To było dość trudne zważywszy na fakt, że chłopak potykał się tak jak i on mniej więcej co pięć metrów.

- Zdecydowanie przesadziliśmy z alkoholem. - stwierdził, udając się do kuchni w poszukiwaniu czegoś mokrego, co mogłoby zaspokoić jego pragnienie. Znalazł butelkę wody do której przyssał się, wypijając łapczywie połowę zawartości. - Idę na górę.

Louis jedynie kiwnął głową, będąc zbyt zajętym szperaniem w lodówce, by odpowiedzieć.

Wszedł po schodach i nie zamykając drzwi od pokoju, ściągnął z siebie koszulkę w między czasie zasłaniając rolety. Nie był szczególnie śpiący, ale i tak zamierzał już się położyć mając nadzieje, że samolot w jego głowie niedługo zniknie. Ale w momencie, gdy odpiął guzik od spodni, zerknął w stronę drzwi, które nie wiedząc czemu postanowił zostawić otwarte. Podskoczył widząc stojącego w nich, skanującego go od góry do dołu Louisa.

PromisesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz