30. Decyzja

219 4 1
                                    

Rozdział ten dedykuje osobie, z którą, jako jedną z niewielu, mogę dyskutować i omawiać moje teorie spiskowe na temat Umbry, czyli 

~tydzień później~

- Wiem, wiem co myślisz. Wiele razy już o tym rozmawialiśmy i doskonale zdaję sobie sprawę, że uważasz to wszystko za idiotyzm - powiedziałam. Starałam się mówić ze spokojem, aby jeszcze bardziej nie zdenerwować Candy'ego, który już teraz był nadto pobudzony. Od tygodnia nie potrafiliśmy się porozumieć w kwestii tego, dlaczego nagle zaczął zasypiać. W ciągu tego tygodnia zdarzyło mu się to jeszcze tylko raz, ale nawet nie moglibyśmy być pewni, czy to dobrze, czy źle. Candy bagatelizował swój stan, więc ja martwiłam się za nas dwoje. Każdej nocy, przez cały tydzień, miałam problemy z zaśnięciem, bo martwiłam się o Candy'ego. Co, jeśli zaśnie? Jeśli coś mu się stanie? On uważał moje obawy ze zupełnie bezpodstawne, co tylko bardziej mnie denerwowało i martwiło. Jak miałam być spokojna, skoro on ani trochę nie brał tego wszystkiego na poważnie i niczym się nie przejmował? Pewnie nawet gdyby coś mu się stało, nie powiedziałby nikomu. Całymi nocami, zamiast spać, wierciłam się niespokojnie, przez co gdy Cane zaproponowała, żeby Candy spędzał noce z nią i Jokerem, bo będą mogli go pilnować, on ani myślał się zgodzić. Chciał koniecznie być przy mnie, bo on martwił się o mnie, a ja o niego. I w konsekwencji oboje tylko się denerwowaliśmy. Nie chciałam nawet myśleć, jak to musi wpływać na dziecko. No i pozostała jeszcze kwestia tego, co powinniśmy teraz zrobić. Nadal uważałam, że powinniśmy złożyć jeszcze jedną wizytę w królestwie Adele, ale gdy tylko Candy o tym słyszał, od razu cały się jeżył i reagował irytacją. Stawał się złośliwy i opryskliwy, ale jedno mnie pocieszało. Widziałam, że stara się hamować swoją złość i przynajmniej to mnie cieszyło. Tak więc to był bardzo ciężki tydzień, a do tego postanowiliśmy, że dziś w końcu podejmiemy ostateczną decyzję co do naszych dalszych działań.

- To jest żałosne - odparł Candy, nawet na mnie nie patrząc. Z uporem wbijał swój wzrok w blat stołu.

- Żałosne to jest twoje zachowanie! Może w takim razie sam coś zaproponujesz? - spytała Cane. Siedziała naprzeciwko Candy'ego i lekko pochyliła się w jego stronę. Candy podniósł na nią wzrok.

- Wynieść się stąd jak najdalej i mieć gdzieś tych ludzi. Normalnie zabiłbym ich, ale obiecałem, że się zmienię - odparł. Tu przerwał i spojrzał na mnie. - Doceń to - dodał z naciskiem, a mnie na dźwięk jego chłodnego tonu aż przebiegł dreszcz. Przez cały ten tydzień momentami zachowywał się normalnie, a innym razem właśnie tak. Jakby miał do mnie pretensje o to wszystko, co się dzieje. Cóż, na pewno miał do mnie pretensje o to, że cały czas naciskałam, żeby jeszcze raz złożyć wizytę Adele. Mimo to starałam się go zrozumieć. Znałam go trochę i wiedziałam, że tak reaguje na stres i na to, co go denerwuje, a on mimo to przez większość czasu i tak starał się hamować i troszczył się o mnie. Zamiast cokolwiek odpowiedzieć, spuściłam wzrok.

- Wszędzie, gdzie się pojawiamy, wzbudzamy takie same emocje i reakcje. Jesteśmy dla ludzi odmieńcami i nigdzie nie ma dla nas miejsca. Z naszej czwórki tylko Lily zdołała je sobie znaleźć. Miejsce dla niej znalazło się w Królestwo Guard i jak dotąd to było jedynie miejsce, gdzie ludzie zaakceptowali jakiegoś genyra - stwierdził Joker.

- W Celestis Cane i ja też byliśmy akceptowani. To było nasze miejsce, miejsce, gdzie mogliśmy żyć w spokoju, przy ludziach, przynajmniej dopóki oni nie postanowili nas skrzywdzić. W Guard stało się dokładnie to samo, nie mamy tam już czego szukać - odparł Candy.

- To nieprawda! - zawołałam, spoglądając na nich wszystkich z powrotem. Wzrok całej ich trójki spoczął na mnie, a ja od razu pożałowałam, że wyskoczyłam z tym tak nagle. - To znaczy, to nieprawda, że nie mamy tam już czego szukać. Jestem pewna, że jeśli Adele dowie się, że Juan ich okłamał, to...

Mordercza MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz