𝙸'𝚖 𝚓𝚞𝚜𝚝 𝚝𝚛𝚢𝚒𝚗𝚐 𝚝𝚘 𝚑𝚎𝚕𝚙 𝚢𝚘𝚞

211 44 8
                                    

   Mężczyzna odwrócił głowę w stronę stojącego pod ścianą Sana. Na jego twarz wypłynął wielki, szeroki uśmiech. Wstał z ziemi i podszedł do krat.

- Przyszedłeś?

- Przyszedłem. - Wooyoung zaśmiał się jak dziecko zakrywając usta. Nie wierzył, że coś tak niewyobrażalnie pięknego mogło go spotkać. 

- Czyli Bóg naprawdę mnie kocha... - chwycił rękoma metalowe pręty. Przybliżył się do gościa. - Co chcesz teraz porobić, Sanni? Możemy coś zjeść albo po prostu porozmawiać. Jak wolisz! - prawnik zmierzył go surowym spojrzeniem. 

- Dla ciebie to żart? - spytał twardo. - Myślisz, że to jest zabawne? Oskarżyli cię o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Za jedno morderstwo można dostać dożywocie, a ty zabiłeś ponad dwadzieścia osób! Nie rozumiesz w jakiej sytuacji się znalazłeś? - morderca był niewzruszony.

- Rozumiem, ale co za różnica? - odparł. - Nawet jeżeli trafię do więzienia, w co szczerze wątpię, to było warto. Spójrz tylko, przyszedłeś do mnie z własnej woli. Czyż to nie jest wspaniałe? - skrzywił się. 

   Czuł jakby po raz pierwszy widział jego prawdziwą twarz. Twarz człowieka pogrążonego w szaleństwie.

- Ty... idioto! - rzucił aktówkę na ziemię i podszedł do krat. - Ty skończony głupku! - wrzasnął. - Myślisz, że tego potrzebowałem? Masz mnie za jakiegoś... frajera, który nie miał o niczym pojęcia? Mogliśmy być przyjaciółmi! - wziął głęboki wdech. Jego dłonie drżały od nadmiaru emocji, a w głowie kotłowały się tysiące myśli. Zacisnął pięść.

   A on znowu się roześmiał. 

- "Przyjaciółmi"? Nie wierzę w coś takiego. Poza tym... - oparł się o ścianę, oblizując spierzchnięte wargi. - ... nie chciałbyś żebyśmy byli przyjaciółmi. - San uniósł brew. - Co? No chyba mi nie powiesz, że  niczego nie pamiętasz? - poczuł jak robi mu się gorąco. 

- Czyli to była prawda? - pomyślał zaciskając usta. - Nie. Nie mam pojęcia o czym mówisz - powiedział, a jeden z kącików ust Wooyounga uniósł się do góry.

- Chcesz żebym ci przypomniał, Sanni? Nie jesteś święty... - cień szaleństwa przeleciał przez piękną twarz zimnokrwistego mordercy. 

   Tak, San wierzył, że Woo był mordercą. Nie wątpił w to. Świadomie pomagał mordercy. Osobie, która zabijała: kobiety, dzieci, starców, zwykłych mężczyzn oraz napalone nastolatki. Robił to z pełną świadomością. Czy pójdzie za to do piekła?

- Wooyoung, proszę cię! - rozluźnił krawat gwałtownym szarpnięciem. - Jakbym chciał być święty to nigdy bym ci nie pomógł. Bo bądźmy szczerzy, jesteś odrażającym sadystycznym mordercą. Nie wierzyłem w to, ale... - spojrzał mu prosto w oczy - teraz wierzę. Mimo to, spróbuję ci pomóc. Nie dawaj mi więcej powodów bym mógł cię znienawidzić.

   I po tych słowach prawnik Choi wyszedł z komisariatu, a Woo siedział na ziemi oniemiały. 

- Więc tak będziesz grać, San... 

Ostatnia spowiedź [ateez, woosan]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon