Rozdział 13

98 11 8
                                    

~3 dni później~

Odwinąłem rękaw swojej bluzki i z niezadowoleniem spojrzałem na ślad widniejący na wewnętrznej stronie mojej dłoni. Był to w połowie wypalony krzyż. No, może nie do końca wypalony, bo skóra w tym miejscu zrobiła mi się po prostu czarna, ale do wypalenia było jeszcze daleko. Wciąż nie mogłem pojąć, dlaczego to właśnie ja mam takiego pecha?! Cane, kiedy jej o wszystkim opowiedziałem, uznała to oczywiście za zabawne. Gdyby to ona była na moim miejscu, a ja na jej, pewnie też bym się z niej śmiał. Ale ponieważ tak nie było i to ja ucierpiałem, a ją to bawiło, miałem pełne prawo być na nią zdenerwowanym. Ale swojego focha zacząłem jej okazywać poprzez totalne ignorowanie jej dopiero kiedy zajęliśmy się swoimi ofiarami. Tym razem wzięliśmy na cel tylko trzyosobową rodzinę, mama, tata i czteroletnie dziecko. Przedstawienia cyrkowe miały to do siebie, że dla nas było to tak, jakby ktoś nam dostarczył za darmo jedzenie do domu. No i mogliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym.

-Candy, chyba nie jesteś na mnie zły, co?-spytała Cane.

-Zły? Nie. Ja tylko jestem poparzony, a ciebie to bawi-odparłem.

-Weź nie dramatyzuj, to tylko mały ślad-powiedziała dziewczyna.

-Kto normalny nosi jakieś bransoletki z krzyżykami?!

-Ty nosisz bransoletki...

-Ale nie z krzyżykami! Nie jestem masochistą!-odparłem. Nasza dyskusja trwała z przerwami aż do wieczora, kiedy to oboje stwierdziliśmy, że koszmarnie się nudzimy i najlepiej będzie tę nudę zabić, więc postanowiliśmy poszukać w mieście kogoś do zamordowania.

~*~

Strażnik otworzył przede mną drzwi i pozwolił mi wejść do środka. Zrobiłem to pewnym krokiem, uprzednio oczywiście witając się z moim rozmówcą.

-Wasza Królewska Mość-powiedziałem, kłaniając się lekko.

-Lucianie! Jak miło cię znów widzieć! Daruj sobie te grzeczności i od razu mów, co dla mnie masz. Albo czego potrzebujesz-powiedział król, wstając na chwilę ze swojego miejsca. Uśmiechnąłem się lekko i, wykonując polecenie, podszedłem do jego biurka, kładąc na nim w dość niedbały sposób czarną teczkę.

-Cóż to takiego?-zapytał król, jednocześnie siadając. Uczyniłem to samo. Następnie mężczyzna sięgnął po ową teczkę, otworzył ją i zaczął przeglądać jej zawartość.

-Znalazłem to, czego szukaliśmy. Znalazłem sprawców-powiedziałem. Mówiąc to, miałem przed oczami scenę, która upewniła mnie w tym, że jestem na dobrym tropie. W czasie przedstawienia w cyrku udało mi się zapoznać bliżej z jakąś kobietą, która przyszła tam z dzieckiem. Na szczęście nawet miejsca na widowni mieliśmy obok siebie, dzięki czemu dla osoby postronnej wyglądało to tak, jakbyśmy byli rodziną, która przyszła z dzieckiem do cyrku. Dzięki temu moja obecność nie wzbudziła żadnych podejrzeń. A podczas przerwy między występami, postanowiłem sprawdzić swoje przypuszczenia. Specjalnie na tę okazję wziąłem ze sobą bransoletkę z krzyżykiem, którą miałem cały czas na ręce. Udałem się do jednego z artystów, a konkretniej do mężczyzny przebranego za błazna, który w czasie przerwy rozdawał dzieciom balony.

Zbliżając się do niego, cały czas, dość nerwowo, ściskałem w dłoni ów krzyżyk, aby wywrzeć wrażenie po prostu trochę przejętego. Powiedziałem mężczyźnie, że mój syn był zachwycony jego występem, co stało się pretekstem do krótkiej rozmowy. A dzięki temu wkrótce uścisnęliśmy sobie ręce. I mimo że błazen dość szybko zakrył potem swoją dłoń, a na jego twarzy niemal od razu ponownie zagościł uśmiech, zdążyłem dostrzec dwie rzeczy. Krzyżyk, który ściskałem w dłoni, wypalił na jego ręce czarny ślad, a na twarzy błazna przez ułamek sekundy widoczny był wyraz zaskoczenia i lekkiego bólu. I to właśnie ostatecznie utwierdziło mnie w moich podejrzeniach, co zresztą opowiedziałem teraz królowi.

-Ale właściwie...jak udało ci się tak szybko ich odnaleźć? Skąd wiedziałeś, gdzie szukać?-zapytał król.

-Miałem dobrą motywację-odparłem. Mężczyzna pokiwał ze zrozumieniem głową, ale on tylko myślał, że wie, o czym mówiłem. Jasne, dla wielu ludzi to, że ci ludzie...te istoty były odpowiedzialne za śmierć niemal całego miasta (na szczęście niewielkiego) mogłoby być dobrą motywacją. Ale ja w swoim życiu miałem już do czynienia z gorszymi rzeczami. Tak naprawdę najbardziej zmotywowała mnie moja córka. Była w wieku tej zgwałconej, zabitej dziewczyny. A wtedy, kiedy stałem w tamtym lesie i przypatrywałem się jej ciału, naszła mnie myśl, że jeśli szybko czegoś nie zrobię, moją Daisy może spotkać coś podobnego. Więc zrobiłem wszystko jak najszybciej, aby poznać prawdę.

-Ale czy to oznacza, że takich istot, jak ta, którą mają...mieli w swoim królestwie nasi sąsiedzi, jest więcej?-spytał król.

-Być może-odparłem.

-Zatem to oni są mordercami...A czy wiesz, gdzie oni teraz są?-spytał nagle król.

-Kilku moich ludzi stale obserwuje to miejsce. W razie kłopotów, mają mi jak najszybciej dać znać-odparłem.

-To bardzo dobrze się składa!-zawołał mężczyzna, po czym powtórzył te same słowa, ale ciszej, ze zdecydowanie większym namysłem.

-Wpadłem bowiem na pewien plan-wyjaśnił.

-Zamieniam się w słuch, Wasza Wysokość-odparłem.

-Jak wiesz, od początku widziałem cię jako ważnego członka, nawet przywódcę oddziału, który miał zająć się sprawą naszej...magicznej dziewczynki. Ale plany pokrzyżowały nam te często morderstwa, którymi musiałeś się zająć. Teraz jednak nastąpiła ponownie zmiana planów. Zostaniesz przydzielony do pomocy osobie, dzięki której to wszystko się zaczęło-powiedział król.

-Wasza Wysokość chyba nie mówi o Panie R?-spytałem z niedowierzaniem.

-Oczywiście, że o nim, a o kim innym?

-Ale po co ja mu jestem potrzebny? O wiele bardziej przydam się przy poprowadzeniu do końca tej sprawy...

-Chyba nie zamierzasz pouczać swojego władcy ani kwestionować jego decyzji?!-zagrzmiał nagle król.

-Nie, ależ oczywiście, że nie, Wasza Królewska Mość-odparłem pospiesznie.

-W takim razie cieszę się, że się zrozumieliśmy. Rozumiem, że tutaj znajdują się tez informacje dotyczące tego, gdzie teraz ta dwójka przebywa?-spytał mężczyzna, wskazując na teczkę. W odpowiedzi pokiwałem głową.

-Świetnie. Zatem teraz to ja będę bezpośrednio przewodził oddziałowi twoich ludzi, którzy się tam znaleźli. A ty zajmiesz się innymi, ale równie ważnymi, jak i nie ważniejszymi sprawami-powiedział król, nie kryjąc zadowolenia. Nie bardzo to wszystko mi się podobało i czułem, że władca o czymś mi nie mówi. Musiałem jednak rozegrać to delikatnie. Zgodziłem się na warunki króla, licząc po cichu, że uda mi się go jeszcze przekonać do ich zmiany. Albo do zdradzenia mi więcej szczegółów.

Mordercza MiłośćWhere stories live. Discover now