Rozdział 12 W końcu spokój

25 3 0
                                    

- Czy oskarżona przyznaje się do winy? - usłyszałam niski, dudniący głos.

- Tak. Jednakowoż chciałabym również wyrazić skruchę. Przepraszam rodziny poszkodowanych.

- A więc, za liczne morderstwa i zamachy, oskarżona zostaje skazana na dożywocie. Niniejszym zamykam rozprawę.

- Proszę wstać, Wysoki Sąd wychodzi - odezwała się jakaś pani.

Podeszło do mnie dwóch policjantów i zakuło w kajdanki. Chwilę później wyprowadzili mnie z sali rozpraw i skierowali do więzienia.

Ostatnie dni były bardzo męczące. Co chwilę wołali mnie na przesłuchania, jakby nie mogli raz usłyszeć mojej odpowiedzi i tyle. Sama z siebie przyznałam się do paru zabójstw popełnionych przez morderców z rezydencji Slendermana. Chciałam mieć spokój - nawet jeśli miał on być w zamkniętym więzieniu, jeśli byłam całkowicie niewinna. Przynajmniej już nigdy nie spotkam tych znienawidzonych ludzi.

Gdy odprowadzili mnie do celi i zamknęli ją na klucz, położyłam się na nieco twardawej pryczy. Jak się można było domyślić, wystrój był bardzo nędzny. Było to pomieszczenie przeznaczone dla trzech osób, ale póki co byłam jedyną więźniarką.

Rozmyślałam, wpatrując się w szarawy sufit. Oddychałam spokojnie i głęboko. O dziwo byłam naprawdę szczęśliwa. Nie potrafiłam uwierzyć, że już naprawdę odcięłam się od wszystkiego, co złe. Że w końcu moja dusza dozna ukojenia.

~ • ~

Od rozprawy sądowej minął już tydzień, zdecydowanie najlepszy w moim życiu. Cisza. Spokój. Praktycznie ani jednego słowa skierowanego do mnie. Normalnie jak w raju. Jedynie jedzenie nie było najwyższych lotów, jednak dało się do niego przyzwyczaić.

Nagle usłyszałam chrobot zamka drzwi do celi. Zdziwiłam się odrobinę, bo nie była to pora na jedzenie, prysznic, czy cokolwiek innego. Żelazne drzwi otworzyły się na ościerz, ukazując dwóch policjantów, trzymających zakłutego jegomościa.

- Masz współlokatora - rzucił ciemnoskóry pan władza. - Miłego dalszego gnicia w więzieniu.

Wepchnęli nowego więźnia do celi, gdzie odpięli mu kajdanki, po czym szybko wyszli, zamykając nas samych na klucz. Chłopak miał ciągle zwieszoną głowę, przez co nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Usiadł na jednej z wolnych prycz, nadal wpatrując się w ziemię.

Był on dosyć wysokim szatynem. Miał na sobie ciemny płaszcz, zieloną bluzkę oraz czarno-szary szalik zawiązany na szyi.

- Za co ty? - zapytałam, próbując zagaić rozmowę.

Ciekawiło mnie, jakim był on typem przestępcy. Co złego zrobił, że został skazany. Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, jednak chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie ze smutkiem wypisanym na twarzy. A twarz miał on prawdziwie poturbowaną przez życie. Widniało na niej pełno blizn po obrażeniach zadanych nożem.

Czułam się trochę tak, jakbym spoglądała w lustro. Miał on przecież takie same włosy jak ja kiedyś, oczy tego samego koloru, na twarzy blizny, a do tego szal zakrywający zapewne kolejne szramy.

- Nie chcesz wiedzieć - odezwał się w końcu, po czym znów opuścił głowę.

- Gorszych rzeczy ode mnie raczej nie robiłeś. Ja tu jestem za kilkanaście morderstw, więc wiesz.

Spojrzał na mnie krzywo.

- Serio? - zapytał.

Koszmar ¤Creepypasta Fanfiction¤Where stories live. Discover now