Rozdział 6

1.7K 65 28
                                    

     -Na razie jesteśmy tu sami, lecz nie na długo. Wkrótce przybędzie tutaj Azog Plugawy wraz z resztą orków. Musimy znaleźć jakieś schronienie, nim będzie za późno.

Na dźwięk imienia tej bestii po moich plecach przebiegł lodowaty dreszcz. Pokonanie orków nie było niczym wielkim, ale ta bestia... Co prawda nie widziałam jej nigdy na żywo, ale z opowiadań Legolasa w mojej wyobraźni zagnieździł się obraz mrożącego krew w żyłach monstrum.

-Przecież Azog zginął w bitwie pod Morią! Widziałem na własne oczy, jak żołnierze Azoga wyprowadzali go osuwającego się na ziemię! - wybuchnął Thorin - To niemożliwe, że ta bestia wciąż plugawi Śródziemie!

-Prawdziwe zło nigdy nie ginie - dodał cicho Gandalf

Po tych słowach zapanowała całkowita cisza, niezmącona nawet śpiewem ptaków. Ściemniało się, słońce chowało się już za koronami drzew, rzucając na nas krwawy blask.

-Musimy ruszać. Hobbit najprawdopodobniej znalazł wyjście z podziemnych korytarzy i już biegnie w podskokach do Shire... - rzucił gniewnie Thorin

-Nie waż się tak o nim mówić! - przerwałam mu gwałtownie, zaciskając dłonie w pięści. Reszta kompanii przeniosła wzrok na mnie, zaskoczona moim wybuchem. - Bilbo nigdy by nas nie zostawił! Zgubił się gdzieś w jaskiniach, ale dla ciebie ważniejsze było własne życie! - W moich oczach zaczęły wzbierać łzy, jednak za wszelką cenę starałam się je powstrzymać. Nie chciałam pokazać towarzyszom chwili mojej słabości.

-Starałem się was chronić - wycedził Thorin, wskazując na mnie palcem - Miałem do wyboru śmierć jednego towarzysza i przeżycie reszty, bądź przeżycie jednego i śmierci dla pozostałych. A ty co byś wybrała na moim miejscu? - Rzucił w moją stronę oskarżycielskie spojrzenie.

-Cóż, na szczęście, Thorinie, nikt nie zginął. Miałem lekkie problemy, ale przybywam do ciebie w jednym kawałku. - Nagle wśród krzaków odezwał się cichy głos. Po chwili dołączył do nas Bilbo Baggins, cały i zdrów.

Poczułam, jak z mojego serca spadł ciężki kamień. Bez chwili namysłu podbiegłam do hobbita i uściskałam go mocno. Również odwzajemnił uścisk. Nie wiem, ile tak staliśmy, ale po pewnym czasie usłyszałam, jak Thorin odchrząknął głośno za moimi plecami. Odsunęłam się od Bilba i ponownie przyłapałam krasnoluda na wpatrywaniu się we mnie. Postanowiłam to zignorować.

     Nagle w lesie rozległo się wycie wargów. Po chwili usłyszałam też wrzaski orków i odgłos uderzania stali o stal. Byliśmy w potrzasku, nie mieliśmy żadnej drogi ucieczki : z tyłu gobliny, a dookoła orkowie.

-Włazić na drzewa! Teraz! - krzyknął Gandalf

Bez chwili namysłu wskoczyłam na pierwsze lepsze drzewo i podciągnęłam się na najniższą gałąź. Pomogłam wejść Killiemu, Filliemu, Bilbowi i Oriemu. Dla reszty niestety nie było już miejsca.

Gdy już wszyscy zajęli miejsca na drzewach, w dole dojrzałam Thorina z wyciągniętym ostrzem elfów. Stał tam, gotowy do walki z nadciągającym wrogiem.

-Thorinie, wejdź na drzewo! Zabiją cię! - krzyknęłam do niego, mając nadzieję, że mnie usłyszy

Na dźwięk mojego głosu odwrócił się i odkrzyknął w odpowiedzi :

-O mnie się nie martw, dam sobie radę. Ty tam zostań, pomożesz mi dużo swoim śmiercionośnym łukiem.

Po raz pierwszy Thorin Dębowa Tarcza pochwalił mnie. Zarumieniłam się lekko, lecz od razu skarciłam się w duchu za rozpraszające mnie wewnętrznie uczucia. W obliczu śmierci nie ma miejsca na miłość. Miłość zatruwa trzeźwość myślenia, nie pozwala umysłowi w pełni pracować.

     Wkrótce dołączyła do nas horda orków. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, dlatego w mroku widoczne były tylko rozszalałe ślepia wargów. Było ich mnóstwo. Bez zastanowienia wypuściłam pierwszą strzałę, trafiając jedną z bestii prosto między oczy. Reszta stworów wybiegła z ukrycia, ruszając prosto na drzewa. Tutaj łuki na pewno nie wystarczą.

-Thorinie, jest ich za dużo! Wracaj tutaj! - krzyknęłam, choć wiedziałam, że w szale bitewnym krasnolud na pewno mnie nie posłucha

-Nie martw się o niego, mój wujek jest twardą sztuką. Byle kto nie powali go na ziemię - powiedział do mnie Killi, kładąc mi dłoń na ramieniu i uśmiechając się lekko

Nagle kątem oka zauważyłam, jak w stronę wargów nadleciał płonący pocisk. Chwilę po tym część pola bitwy ogarnął ogień, a wargowie z piskiem strachu cofnęli się w głąb lasu. Niebywałe, bali się ognia! Czarodziej rzucał w stronę wrogów płonące szyszki, jedna za drugą. Wkrótce wszystko płonęło, a wargowie uciekli, bądź też polegli. Ku mojej uldze Thorin skrył się za jednym z drzew, jednak nie dołączył do kompanii. Został na dole. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że czekał na jedynego godnego sobie przeciwnika : Azoga Plugawego. On na pewno nie zlęknie się zwyczajnego ognia. Zrobi wszystko, by dostać głowę krasnoludzkiego księcia.

     Wkrótce nadszedł biały ork. Wyszedł ze środka płonącego lasu, na grzbiecie ogromnego, białego warga. Na jego widok ogarnął mnie paraliżujący strach. Cała jego twarz pokryta była głębokimi bliznami, a w miejsce uciętej dłoni wbita była zakrzywiona klinga.

Po chwili z ukrycia wyszedł również Thorin. Obydwoje zmierzali na środek pola, unikając otaczających ich zewsząd płomieni. W myślach modliłam się, by Thorin przetrwał to starcie. Nagle biały warg rzucił się na krasnoluda i powalił go jednym uderzeniem umięśnionych łap. Thorin padł na ziemię bez tchu. Krzyknęłam głośno i chciałam zejść z drzewa ,by mu pomóc, jednak Bilbo powstrzymał mnie :

-Lepiej zostań tutaj. Z dołu mu nie pomożesz. Azog od razu cię zabije - wyszeptał drżącym głosem, obserwując na dole przerażający pojedynek

Thorin po chwili podniósł się i od razu zamachnął klingą na nadjeżdżającego Azoga. Ten jednak zgrabnie ominął jego cios i roześmiał się szyderczo. Okrążył Thorina i powalił go tym samym sposobem, co wcześniej. Krasnolud padł, tym razem jednak tracąc przytomność.

-Nie! Nie zabijaj go! - wrzasnęłam i wystrzeliłam w jego stronę strzałę. Ku mojemu zdziwieniu i wściekłości, strzała odbiła się od stalowego kikuta Azoga, a ten roześmiał się głębokim, mrożącym krew w żyłach basem.

-Orły! Orły nadlatują! - krzyknął nagle Bilbo

Rzeczywiście, miał rację. Po nocnym niebie sunęły ogromne orły, które po chwili pochwyciły w swe szpony część krasnoludów. Przybyły nam pomóc! Wkrótce i ja tkwiłam w szponach tych majestatycznych zwierząt, ściskając mocno przerażonego Bilba. Obok nas leciał orzeł, który trzymał samotnego Thorina. W dalszym ciągu się nie wybudził.

     Długo lecieliśmy po nocnym niebie, obserwując w dole szalejący pożar. Azog Plugawy uciekł, a reszta ocalałych za nim. Po chwili orły zaczęły zniżać swój lot i wypuściły nas na Samotną Skałę. Od razu po wylądowaniu rzuciłam się w stronę nieprzytomnego Thorina :

-Thorinie, obudź się. Orły nas uratowały. Obudź się - wyszeptałam, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Nie dbając o reakcję pozostałych, odgarnęłam z twarzy Thorina zagubione kosmyki włosów i złożyłam na jego czole delikatny pocałunek. 

Wkrótce potem ciało krasnoluda poruszyło się nieznacznie, a z jego gardła wydarł się zdławiony kaszel.

-Co się stało? Gdzie my jesteśmy? - powiedział wręcz bezgłośnie Thorin, ledwo poruszając ustami

-Na Samotnej Skale. Orły nas uratowały - wyszeptałam, a z moich oczu ponownie popłynęła łza

Wstrzymałam oddech, kiedy Thorin delikatnie starł ją osmoloną dłonią i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i wstałam. Zarumieniłam się mocno, gdy spostrzegłam, że cała reszta wpatrywała się w nas z szerokimi uśmiechami, a niektórzy nawet ze łzami w oczach.

Nie zwracając na nich uwagi pomogłam podnieść się Thorinowi i podeszłam wraz z nim na skraj Samotnej Skały. Po chwili dołączyła do nas reszta.

-Towarzysze, przed sobą mamy Samotną Górę - wyszeptał oszołomiony Thorin


You taught me the courage {Thorin Oakenshield} Where stories live. Discover now