28. Koniec Sielanki

475 4 13
                                    

Chyba oboje byliśmy już wykończeni. W każdym razie ja na pewno. Sądząc po tym, że Cane leżała spokojnie, wtulona we mnie, ona też miała już dość. Chciałem odpocząć. Po tym, co Cane nam zafundowała przez całą noc, mogłem myśleć tylko o odpoczynku. Ale nie byłem w stanie się odprężyć, bo moje myśli gnały jak szalone. Co to wszystko ma znaczyć? Co teraz będzie? Co to było? Jakim cudem to się stało? Jak powinienem zareagować? Co zrobić? Nagle poczułem, jak Cane zaczyna się ruszać. Odsunęła się odrobinę, nadal jednak głowę miała na mojej ręce. Spojrzała na mnie spod wpółprzymkniętych powiek.

- Kocham cię - powiedziała cicho, po czym uśmiechnęła się lekko. A mnie wręcz zmroziło, gdy usłyszałem te słowa. Przesłyszałem się, prawda? Prawda? A jednak wiedziałem, że nie. Doskonale wszystko słyszałem. Co gorsza, Cane czekała na jakąś reakcję.

- Cane... Dziękuję, to miłe, ale...

- DZIĘKUJĘ?! - zawołała, jednocześnie podpierając się dłonią. Spojrzała na mnie z góry. Starałem się patrzeć tylko na jej twarz i ignorować, że nadal nie ma na sobie żadnych ubrań. - Mówię, że cię kocham, a ty mi dziękujesz?! - dodała. Właśnie tego się obawiałem. Złości i bólu w jej głosie. Sam doskonale wiedziałem, jak wiele kosztuje wyznanie komuś czegoś takiego. I jak bardzo boli odrzucenie. Gorączkowo usiłowałem znaleźć jakieś odpowiednie słowa.

- Wiesz, chodzi o to, że... - urwałem, bo sam nie do końca wiedziałem, o co właściwie chodzi. Cane usiadła i skrzyżowała ręce, a potem spojrzała na mnie wyczekująco.

- No? O co niby chodzi? - spytała. Westchnąłem i również usiadłem.

- Cane, podjąłem już decyzję. Odchodzę. Każdemu wyjdzie to na dobre - odparłem.

- Każdemu? Mi też? - spytała. Skinąłem głową. - Skąd możesz wiedzieć, co mi wyjdzie na dobre?! - krzyknęła. - Mogę zadać ci pytanie? - dodała po chwili, znacznie spokojniej. Skinąłem głową, a wtedy ona pochyliła się w moją stronę. - Co do mnie czujesz? - zapytała, uważnie mi się przyglądając. - Jestem po prostu ciekawa. Bo nie jesteś typem faceta, który przespałby się ze mną tylko dla zabawy - dodałam. Spróbowałem zachować kamienną twarz. Wzruszyłem ramionami.

- Może tylko ci się wydawało. Może taki właśnie jestem - powiedziałem.

- Nie, nie jesteś. I nie umiesz kłamać, więc daruj sobie. Ale powiem ci coś jeszcze. Jeśli chcesz, możesz odejść. Proszę bardzo, droga wolna - odparła, po czym przysunęła się do mnie i chwyciła mnie za rękę. - Jeśli jest tak, jak mówisz, nie powinieneś mieć problemu, żeby mnie odtrącić, zostawić i odejść - dodała. Tym razem naprawdę czułem się, jakby jej dotyk palił mnie żywym ogniem. Miałem ochotę wyrwać swoją rękę z jej dłoni, zanim się spali, ale jednocześnie nie byłem w stanie tego zrobić. Coś mnie powstrzymywało. Spojrzałem prosto w oczy Cane, która czekała na jakąś odpowiedź z mojej strony. Ona jest irytująca. I głośna. A do tego nieznośna. Nie potrafi usiedzieć spokojnie pięciu minut. Wszędzie jej pełno. Nigdy nie myśli nad tym, co robi, a jeśli już, to najpierw robi, potem myśli. I nie widzi nic złego w swoim zachowaniu. Dla niej życie to sama zabawa. Wiele przeszła, nie mogę jej więc narzucać, jak ma się zachowywać, ale nienawidzę takich ludzi jak ona. Zabawa, zabawa i tylko zabawa, zero rozsądku. Nawet na chwilę nie potrafi się uspokoić. Robi co chce i kiedy chce, jest nieprzewidywalna. Taki zestaw cech zwiastuje tylko jedno, niebezpieczeństwo. A do tego jest siostrą Candy'ego. A ja kocham Avenidę... Znaczy Lily, prawda? Nie byłem już jednak tego taki pewien. Na myśl o Lily nie poczułem właściwie nic. No, może nie do końca zupełnie nic, ale na pewno nie było to to, co wcześniej. Ale przecież taka była prawda, prawda? Byłem nieszczęśliwie zakochany w Lily, która mnie nie chciała, wolała Candy'ego, a ich szczęście mnie wkurzało, dlatego chciałem odejść. Poczułem jednak, że oszukuję sam siebie. To też przyczyniło się, że podjąłem taką, a nie inną decyzję. Jednak główny powód był inny. Była nim Cane.

Mordercza MiłośćWhere stories live. Discover now