Rozdział 2 Kolejny nieudany raz

85 6 4
                                    

Mimowolnie zaczęły mi lecieć łzy z oczu. Dlaczego znów zaczęli się wtrącać? Po co im to? Przecież nikomu o nich nawet nie powiedziałam. Czego znowu chcieli? Już raz rozwalili mi całkowicie życie. Nie chciałam tego przeżywać po raz kolejny. Jakby po prostu nie mogli mnie i mojej ro zostawić w spokoju. Ale przecież korona by z głowy spadła! Bo nie mają co robić, tylko uprzykrzać innym życie!

~•~

Minęło już parę dni od pierwszego mojego koszmaru. Myślałam, że będzie on jednorazowy i tyle, ale nie. Myliłam się. Teraz śnił mi się codziennie. Identyczny jak za pierwszym razem. Ale mimo wszystko coraz straszniejszy. Nie spałam prze praktycznie całe nocs, przez co w dzień zdarzało mi się usypiać. Byłam ciągle zmęczona.

To nie było normalne. Za tymi koszmarami na pewno stał ktoś, albo coś o złych zamiarach. Nie wiedziałam jednak co, i po co to robiło. Czemu nękało akurat mnie? Chyba że... Chyba że to ze mną było coś nie tak... Może popadałam w jakąś chorobę psychiczną? Może tamta rozmowa tamtych pań to było jakieś urojenie? Jeff przecież nie mógł temtego przeżyć.

Nie. Uspokój się, Julka. Jesteś całkowicie normalna, rozumiesz? Po prostu jesteś zbyt samotna i tyle. Brakuje ci bliskiej osoby... Poczułam ukłucie w sercu. Nie mogę już tego wszystkiego dłużej wytrzymać... Muszę się zabić... Muszę umrzeć...

Poszłam do łazienki. Znalazłam żyletkę, zamknęłam oczy i policzyłam do trzech. Raz... Dwa... Trzy... Poczułam jak ostrze rozcina moją skórę, wdzierając się coraz głębiej. Przecięło żyłę jedną, drugą, trzecią. Krew zalała moją dłoń. Pojawiły mi się mroczki przed oczami. Tym razem nikt mi nie przeszkodzi... W końcu zginę... Ostatnim, co zobaczyłam, była całkowita ciemność.

~•~

- Myś... Y ego... dzie? - zaczęły do mnie docierać strzępki rozmowy.

Błagam, powiedzcie, że jestem w jakichś zaświatach, czy coś. Przecież już tyke razy prawie umarłam, że teraz na pewno był ten ostateczny raz. Mój organizm już chyba był zbyt wycieńczony, tymi wszystkimi zadawanymi mu ranami. Przecież serce musiało w końcu przestać bić.

- Ra... ak.

- E... ona... le... zywa?

- J... ia.

- A na... ko?

- N... k... są... nie... zna.

- Mo... e... ma jakieś dokumenty przy... bie?

Spróbowałam otwaorzyć oczy. Udało się. Żyłam. Nie, tylko nie to!

- Kurwa - powiedziałam pod nosem.

- I widzisz? Mówiłem, że się obudzi! - powiedział mężczyzna ubrany w strój lekarski do swojego towarzysza, po czym zwrócił się do mnie. - Niech się panienka nie boi tego wszystkiego. Trafiłaś do szpitala. Sąsiadka znalazła cię nieprzytomną z ranami ciętymi na nadgarstku. Jeszcze chwila, a było by za późno! Musisz jej podziękować za uratowanie życia. A swoją drogą, to wszystko ładnie ci się goi. Będziesz musiała tu poleżeć jeszcze z dzień lub dwa, ale...

- Chcę się wypisać na rządanie - przerwałam mu.

- A... Ale jeszcze nie wszystko sie zagoiło! Mogą być przez to poważne powikłania!

- I? - zapytałam wstając z łóżka szpitalnego. - Nikt wam nie kazał mnie kuźwa po raz kolejny ratować!

- Ej, zaczekaj, no! Ile ty w ogóle masz lat, co?

- Tyle, ile trzeba. Do nie zobaczenia.

Wyszłam z sali. Rozpoznałam od razu szpital, w którym byłam raz czy dwa. W tej chwili byłam na II piętrze, więc musiałam zejść schodami na parter. Albo zjechać windą. Wybrałam tą drugą opcję. Winda na szczęście była pusta, więc po prostu do niej weszłam i wcisnęłam odpowiedni guzik. Dopiero teraz spojrzałam na moją rękę, która odrobinę bolała. Nie wyglądała aż tak tragicznie, jak myślałam. Jednak rana była poważna, bo zauważyłam ślady szycia. Gdyby mi się udało wejść wtedy z żyletką odrobinę głębiej...

Dlaczego? Dlaczego?! Dlaczego zawsze znajdzie się ktoś albo coś co mnie wyratuje? Jak wtedy, kiedy chciałam się zabić strzałą, jak teraz, albo wtedy gdy ta dziwna moc we mnie wstępowała?! Dleczego ani Jeff, ani Slenderman, ani Puppeteer nigdy nie mogli dokończyc dzieła?! Kuźwa czemu?! Ile bym dała, żeby już w końcu móc odejść z tego świata! Ale się kurwa nie da! Jakby nie mogli innych ciągle ocalać, tylko mnie! Specjalnie to robią, żebym cierpiała. Niszczą mi rodzinę, życie, ale nie pozwalają zniszczyć mnie w fizycznym znaczeniu, bo w psychicznym to już im się niedługo uda. I co z tego będą mieć? Nic!

Slendermanie, ja po prostu wiem, że to wszystko twoja sprawka! Zostawcie mnie w końcu w spokoju! Czy to aż tak wiele by was kosztowało?

Czułam, że ciągle mnie podsłuchuje. Czy przypomniało im się o mnie przez tamtą rozmowę, którą słyszałam? A gdybym tylko wtedy nie poszła do tamtej kawiarni... Albo nie zaczęła się wsłuchiwać w tamtą rozmowę... Sny by się nie pojawiły, a co za tym idzie: wspomnienia by nie wróciły. To wszystko przeze mnie. Sama sobie piwa nawarzyłam, to teraz będę musiała je wypić. A nic by się nie stało, gdybym tamtego dnia w ogóle nie wychodziła z domu. A teraz po prostu czuję, że to wszystko wróci i stanie się jeszcze gorszym piekłem. Ale dlaczego akurat ja?!

~•~

Biegłam przez las. Ten sam co każdej nocy. Tym razem jednak nie uciekałam tylko i wyłącznie przed mackami i złotymi nićmi, ale i białowłosym potworem z zielonymi oczami oraz czarnymi rękami z ostrymi jak brzytwy pazurami, czerowonowłosą dziewczyną, elfem rządnym krwi i przed paroma innymi mordercami. Wokół mnie było jeszcze więcej oczu niż poprzednio, które patrzyły się jeszcze natarczywiej, i znikały jeszcze szybciej, gdy tylko kierowałam na nie wzrok. Dobiegłam do osoby w białej bluzie, jednak nie zatrzymałam się przy niej tym razem. W biegu rzuciłam jeszcze okiem na dwa leżące ciała. Na ich rękach powykrawany był napis Jeff. Biegłam dalej przed siebie. Tak bardzo pragnęłam przed nimi uciec. Dostrzegłam niedaleko przed sobą polanę. Już niewiele mnie od niej dzieliło, jednak potknęłam się o wystający korzeń. Obok siebie dostrzegłam maskę. Już chciałam do niej podejść i się jej przyjrzeć, jednak coś złapało mnie za ręce i gwałtownie odciągneło do tyłu. Obróciło mnie w swoją stronę i zobaczyłam jego. Slendermana.

Krzyknęłam z przerażenia. Poraz kolejny zbudziłam się zalana potem. Kiedy to się w końcu skończy, co?! Rozpłakałam się. Czemu to wszystko spotyka mnie?! Czemu akurat ja musiałam to wszystko przeżywać?! Czemu rozwalono akurat moją rodzinę?!

Zaczęła mi lecieć krew z nosa i poczułam silne zawroty głowy. Uspokoiłam się odrobinę, choć łzy nadal mi leciały ciurkiem. Wstałam do siadu. Założyłam chapcie i już miałam wstać, kiedy zauważyłam dosyć niepokojącą rzecz. Okno. Było otwarte, chociaż zostawiłam je zamknięte. Kurwa. I co jeszcze?! Czy wy mi na prawdę nigdy nie dacie spokoju?!

Nie, usłyszałam w głowie.

Koszmar ¤Creepypasta Fanfiction¤Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang