Rozdział 67

79 4 17
                                    

-Hej, nie załamuj się tak. Może tak jak twoje moce potrafią się uaktywnić, tak samo możesz je stracić? W końcu z tego, co sobie przypomniałaś i co nam opowiadałaś wynika, że miałaś kiedyś te wszystkie moce, ale kiedy zniszczyłaś ośrodek i doznałaś amnezji, straciłaś je. Poza tym, jesteś teraz nadal w nie najlepszej formie, to też na pewno nie pomaga-powiedział Candy, chcąc pocieszyć Lily.

-Tak, ale wczoraj też mi nie wyszło, a cały dzień robiłam wszystko, żeby jakoś to zrozumieć i nauczyć się tego!-zawołała załamana Lily.

-Mnie bardziej martwi ta twoja choroba. To naprawdę nie wygląda dobrze-stwierdził mój brat.

-To pewnie nic takiego. Może to skutek uboczny tych wszystkich substancji, które we mnie władowali? Albo usunięcia nadajnika?-odparła dziewczyna.

-Może... O cholera, a jak ja go jednak źle usunąłem?!-zawołał załamany Candy.

-Daj spokój, zrobiłeś wszystko najlepiej, jak umiałeś, i na pewno dobrze-powiedziałam, chcąc tym razem pocieszyć jego.

-A co, jeśli jednak...

-Daj spokój, doceniam twoją troskę o mnie, ale mi nic nie jest-przerwała mu Lily, po czym zrobiła coś, za co mnie by już pewnie zamordował. Chwyciła go za policzek i lekko uszczypnęła.

-To takie dziwne, że się o ciebie martwię?-zapytał Candy, odsuwając się od Lily z niezadowoloną miną. Obie zaśmiałyśmy się niemal jednocześnie, bo wyglądał jak nadąsane i niezadowolone dziecko.

-Ooo, ale ty jesteś uroczy, jak się tak denerwujesz-powiedziała Lily, a ja zaśmiałam się w głos. Mój brat posłał wściekłe spojrzenie najpierw swojej dziewczynie, a potem mi.

-Nie. Jestem. Uroczy.-powiedział, starając się zachować spokój, co tylko bardziej nas obie rozbawiło.

-Jesteś, jesteś, a tym bardziej, jak tak słodko i uroczo temu zaprzeczasz-stwierdziła Lily. Candy kojarzył mi się teraz z wulkanem, który gotów jest w każdej chwili wybuchnąć i zmieść całe życie z jakiejś wyspy, albo nawet kilku.

-Jeszcze tego pożałujesz-stwierdził Candy, a Lily i ja na nowo się roześmiałyśmy.-Obie tego pożałujecie-dodał, widząc naszą reakcję.

-No dobrze, już dobrze, mój ty wojowniczy błaźnie-powiedziała z uśmiechem Lily, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło, a po chwili dziewczyna zaczęła się znowu śmiać razem ze mną.

-Czy możemy skończyć i porozmawiać o czymś przyjemnym? Albo coś zrobić?-spytał chłopak.

-Możemy, możemy-powiedziała w końcu Lily, kiedy już była w stanie mówić.

-Więc? Co teraz robimy?-zapytał błazen.

-Dawno nie ćwiczyliśmy żadnych sztuczek cyrkowych!-zawołałam.

-To chyba nie najlepszy pomysł-stwierdziła Lily.

-A to niby dlaczego?-zapytałam.

-To znaczy, nie chcę wam nic narzucać, poza tym nie chcę, żeby to zabrzmiało...

Candy westchnął i jej przerwał.

Mordercza MiłośćWhere stories live. Discover now