Rozdział 11

1.3K 62 11
                                    

     - Witaj, ojcze - wydusiłam z siebie i odwzajemniłam spojrzenie przepełnione nienawiścią i pogardą

Thorin nic nie odpowiedział na prowokacyjną wypowiedź Thranduila. Poczułam tylko, jak cały się spiął.

- Nic nie powiesz, krasnoludzie? Czyżby moja córeczka odebrała ci mowę? - Jego głos wręcz ociekał sarkazmem. - Myślałeś, że ty i twoja nędzna kompania zdołacie uciec przed moją osobą? Wszyscy jesteście żałośni. Jednak mam dla was pewną propozycję - Podniósł się z tronu i powoli podszedł do nas.

     Gdy tylko poczułam jego oddech na szyi, całe moje ciało spięło się boleśnie. Miałam ochotę wydrapać mu twarz jego koroną ; wbić jej ostre końce w jego błękitne oczy, które po nim odziedziczyłam. Wiedziałam, że będzie chciał się z nami dogadać. Może i był inteligentny, wyniosły i dumny, ale złoto i klejnoty cenił ponad wszystko. Pod tym względem różnił się od majestatycznych elfów z Rivendell, które złoto uważały za drogę do niechybnej choroby i szaleństwa.

- Jestem pewien Thorinie, że pamiętasz tamten dzień, w którym twój dziad i ojciec odebrali mi należne i obiecane mi od dawna złoto oraz klejnoty Ereboru. Ja niewiele pragnę, nie więcej niż jedną szkatułkę z klejnotami zrobionymi z najczystszego światła gwiazd. Obiecaj mi, że takową szkatułkę dostanę, a przysięgam ci, że wypuszczę ciebie i twoją kompanię. Moją córkę również puszczę wolno - dodał, muskając moją szyję palcem, czym przyprawił mnie ponownie o dreszcze obrzydzenia

- Nigdy nie przystanę na żaden układ z żadnym elfem! - powtórzył swoje słowa Thorin, który niespodziewanie krzyknął, podchodząc bliżej do Thranduila

- Cóż, od zawsze wiedziałem, że krasnoludy nie słyną z lojalności oraz dotrzymywania słowa...

- Nie mów mi nic o lojalności! - ryknął Thorin - Kiedy byliśmy w potrzebie i prosiliśmy o pomoc, wycofałeś swoje wojska i odwróciłeś się od nas! Twoja armia była dwa razy większa od armii orków, wraz z naszymi siłami mogliśmy ich pokonać w godzinę! Nigdy nie walczyłeś na żadnej wojnie! Imrid amrad unsul!

- Nie waż mi się mówić w moim pałacu po krasnoludzku! - wysyczał Thranduil i wrócił na swój tron - To ja walczyłem z ogromnymi jaszczurami z północy, kiedy ciebie jeszcze nie było na tym świecie! - To mówiąc, zdjął czar chroniący jego twarz, a naszym oczom ukazała się paskudna rana, odsłaniająca wszystkie ścięgna i kości. Gdy byłam mała, często pokazywał mi tę pamiątkę po bitwie i groził mi, że jeżeli jeszcze raz zachowam się źle, zrobi mi to samo. - Skoro nie chcesz ze mną współpracować, zgnijesz w moich lochach wraz ze swoimi kompanami. Zabrać go! Zostawcie tutaj moją córkę - dodał i ruszył w moją stronę

- Nie! Nie zostawię jej tutaj! - krzyknął Thorin i ze wszystkich sił usiłował wydostać się z silnych ramion straży królewskiej. Po raz pierwszy ujrzałam wtedy łzy w oczach Thorina.

Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Panika, strach i przerażenie opanowały moje ciało, odbierając mi zdolność mówienia i ruchu. Padłam na posadzkę, chowając twarz między rękami. Byłam pewna, że Thranduil mnie zabije. Przynajmniej przed śmiercią spotkałam osobę, która darzyła mnie uczuciem, która kochała mnie pomimo mojego pochodzenia. Musisz być silna. Nie pozwól mu wygrać - w mojej głowie odezwał się głos mojego brata. Jego ostatnie słowa, które usłyszałam przed śmiercią. Nie mogę go teraz zawieść - pomyślałam i zbierając resztki sił, jakie mi zostały, podparłam się na rękach i chwiejnie wstałam.

Krzyki Thorina rozpłynęły się w oddali, pozostawiając mnie samą z moim tyranem i prześladowcą.

- Czego ode mnie chcesz? -wycedziłam

Ten tylko parsknął śmiechem i pokręcił głową :

- Nie rozumiesz? Jesteś córką jednej z ludzkich prostytutek, która znaczyła mniej niż to ścierwo krasnoludzkiego księcia. Nie powinnaś istnieć, nie powinnaś oddychać ani chodzić po tej ziemi. Tymczasem stoisz przede mną i masz czelność do mnie pyskować... - Zawahał się na moment. - Zauważyłem, że ten krasnolud darzy cię uczuciem...Zapewne byłoby mu bardzo przykro, gdyby zobaczył twoje dyndające ciało bez głowy przed wejściem do jego celi! - ryknął i błyskawicznie wyjął miecz z pochwy

Zamknęłam oczy i w myślach pożegnałam się z całą kompanią i Legolasem.

- Zostaw ją! - w głębi korytarza rozległ się krzyk

Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Legolasa, który mierzył do ojca naciągniętą na cięciwę strzałą. Następnie kątem oka spoglądałam na ojca, który szeroko otworzył oczy i z niedowierzaniem obserwował swojego syna.

- Ty ...Ty śmiesz mierzyć do mnie strzałą? Do mnie, do swojego króla i pana? Gorzko tego pożałujesz! - ryknął i w jednej chwili znalazł się tuż przy Legolasie. Złapał go za gardło i podniósł wysoko do góry.

- Lyanna...Uciekaj - wycharczał z siebie ledwo słyszalnie Legolas

Wrzasnęłam, a moje oczy zaszkliły się od łez. Nie mogłam zostawić tutaj brata! To on od zawsze mi pomagał, uczył mnie wszystkiego...A teraz miał tak po prostu umrzeć?

Nagle Legolas kopnął mocno ojca w brzuch, a ten zgiął się w pół. Pod wpływem ciosu puścił swojego syna, a ten natychmiast powtórzył cios, tym razem trafiając ojca w głowę.

- Uciekaj! - ponaglił mnie brat - Teraz!

     Z bólem serca spełniłam rozkaz Legolasa i pognałam w kierunku kręconych schodów. Po chwili moim oczom ukazał się szereg cel. Zachłysnęłam się powietrzem na widok Bilba, który stał przy jednej z nich z pękiem kluczy w dłoni.

- Pora stąd uciekać - oznajmił i uśmiechnął się do mnie szeroko


You taught me the courage {Thorin Oakenshield} Where stories live. Discover now