𝙸 𝚔𝚗𝚎𝚠 𝚢𝚘𝚞'𝚍 𝚕𝚘𝚟𝚎 𝚖𝚎

215 49 9
                                    

   Nie pamiętam kiedy dokładnie zacząłem go śledzić. Dobrze, że nie zauważył jak bardzo mnie pociągał. Podniecało mnie samo patrzenie na jego twarz.

   Mówiłem, że jestem chory...

   Jedna rzecz, która mnie zaskoczyła to, cóż... moja postawa. Stałem się dobroduszny, uprzejmy. Nawet się przeprowadziłem do milszej dzielnicy gdzie w każdą niedzielę chodziłem do kościoła. Byłem przykładnym obywatelem. Przynajmniej przez jakiś czas.

   W jedną zimową niedzielę postanowiłem pójść na wieczorną mszę zamiast na poranną. Podjąłem taką decyzję, ponieważ miałem dużo pracy. Pisałem książkę o brutalnym prześladowcy i dziewczynie z syndromem sztokholmskim - ot zwykła powieść dla młodzieży.

   Szedłem spokojnie chodnikiem, gdy w oddali zamajaczyła mi znajoma sylwetka. Na początku miałem wątpliwość "to nie może być ona!", "nie zrobiłaby mu tego", lecz... nie myliłem się.

   Narzeczona mojego słońca szła ramię w ramię z jakimś obcym mężczyzną. Oczywiście, mógł to być jej brat lub stary przyjaciel, ale kiedy weszli do mieszkania... zagotowało się we mnie. Straciłem jakąkolwiek chęć na modlitwę.

   Stanąłem pod drzwiami i nasłuchiwałem. Szuranie, stukoty aż w końcu jej paskudne jęki.

   Myślałem, że nie wytrzymam i zatłukę ich na śmierć. Na szczęście, udało mi się opanować.

   Pieprzyli się ponad godzinę. W tym czasie przygotowałem rekwizyty: sznur, ostry nóż oraz marker. Nigdy nie lubiłem się ograniczać.

   Kiedy "urocza" narzeczona wyszła z mieszkania, była nieco zaskoczona. Chyba nie spodziewała się mnie tam zobaczyć. Głupia dziwka.

   Przywiałem ją i zaproponowałem, że odprowadzę ją do domu. Ona, zamiast mnie grzecznie podziękować, zaczęła się drzeć. Powiedziała, że jestem podsłuchującym ludzi zboczeńcem. Zabawne...

   Złapałem ją za włosy, po czym z całej siły uderzyłem jej paskudną twarzą o mur. Od razu straciła przytomność.

   Przewiesiłem ją sobie przez ramię jakby straciła przytomność przez alkohol - dobrze, że sam jestem alkoholikiem. Oblałem ją jakimś tanim soju. Później musiałem jedynie złapać taksówkę.

   Z maseczką na twarzy, wpakowałem narzeczoną do pojazdu. Poprosiłem kierowcę by zawiózł nas na obrzeża miasta. Zapłaciłem mu, upewniłem się też, że nie widział mordy tego paskudnego ścierwa.

   Później nie działo się nic ciekawego. Ocuciłem ją, chwilę ją torturowałem, a później zabiłem. Dzień jak codzień.

   Przetransportowałem jej zwłoki do parku, tak by każdy mógł je zobaczyć. Rozłożyłem jej nogi, ściągnąłem jej ubrania. Miała już wtedy wydłubane oczy, nie zasługiwała na mojego Sana.

   Zwykłym, kuchennym nożem z marketu wyryłem na jej ciele piękne: "Śmierć dziwkom". Następnie czarnym, biurowym markerem wokół ciała napisałem godzinę, miejsce oraz osobę, z którą zdradziła moje słoneczko.

   Nadal sądzę, że należała jej się znacznie surowsza kara. Byłem wtedy zbyt łaskawy... Dopiero po dłuższym czasie zacząłem usuwać takich jak ona w należyty sposób. W końcu... poza mną nikt nie zasługuje na Sana...

Ostatnia spowiedź [ateez, woosan]Where stories live. Discover now