6.

10.7K 542 1.4K
                                    

Nie wziął wspólnego prysznica z Louisem.

Właściwie tamtego dnia szatyn zniknął gdzieś na kilka godzin, prawdopodobnie biegając za królikami po pobliskich lasach, a kiedy wrócił, minęli się jedynie w kuchni wymieniając kilkoma krótkimi zdaniami za nim każdy udał się do swojego pokoju. Aczkolwiek wbrew pozorom ta sytuacja, a raczej seks niczego nie zmienił. Gdy następnego dnia jedli wspólne śniadanie, wszystko było w jak najlepszym porządku.

Tymczasem dokładnie półtora tygodnia później wraz z szatynem korzystając z nocnej zmiany Anne, postanowili zorganizować małą imprezę. Mała impreza oczywiście przerodziła się w nieco większą imprezę. Każdy z chłopaków kogoś zaprosił, podobnie jak Barbara i Sophia, więc aktualnie w jego domu przebywało około dwudziestu osób. Miał naprawdę ogromną nadzieje, że nie będzie tego żałował, ale jak na razie wszystko szło świetnie. Dochodziła ósma wieczorem, nikt jeszcze nie był szczególnie pijany, a co za tym idzie nie powstały żadne bójki czy niszczenie całego parteru, bo na piętro wstęp był surowo wzbroniony. I najwyraźniej ludzie wzięli sobie ten zakaz do serca.

- Kto ze mną zatańczy? - zawołał mulat, przedzierając się przez głośną - ale nie na tyle, by sąsiedzi wezwali policję - muzykę.

Chłopak był dziś w wyjątkowo dobrym nastroju, co prawdopodobnie było dziełem nowej dostawy zioła, chociaż aktualnie nie wydawał się być zbyt zjarany.

Ku jego zdziwieniu to Louis podniósł się i łapiąc mulata za nadgarstek, poprowadził go na parkiet, który oczywiście w rzeczywistości był salonową podłogą.

- A to dziwne. - wymamrotał, nie spuszczając wzroku z dwójki chłopaków.

- Co jest dziwne? - Barbara opadła na miejsce obok, na całe szczęście nie rozlewając trzymanego w dłoni drinka.

- To. - wskazał na tańczących chłopaków.

Zayn trzymał dłonie na biodrach szatyna, a ten z kolei zarzucił ręce na jego ramiona, śmiejąc się z czegoś, co mówił do niego drugi.

- Cóż, to faktycznie całkiem dziwne. - zacmokała. - Chyba nie jesteś zazdrosny?

- Ja? - zmarszczył brwi. - Co? O kogo? - prychnął.

- Harry, Harry.. - westchnęła, klepiąc go po kolanie. - Jesteś tak cholernie oczywisty, skarbie.

- Nie jestem. - potrząsnął głową. - Chyba za dużo wypiłaś, Barbs.

- Więc mówisz, że Louis kompletnie Cię nie interesuje? - przechyliła głowę, przyglądając mu się uważnie.

- Nie. - bąknął, bawiąc się skrawkiem swojej koszulki. - Nie interesuje, możemy o tym nie mówić? - poprosił wiedząc, że Louis może ich słyszeć. Co prawda wątpił w to, bo dookoła panował zbyt duży hałas, ale to nie było to, o czym chciał rozmawiać.

- Oczywiście, że możemy o tym nie mówić, ale to nie zmieni faktu, że..

Przycisnął dłoń do ust brunetki, którą ta oczywiście musiała polizać. Nie spodziewał się niczego innego, naprawdę. Była równie nieznośna jak i Niall.

- Gdzie zgubiłaś swojego chłopaka? - zmienił temat, rozglądając się dookoła.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- O ile się założymy, że wyjada jedzenie z lodówki? - parsknął.

- O pięć dolarów. - wyciągnęła do niego dłoń, którą uścisnął. - Obstawiam, że gra z kimś w Beer Ponga.

- Słuszne spostrzeżenie. - kiwnął głową, uśmiechając się szeroko.

- Rozstrzygnijmy to. - pociągnęła go w stronę kuchni.

PromisesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz