10.

10.6K 479 1.8K
                                    

- Nienawidzę angielskiego.

Louis jęknął, opadając twarzą prosto w notatki i rozłożone na łóżku ćwiczenia.

Zerknął na niego, śmiejąc się cicho z pozycji w której tkwił. Sam również męczył się z historią, ale musiał przyznać, że tym razem szło mu całkiem nieźle. Co prawda musiał powtarzać wszystkie daty co najmniej po dziesięć razy, by wreszcie je zapamiętać, ale to nie było takie złe. Nie, kiedy szatyn leżał tuż obok jeszcze do niedawna z dłonią w jego włosach od czasu do czasu przesuwając nosem lub ustami po nagim ramieniu. To trochę go rozpraszało, a jednocześnie stawało się tak naturalne, że przestawał już dziwić się za każdym razem, gdy chłopak postanowił złożyć pocałunek na karku czy tuż za uchem w między czasie podjadając miodowe orzeszki ziemne.

- Zróbmy sobie pięć minut przerwy. - zaproponował.

Chłopak był więcej niż zadowolony z tego pomysłu od razu zeskakując z łóżka i dopadając do leżącej na parapecie paczki papierosów. Wywrócił oczami, bo mógł spodziewać się właśnie tego ruchu. Według Louisa każda chwila była dobra, by trochę się 'dotlenić', a raczej struć śmierdzącym dymem.

- Tego właśnie było mi trzeba. - westchnął, uśmiechając się leniwie po wypuszczeniu dymu.

- Raka płuc? - skrzywił się, sięgając po swój telefon.

- Nie bądź taki dramatyczny. - prychnął. - Niepalący też chorują.

- Ale Ty wręcz się o to prosisz.

- Skończ, jeśli nie chcesz brnąć w kolejną kłótnię dotyczącą papierosów. - mruknął.

Westchnął, ale nie skomentował tego, narzucając na siebie leżącą na skraju łóżka bluzę szatyna, bo przez otwarte okno zaczęło mu się robić zimno. W przeciwieństwie do chłopaka nie był w połowie wilkiem, nie miał nawet szczególnie dobrej odporności. Obstawiał, że Louis mógłby wytarzać się w śniegu i wciąż twierdziłby, że mu ciepło.

- Pójdziemy później do lasu? - zagaił, gasząc papierosa po czym napił się soku z jego prywatnego kubka.

Do tego również zdołał się przyzwyczaić. A także i do tego, że szatyn jak zawsze skomentował to krótkim 'bleh, niedobre', ale i tak nigdy nie poszedł do kuchni, by nalać sobie swojego ulubionego jabłkowego soku, zamiast tego zmuszając się do wypicia pomarańczowego.

- Później będzie już ciemno. - zauważył, spoglądając w stronę okna za którym powoli zaczynało się ściemniać.

- Boisz się? - parsknął, opadając na miejsce obok.

- Nie jestem fanem ciemności. - przyznał szczerze, odkładając telefon.

- Nawet z wilkiem przy boku? - uniósł brwi. - Nie pozwoliłbym Ci zrobić krzywdy, wiesz?

- To miłe, ale wciąż nie jestem przekonany. - westchnął. - Nie lubię też, kiedy sam włóczysz się po nocy.

- Aww, martwisz się o mnie? - oparł podbródek na jego ramieniu, wyciskając kilka drobnych pocałunków na policzku.

- Może? Czy to dziwne, że nie chcę, żeby coś Ci się stało?

- Nic mi się nie stanie. - zapewnił.

- Twoje słowa nie sprawią, że uznam to za mniej niebezpieczne.

- Jestem wilkiem. - przypomniał.

- To niczego nie zmienia. - pokręcił głową.

- Więc nie chcesz ze mną iść?

Westchnął, zastanawiając się nad plusami i minusami. Gdyby z nim poszedł przynajmniej wiedziałby, że nic mu nie jest. Gdyby nie poszedł.. ponownie zamartwiałby się czy wróci do domu w całości. Albo czy w ogóle wróci. Tak, jego myśli ponownie stawały się nieco obsesyjne, ale tym razem z trochę innego powodu.

PromisesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz