Rozdział 15

1.1K 48 1
                                    

- Jedno właściwe ustawienie...Jedna właściwie wypuszczona strzała i nasza przyszłość mogłaby wyglądać zupełnie inaczej - wyszeptał Thorin - A co jeśli nie uda nam się pokonać Smauga? - Jego głos był pewien obaw.

- Do Samotnej Góry nie idziesz sam, Thorinie - Odnalazłam jego dłoń i mocno splotłam nasze palce. - Wkrótce całe Śródziemie będzie śpiewało pieśni o bohaterstwie i odwadze kompanii Thorina Dębowej Tarczy. Będziesz królem - wyszeptałam i spojrzałam w jego błękitne, roziskrzone tęczówki

- Będę królem, a ty moją królową - Na te słowa Balin uśmiechnął się szeroko i zostawił nas samych. - Będziemy razem rządzić pod Górą - Oparł czoło o moje i pocałował mnie delikatnie w czubek nosa.

     Wtem w moim sercu pojawił się cień zwątpienia. Wiedziałam, że Thorin jest i będzie jedynym mężczyzną, którego będę kochać całą sobą, ale co prawdziwa miłość może wskórać z prawem krwi i rasy? Krasnoludzki król nie mógłby posiąść za żonę na wpół ludzkiej, a na wpół elfickiej kobiety. Jego poddani nigdy nie zaakceptowaliby takiego związku, zresztą już teraz większość towarzyszy Thorina spoglądała na nas ze zniechęceniem.

- Thorinie, ja nie będę mogła zostać twoją królową - wyszeptałam i poczułam, jak w moich oczach zaczęły zbierać się łzy - Panią Spod Góry może zostać jedynie krasnoludzka kobieta, sam dobrze o tym wiesz.

Thorin nic nie odpowiedział ; objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Jedną dłoń pozostawił na moich plecach, drugą zaś gładził moje włosy :

- Nie pozwolę, by jakieś durne zasady rozdzieliły naszą miłość. Nic, ani nikt nas nie rozłączy - Zapewniał mnie.

- Chwała królewskiej parze! - Zakrzyknął z tyłu pokoju Bilbo i zaczął klaskać.

Odsunęłam się natychmiast od Thorina, ten jednak nie zabrał swojej ręki z moich pleców.

- Niech żyją i wiecznie królują! - Do krzyku Bilba dołączyli również Kili i Fili ; po chwili cały salon wypełniały radosne okrzykiwania i śmiech. Zrozumiałam wtedy, że wraz z Thorinem uzyskaliśmy pełną akceptację, lecz krasnoludzkich rodów było mnóstwo...

- Nie chcę wam przerywać, prosiliście mnie jednak o broń - odezwał się Bard, który wszedł do pokoju, niosąc jakieś ciężkie narzędzia starannie owinięte w płótno.

     Położył broń na stole i odsłonił zawartość płótna. Naszym oczom ukazały się dziwne młoty, siekiery i inne niedorzeczne wynalazki.

- Co to jest? Zapłaciliśmy za porządne miecze, łuki i sztylety! - oburzył się Thorin i uderzył pięścią w stół

- Niestety, nic innego nie posiadam. Może i te narzędzia wyglądają dziwacznie, to zapewniam was, że w obliczu śmierci mogą uratować życie. Jeżeli jednak zależy wam na prawdziwej broni, znajdziecie ją w zbrojowni w centrum miasta. Nie łudźcie się, że uda wam się ją zdobyć, jest pilnie strzeżona. Jutro z samego rana macie opuścić moje domostwo : ani ja, ani moje dzieci nie potrzebują więcej kłopotów. Prześpijcie się - oznajmił Bard i opuścił dom, kierując się schodami prowadzącymi w dół

     Zaraz po wyjściu Barda i jego dzieci, w salonie rozpętało się porządne zamieszanie. Wszyscy byli oburzeni i wściekli, każdy przekrzykiwał się z każdym. 

- Nie możemy walczyć ze Smaugiem taką bronią! Wraz z nadejściem nocy, wszyscy udamy się do zbrojowni - ogłosił Thorin

Pozostali zgodzili się z nim a następnie udaliśmy się na krótki spoczynek, by choć trochę wypocząć przed nadchodzącym najtrudniejszym, a zarazem ostatnim etapem podróży.

                                                                                        ***

     Zgodnie z zapowiedzą Thorina, opuściliśmy niepostrzeżenie domostwo Barda późną nocą. Po cichu zmierzaliśmy do centrum miasta, po drodze nie spotykając ani jednej żywej duszy ; mieliśmy ogromne szczęście. Wreszcie znaleźliśmy dosyć spory budynek, który od frontowego wejścia otoczony był tuzinem żołnierzy. Na wszelki wypadek Dwalin wziął jeden z młotów Barda, nie chcieliśmy jednak testować broni flisaka. Na szczęście w ścianach zbrojowni znajdowało się jedno okno, na tyle szerokie, by spokojnie każdy z nas mógł się przez nie przecisnąć : nawet Bombur.

Z ogromną ostrożnością okrążyliśmy budynek i stanęliśmy tuż pod oknem. Po kolei krasnoludy podsadzały kolejne, a te z łatwością wskakiwały do środka. Wszystko szło jak z płatka do momentu, w którym Kili miał przejść przez okno. Był on ostatni, wszyscy oczekiwaliśmy go już w mroku zbrojowni. Nagle krzyknął głośno i padł na podłogę, krzywiąc się z bólu. Zamarliśmy bez ruchu i wstrzymaliśmy oddechy, modląc się, by strażnicy Miasta Na Jeziorze byli na tyle głusi, by nie usłyszeli hałasu dobiegającego ze środka. 

Cała nasza nadzieja rozwiała się się bezpowrotnie, gdy z zewnątrz dobiegły nas okrzyki żołnierzy i odgłos otwierania frontowych drzwi. Po chwili do środka wpadli żołnierze z wycelowanymi w nas ostrymi włóczniami.


You taught me the courage {Thorin Oakenshield} Where stories live. Discover now