21.

10.1K 457 1.2K
                                    

Spodziewał się, że za drzwiami ujrzy Louisa, ale zamiast swojego chłopaka ujrzał bukiet czerwonych róż. Co prawda trzymany przez szatyna, ale w całości zasłaniający jego twarz.

- Dobrze trafiłem? - obniżył bukiet, uśmiechając się wesoło. - Harry Styles?

- Na to wygląda. - wyszczerzył się.

Louis zeskanował go od góry do dołu na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na malinowych wargach, których dolną wargę przygryzł.

- Dla Ciebie. - wręczył mu bukiet.

- Dziękuję.

Nie mógł się powstrzymać przed wciśnięciem nosa w jedną z pięknych róż, zaciągając się jej zapachem po czym pochylił się, cmokając go w usta.

- Są piękne. - oświadczył. - Włożę je tylko do wazonu i możemy iść.

Szatyn kiwnął głową nie spuszczając z niego wzroku, kiedy ostrożnie ułożył kwiaty na łóżku tylko po to, by zabrać z komody szklany wazon, który w łazience szybko napełnił wodą po chwili wstawiając do niego bukiet. Ustawił go na komodzie, postanawiając później zająć się wymyśleniem dobrego powodu dla swojej mamy skąd ten bukiet tak właściwie wziął się u niego w pokoju. Teraz kobieta i tak była już w drodze do pracy, więc nie musiał martwić się, że zobaczy go wcześniej niżeli jutrzejszego popołudnia.

- Okej, możemy iść. - oświadczył, stając tuż przed nim.

Chłopak ujął jego dłoń, prowadząc go na dół.

- Wyglądasz pięknie. - oświadczył, pomagając założyć mu płaszcz.

- Ty też. - odparł zgodnie z prawdą.

Louis miał na sobie podobnie jak i on czarne, obcisłe spodnie w których jak zawsze prezentował się nieziemsko, szarą marynarkę i czarną, zwykłą koszulkę pod spodem. W dodatku jego włosy tym razem były zaczesane delikatnie w górę, odsłaniającym tym samym czoło.

Musiał powstrzymać się przed rzuceniem na niego i zburzeniem tego wszystkiego w zaledwie kilka sekund.

- Twoja mama pozwoliła nam wziąć samochód Gemmy. - poinformował, narzucając na siebie dżinsową kurtkę z białym kożuchem wokół kołnierza.

- Co jej powiedziałeś? - zainteresował się, wsuwając na stopy karmelowe botki.

- Połowę prawdy. - wzruszył ramionami.

- To znaczy?

- Oh, myślisz, że zdradzę Ci plany na dzisiejszy wieczór? - uniósł brwi, zaraz jednak mrużąc oczy. - Spryskałeś się moimi perfumami.

- Wiem, że lubisz, kiedy to robię. - błysnął uśmiechem, cmokając go krótko. - Chodźmy.

- Jak bardzo jesteś głodny w skali od 1 do 10? - zagaił, gdy siedzieli już w samochodzie. On na miejscu pasażera z dłonią na udzie prowadzącego samochód szatyna.

- Jako, że mama wmusiła w nas trochę obiadu.. 4.

- To dobrze się składa. - oznajmił z uśmiechem, skręcając w lewo.

- Powiesz mi już gdzie jedziemy?

- Myślę, że już mogę. - przytaknął. - Jako, że nie jesteś specjalnie głodny, najpierw pojedziemy do kina.

- Całe wieki nie byłem w kinie! - ucieszył się z tego pomysłu, bo uwielbiał oglądać filmy na dużym ekranie. - Wybrałeś film?

- To Twoje święto, Hazz. - przypomniał z małym uśmiechem przyciskając usta do wierzchu jego dłoni. - Ty go wybierzesz.

PromisesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz