Rozdział 1

2.3K 106 20
                                    

     Ze snu wyrwało mnie gwałtownie wycie wargów. Natychmiast otworzyłam oczy, pozbywając się z mojego umysłu sennej wizji Legolasa. Teraz nie mogłam o nim myśleć. Orków śledziłam już od dawna, ale nigdy nie miałam okazji pozbycia się ich. Aż do teraz.

Zebrałam z miękkiego mchu łuk oraz kołczan i podkradłam się do pobliskiego buku. Stałam na niewielkim wzgórzu, a pode mną roztaczała się niewielka polana, gdzieniegdzie porośnięta drobnymi krzewami. Miałam idealną pozycję do cichego ataku z zaskoczenia. Na moim wzgórzu aż roiło się od masywnych drzew, a także głazów. Z łatwością w razie zagrożenia mogłabym schować się za którymś z nich. A orkowie? Cóż, wkrótce będą na nieosłoniętym polu. Nie będą mieli szans w starciu z moimi strzałami.

Naciągnęłam na cięciwę pierwszą z nich i mimowolnie wstrzymałam oddech. W lesie echem odbijały się wrzaski orków, a także głuche dudnienie olbrzymich łap wargów. Jeszcze kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund...Nagle z prawej strony polany rozległ się hałas. Okrzyki, brzęk stali. Po chwili moim oczom ukazała się spora gromada krasnoludów, jeden czarodziej i hobbit. Co oni tutaj robili? Czyżby też śledzili orków? Musiałam się o tym przekonać.

     Niespodziewanie moje rozmyślania przerwało pojawienie się orków. Natychmiast wycelowałam strzałę w stronę pierwszej bestii. Stwór zaskomlał i padł na trawę. Jeden z krasnoludów podniósł zaskoczony głowę i napotkał moje spojrzenie. Jak na krasnoluda był zaskakująco wysoki. Wpatrywał się we mnie jak zaczarowany, chociaż wokół niego jego towarzysze pilnie potrzebowali wsparcia. Nagle jeden z wargów pojawił się tuż obok mnie i skoczył na krasnoluda. Krzyknęłam cicho i wystrzeliłam w jego stronę, powalając bestię jedną celną strzałą. Krasnolud pokiwał w moją stronę głową i wrócił do walki, zresztą tak samo jak ja.

Wkrótce polana roiła się od trupów orków, a mój kołczan był do połowy opróżniony. Mój umysł z powrotem zaczął rozmyślać o dosyć sporej kompanii. Czego tu szukali? Niestety, po raz kolejny moja nieuwaga została ukarana. Ogromne cielsko wpadło na mnie od tyłu, a ja spadłam na polanę. Siła ciosu zaparła mi dech w piersiach. Przed oczami miałam ciemność.

Po upływie kilkunastu sekund odzyskałam w pełni świadomość. Powoli podniosłam się z trawy i otrzepałam spodnie. Dalej kręciło mi się w głowie, ale mimo tego podeszłam do grupy krasnoludów. 

-Uwaga, okrążyć ją ! - krzyknął jeden z nich, a reszta jak na zawołanie spełniła jego polecenie

Podniosłam ręce w obronnym geście i wzrokiem zaczęłam szukać niebieskich tęczówek wysokiego krasnoluda.

-Zostawcie ją, ona uratowała mi życie. Jest po naszej stronie - zagrzmiał za moimi plecami głos

Odwróciłam się i odetchnęłam cicho z ulgą.

-Kim jesteś? - spytał, zbliżając się do mnie. Ku mojemu rozczarowaniu nie wypuścił broni z ręki.

-Kimś, kto śledzi orków od bardzo dawna i pragnie ich śmierci - odparłam - A wy?

Krasnolud zmarszczył zirytowany brwi i zerknął na czarodzieja obok. Ten tylko wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na mnie. Przeszedł mnie lekki dreszcz, ale odwzajemniłam spojrzenie.

Nagle za mną rozległ się cichy, niepewny głosik :

-Jesteśmy kompanią Thorina Dębowej Tarczy...

-ZAMILCZ! - ryknął wysoki krasnolud

Wzdrygnęłam się i cofnęłam parę kroków. 

-Jesteśmy kompanią Thorina Dębowej Tarczy i zmierzamy w stronę Samotnej Góry, odzyskać skarb należący do rodu Durina i zabić smoka - odezwał się czarodziej i posłał krasnoludowi karcące spojrzenie.

Wstrzymałam oddech. Przede mną stał krasnoludzki książę. 

     Gdy byłam mała, mój brat zakradał się do mojej komnaty i opowiadał mi różne historie i legendy. Bardzo dobrze zapamiętałam opowieści o bitwie pod Morią : o niezwykłej odwadze Thorina Dębowej Tarczy i o tym, jak odciął rękę Azogowi Plugawemu.

-Byłoby nam bardzo miło, gdybyś dołączyła do naszej kompanii - kontynuował czarodziej, posyłając mi ciepły uśmiech.

You taught me the courage {Thorin Oakenshield} Where stories live. Discover now