𝙱𝚘𝚛𝚗 𝙺𝚒𝚕𝚕𝚎𝚛𝚜

210 37 3
                                    

Wooyoung siedział w pokoju przesłuchań od dobrych kilku godzin. Wiedział, że chcą go pomęczyć. Czekanie na prokuratora przeciągało się w nieskończoność.

Oparł twarz na chłodnym blacie stołu. W końcu, drzwi zaskrzypiały. Do pomieszczenia weszła młoda kobieta z jasnymi, farbowanymi włosami. Podniósł się.

- Witam - rzekła gorzko. - Nazywam się Kim Eunsoo, prokurator z miastowego urzędu. Liczę na szybkie rozwiązanie sprawy - położyła wypchaną papierami torbę na stole, nie zaszczycając go spojrzeniem .

Mężczyzna uważnie obserwował jej poczynania. Nie podobała mu się. Była sztywna, choć nieco zabawna. Kiedy pytała o sprawę jej dłonie zaczynały się trząść i pocić. Wtedy na jego twarzy pojawiał się ledwo widoczny wyraz zadowolenia. Był na wygranej pozycji.

- Czyli nie przyznaje się pan do zarzucanych mu czynów, zgadza się? - spytała po raz kolejny.

- To, że spyta mnie pani o to tyle razy nie sprawi, że nagle zmienię zdanie - odpowiedział posyłając jej jeden z tych irytujących uśmiechów.

- No tak... - wyglądała na zrezygnowaną. Szybko się poddała.

Po kilku godzinach prokurator wyszła z komisariatu, nie dowiadując się niczego. Wooyoung wrócił do swojej celi. Czuł się nieswojo. Z jednej strony chciał się wszystkim pochwalić swoimi czynami, z drugiej nie chciał utrudniać pracy Sanowi.

***

- Czy w dalszym ciągu chce pan zostać uniewinniony? - San wytarł z twarzy pot haftowaną chusteczką. Dzień niezwykle gorący jak na porę roku.

- Tak - Woo podziwiał jego twarz, prawie wcale nie mrugając. Miał ochotę go dotknąć, lecz łańcuch przypięty do kajdanek skutecznie mu to uniemożliwiał.

- Wydaje mi się, że to bezcelowe - powiedział brunet patrząc przestępcy prosto w oczy. - Nie chce ci się ze mną współpracować.

- To nie prawda. Po prostu tak rzadko mnie odwiedzasz... - przybliżył się - i brakuje mi dreszczyku emocji - przygryzał wargę. Sana przeszły ciarki.

- W każdym razie! - przesunął po stole plik kartek. - Pojutrze odbędzie się nasza pierwsza rozprawa.

- Już nie mówisz do mnie "proszę pana"? - powiedział kpiąco zerkając na prawnika.

- Przepraszam - syknął, rozdrażniony. - Mamy teraz ważniejsze rzeczy do omówienia. Między innymi twoje zachowanie...

- Przed sędzią będę się zachowywać tak jak zawsze - zapewnił szybko. - Przypominam, że złapano mnie dopiero teraz. Po wielu, wielu latach bezkarnego mordowania. A mówią, że Korea jest spokojnym krajem... - parsknął śmiechem.

- Dobrze... w takim razie o twoje zachowanie nie będę się martwić... - westchnął bezprzekonania.

- Jak wyjdę, może pójdziemy na jakiś film do kina? - Wooyoung wlepiał swoje oczy w prawnika, który marszczył brwi zbierając kartki w małą kupkę.

- Sądzisz, że kiedyś w ogóle wyjdziesz? Nie wiedziałem, że jesteś takim optymistą...

- Ta, "optymistą". Po prostu w ciebie wierzę - sięgną dłonią w stronę Sana, lecz łańcuch go zatrzymał. Skrzywił się. - A jeśli tobie nie uda się mnie uratować to sam się uratuję. Nie będę czekać na śmierć w jakimś więzieniu, ale wracając. Chciałbym z tobą obejrzeć film "Natural Born Killers" - uśmiechnął się szeroko. - Myślę, że mógłby ci się spodobać. Dobrze by też było gdybyś przemyślał dokładnie jego treść.

- Tak, jasne... - spojrzał na zegarek. - Muszę się już zwijać, ale zobaczymy się jutro! - wstał i spakował zebrane dokumenty do aktówki.

***

- Więc zobaczmy... - San otworzył przeglądarkę i wpisał do niej hasło "Natural Born Killers". Włączył film przez darmowy odtwarzacz, usadawiając się wygodnie na kanapie.

Jak się spodziewał, film był dość prosty. Dwójka kochanków jedzie autostradą o numerze sześćset sześćdziesiąt sześć i zaczyna mordować niewinnych ludzi.

Nic specjalnego. Dużo przemocy i wulgaryzmów, nie kręciło go to. Wolał spokojniejsze produkcje.

- Choć miało to w sobie krztynę romantyzmu... - myślał, idąc do kuchni. Włączywszy czajnik z wodą, wziął ze suszarki biały kubek, do którego wrzucił herbacianą saszetkę.

Wrócił do salonu, gdzie rozłożył wcześniej różne akta. W zasadzie nie zamierzał nic z nimi robić, lecz gdy leżały przed nim czuł się pewniej. Dawało mu to jakąkolwiek nadzieję na pomyślne rozwiązanie sprawy.

Chociaż czasami bał się Wooyounga, ciągle uważał go za przyjaciela. Pomógł mu kiedy był w potrzebie i teraz chciał się odwdzięczyć.

***

Dzień przed rozprawą, San, jak to miał w zwyczaju, nie robił całkowicie nic. Odpoczywał leżąc cały dzień w łóżku, zajadając się chipsami i lodami.

Nie pozwalał by jego myśli schodziły na negatywne tory.

Wieczorem poszedł na krótki spacer po osiedlu. Minął zdewastowany dom pisarza-mordercy kierując się w stronę parku.

Jego przechadzka nie trwała, jednak długo przez nagłe urwanie chmury. Wyklinając prognozy pogody, wrócił do domu przemoczony do suchej nitki.

W niezbyt dobrym humorze, poszedł spać mając nadzieję, że nie złapał przeziębienia. Chwilę przed zaśnięciem przypomniał sobie jak Wooyoung mówił mu by obejrzał film.

- Co on wtedy powiedział... - myślał zasypiając z lekko wilgotnymi włosami - ... a, że mam przemyśleć jego treść...

Było nieco za późno na głębokie analizy. Wtulił się w miękki materiał pachnącej pościeli. Migały mu przed oczami obrazy morderczej pary. Pary... pary... pary? Uchylił powieki.

- Czy to miała być jakaś sugestia? - zmarszczył brwi. Nie był pewien. Jak powinien to odebrać. - Bądź co bądź to dość romantyczne... - przygryzł policzek, kręcąc zamaszyście głową. - Ale jednocześnie pokręcone i nienormalne! Tylko szaleńcy uznali by to za urocze! - prychnął, zakrywając twarz kołdrą.

Koniec końców, nie udało mu się nie myśleć o Wooyoungu. Mężczyzna ciągle siedział w jego głowie, jak pasożyt zabierając jego wolny czas i energię. San miał nadzieję, że los będzie dla niego łaskawy i uda mu się pokonać przeszłość swojego klienta.

- Wszystko, byle nie krzesło!

Ostatnia spowiedź [ateez, woosan]Where stories live. Discover now