Rozdział 14 Rodzina

27 2 1
                                    

Czułam ogromny ból w głowie. Jeff musiał mnie okropnie mocno uderzyć. Nie wiele brakowało, aby mi czaszka pękła. Byłam wściekła, że dałam mu się obezwładnić, choć nie wiedziałam jakim cudem mu się to w ogóle udało.

Znajdowałam się w przeraźliwie zimnym pokoju. Czułam liny krępujące moje nadgarstki i kostki, przez co nie mogłam się poruszać. Do moich nozdrzy dobiegał ochydny zapach zgnilizny i krwi. Zapewne znajdowałam się w rezydencji Slendermana.

- Wypuść mnie, idioto! - krzyknęłam, otwierając oczy i szarpiąc liny.

- Nie tak gwałtownie, księżniczko - odezwał się za mną Jeff. - Należysz do Operatora.

- Nie należę do żadnego Operatora! Do nikogo! Jestem wolna i przestańcie mnie w końcu ścigać!

- Nikt nie mówił, że będziemy spełniać twoje zachcianki, więc lepiej bądź cicho, a nic ci się raczej nie stanie.

- Pff, może w końcu byście mnie zabili? Ucieszyłabym się szczerze.

- Śmierć jest zbyt prostą drogą. O wiele lepsze są tortury. A akurat ty powinnaś bardzo dobrze się na tym znać - powiedział, dotykając moich blizn na twarzy i szyi.

- Skończony idiota. Debil.

- Nie tak ostro, maleńka. Operator nie znosi takich odzywek.

- Jakby w ogóle interesowało mnie, co sobie myśli Slender...

- A powinno.

- Kończ waść, wstydu oszczędź. Zabijaj mnie, a nie. Inaczej ciągle będziecie mieli ze mną problemy.

- Nie słuchałaś, co mówiłem? Skoro nie chcesz po dobroci, to będą tortury. Gdzie byś chciała kolejną bliznę?

- Wal się - mruknęłam pod nosem.

Zmarszczylam brwi w złości, odwróciłam głowę i zamknęłam oczy. A niech mnie kaleczy. Niech mi zadaje ból. Może w końcu uda mu się mnie dobić. A Slenderman chyba nie będzie chciał takiego poranionego truchła.

Mięśnie napięły się, kiedy poczułam ostrze zatapiające się w moje lewe udo. Nigdy wcześniej nie zabierał się za nogi. W końcu musiał jednak nadejść ten moment, bo gdzie indziej zaczynało brakować miejsca. Miałam już pokaleczoną twarz, szyję i obie ręce, a dodatkowo ranę w okolicy serca po grocie strzały.

- Jakieś szczególne zamówienia co do wzorów? - zapytał i zaśmiał się psychopatycznie.

- Chcesz jeszcze raz usłyszeć ,,wal się", czy tym razem mam użyć mocniejszego słowa? - powiedziałam, zaciskając zęby.

- Już się tak nie denerwuj. Będziesz miała takie fajne tatuaże.

- Bardzo śmieszne.

- Dla mnie na pewno.

Postanowiłam się do niego nie odzywać. Nie dam mu takiej satysfakcji. Kiedy raz po raz przejeżdżał ostrzem po moich udach, zaciskałam usta, aby powstrzymać krzyk. W końcu tortury mu się znudzą, jeśli nie usłyszy dostatecznie zadawalających dźwięków bólu.

Nagle przypomniałam sobie o mojej rodzinie. Otworzyłam szerzej oczy, zdając sobie sprawę, że jeszcze nie wyżyłam się za to na mordercy. Mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu. Przeklęłam się za to w duchu. Niestety, moje wcześniejsze postanowienie co do milczenia będzie musiało zostać przerwane, bo zamierzam mu wszystko wykrzyczeć w twarz.

- Po co ci było kolejne morderstwo? - ku mojemu zdziwieniu, nie użyłam podniesionego tonu głosu, a cichego szeptu, który Jeff na pewno usłyszał, bo przerwał swoją mozolną pracę.

- Co? - zapytał zdezorientowany.

- Babcia i siostra. Jedyna moja rodzina. Po co to zrobiłeś?

- Dla rozrywki? Wydaje mi się, że zdążyłaś mnie na tyle poznać żeby wiedzieć, do czego jestem zdolny, gdy mi się nudzi. Nie pamiętasz już swoich ran na twarzyczce, szyi, rękach?

- Ale dlaczego akurat je wybrałeś?

- Myślisz, że zagłębiam się w życiorys każdej ofiary? Śmieszna jesteś.

Chłopak zaśmiał się. Tymczasem we mnie wzbierała się złość, która szybko przerodziła się we wściekłość. Jak on mógł?! Ja jego rodziny nie skrzywdziłam. Nic mu nie zrobiłam! No dobrze, 'prawie' nic.

- A o swoją rodzinkę to pewnie dbasz, co? - zapytałam z wyrzutem.

Jeff odsunął się ode mnie. Wypuścił z ręki nóż. Jego zachowanie bardzo mnie zdziwiło. Czy wraz z tym pytaniem wkroczyłam na pole minowe? Pewnie tak. Jednak nie potrafiłam zrozumieć dlaczego.

- Nie mam rodziny - powiedział cicho.

W jego głosie słyszalne było wiele emocji. Dużo więcej, niż zazwyczaj. I kompletnie różne od tych, które już znałam. Nigdy bym nie pomyślała, że taki morderca bez skrupułów może odczuwać żal, tęsknotę i ból, a jednak te uczucia były teraz niemal namacalne.

Zauważyłam, że chłopak zaczął lekko drżeć. W końcu jednak spojrzał na mnie twardym wzrokiem. Przez kilkanaście sekund utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. W końcu Jeff przymknął oczy na dłużej, a gdy znowu je otworzył, był już całkowicie sobą.

- Chcesz wiedzieć dlaczego? - zapytał psychopatycznym tonem, co wywołało u mnie gęsią skórkę. - Naprawdę chcesz wiedzieć?! Dobrze. Opowiem ci. Sam ich zabiłem. Mamę i tatę, mimo że mnie kochali. Poprawka: KIEDYŚ mnie kochali. Zanim moja skóra i włosy stały się takie, jakie są teraz. Później zwyczajnie bali się mnie. A szkoda, może by dłużej pożyli. I jeszcze był mój brat... Jedyna osoba na świecie, która mnie rozumiała. Jedyny człowiek, dla którego warto było żyć. Ale kiedy zabiłem rodziców, nie chciałem, aby mój brat trafił do sierocińca. Nie chciałem narażać go na traumę. Ale teraz nie mam już nikogo. On nie żyje. Liu nie żyje! Mój kochany brat zginął z mojej ręki! Dlaczego? Dlaczego musiałem to zrobić?!

Zaśmiał się okropnym, złowieszczym i psychopatycznym śmiechem. Nigdy wcześniej nie bałam się go bardziej niż teraz. Mimo mojej całej nienawiści do niego, poczułam ukłucie w sercu. Żal mi go było.

On nie zabija z wolnej woli. To zepsuta psychika uczyniła go takim, jakiego znam.

Co ja robię?! Dlaczego usprawiedliwiam mordercę? Z moją psychiką też chyba jest już coś nie tak, skoro takie rzeczy mi do głowy przychodzą. Gdyby tylko chciał, to by przestał to robić. Nie ma dla niego żadnego usprawiedliwienia.

Nagle przyszło mi coś do głowy. Czy Jeff użył w swojej opowieści imienia ,,Liu"? A jeśli to ten sam Liu, którego poznałam w więzieniu? Ich historie wydają się być bardzo podobne, a niektóre elementy wręcz identyczne. Nie chciałam, by rzeczywiście byli braćmi, a jednak wszystko na to wskazywało.

Przeklęłam się w duchu za to, że sama wpędziłam sięw błędne koło. Skoro ja obiecałam Liu, że pomogę mu odnaleźć brata, a on mi, że pomoże ukatrupić mojego prześladowcę - Jeffa, to w końcu... Nie wiem. Nie mam pojęcia jak można by wybrnąć z tej patowej sytuacji. Ja niestety zawsze dotrzymywałam obietnic, a więc teraz nie mogę zabić Jeffa. Z deugiej strony czy to Liu ma teraz zabić swojego brata? Ach, dlaczego wszystko, w co się wplątuję, musi być takie skomplikowane? I czemu nigdy nie mogę przemyśleć nuczego dostatecznie wiele razy?

A może powinnam powiedzieć Jeffowi, że jego brat żyje?

Wtem usłyszałam otwierające się drzwi. Ktoś wpadł do środka i krztusząc się, wychrypiał:

- Rezydencja się pali!

Koszmar ¤Creepypasta Fanfiction¤حيث تعيش القصص. اكتشف الآن