9.Denerwujące czekanie

1.1K 78 6
                                    

Syriuszowi rzeczywiście doskwierało poczucie winny, co tylko bawiło Lily, która przysięgła nie mówić nikomu, nawet swojemu narzeczonemu. Wymuszenie na niej takiej przysięgi, kosztowało Syriusza obietnicę zmywania naczyń przez okrągły miesiąc i ustąpienie dodatkowej półki w łazience koło lustra.

- Kobiety są naprawdę podłe- jedynie się do niego uśmiechnęła i poszła kupić obiad na wynos, bo nie mieli nic w lodówce, a ona i tak nie przepadała za gotowaniem.

Nie zdążył go jednak zjeść. Gdy weszła do mieszania z nadzieją na leniwy dzień, Syriusz zabrał jej torbę z jedzeniem i rzuciwszy ją niedbale w kąt, złapał dziewczynę i razem się teleportowali.

- Co się dzieje?- spojrzała na innych członków Zakonu, którzy już tam byli.

- Wiemy o ataku, do którego ma dojść lada chwila- wyjaśnił jej, odszukując wzrokiem Remus, który już szedł w ich stronę.- James przysłał wiadomość, biuro aurorów się tym nie zajmie, dlatego Dumbledore wezwał nas.

- Ciekawe, czemu ministerstwo nie chce sobie tym brudzić rąk- nie tylko Remusa dręczyło to pytanie.

Na szczęście członkowie Zakonu stawili się na wezwanie tak licznie jak tylko mogli. Lily rozejrzała się, ale nie wiedziała, co może być celem. Znajdowali się na pustkowiu, do którego nie prowadziła nawet żadna droga. Wielu przybyłych również rozglądało się, nie wiedząc, co tam robią. Dlaczego Śmierciożercy mieliby atakować łąkę?

Wtedy, kilka kroków od nich pojawił się mężczyzna w ciemnym płaszczu. Wyglądał na zaniepokojonego. Lily rozumiała, że musiał wyjść z bezpiecznej kryjówki, domu ukrytego przez magię. Nie wiedziała jednak, kim był ów czarodziej.

- To Frank Bode, szef departamentu tajemnic, widziałem go u Dumbledore'a- wyjaśni jej Remus jakby potrafił czytać dziewczynie w myślach.- On jest mugolakiem, a jego żona mugolem.

- Fatalne połączenie dla kogoś tak ważnego zwłaszcza w tych czasach- podsumował Syriusz.

- Dlatego ciągle mamy go na oku- dodał James, który pojawił się koło nich.- A gdzie Peter?- żadne z przyjaciół nie znało odpowiedzi na to pytanie.

- Jakie spotkanie klasowe- dołączyła do nich Alice z Frankiem i lekko zaniepokojoną Marleną. Syriusz głośno przełknął ślinę, a Lily jedynie się uśmiechnęła.

- Dość kiepskie okoliczności, ale razem zawsze raźniej- oznajmiła rudowłosa.- Co robimy, bo chyba nie będziemy tak stać i czekać? Odstraszymy ich.

- To nawet interesujące rozwiązanie- zauważył Remus.- Pozbędziemy się ich bez ryzyka.

- Raczej nic z tego- wszyscy spojrzeli na jednego ze starszych członków Zakonu, który zaczął wydawać polecenia. Po chwili spojrzał na ich grupkę.

- Wy tam! Dzieciaki, zajmiecie bezpieczeństwem samego domu. Gdyby się przez nas przedarli ochronicie rodzinę.

- Dzieciaki? Stara pieczarka- Marlena zaśmiała się z tego stwierdzenia, na co Syriusz podrapał się z zakłopotaniem po karku. Z pomocą przyszedł mu Frank Bode.

- Chodźcie ze mną- polecił, a oni poszli z nim, jako, że tylko on mógł ich wprowadzić do domu.

Nikt nie wiedział, jak Śmierciożercy odkryli lokalizację tego miejsca ani kto zdradził. Jedno było pewne, rodzina potrzebowała pomocy. Siedmioro młodych czarodziei spokojnie powinno wystarczyć do ochronienia pięciorga mieszkańców budynku.

Lily i Alice zeszły z kobietą i jej trójką dzieci do piwnicy, a reszta została do góry by obserwować, co się dzieje. Śmierciożercy pojawili się niedługo później, ale wiedzieli, że Zakon już tam na nich czeka. Grupa zamaskowanych trzydziestu dwóch popleczników Czarnego Pana zderzyła się z nieco mniej licznymi wysłannikami Dumbledore'a. James i Syriusz żałowali, że kazano im strzec domu, chętnie przyłączyli się do trwającej na ich oczach walki, ale dostali polecenie i chociaż ich natura buntowników krzyczała żeby ruszyli do ataku, postanowili robić to, co im kazano i zostać w środku.

Jak szybko się okazało, ich obecność w budynku była niezbędna. Pierwszy atak był zmyłką, miał tylko zająć Zakon. Prawdziwe zagrożenie pojawiło się później. Grupa Śmierciożerców wdarła się do budynku i gdyby nie obecność Huncwotów i ich przyjaciół, losy rodziny byłyby policzone.

Uporowi, z jakim atakowano przeciwstawiła się równie mocna obrona. Zaklęcia przecinały powietrze, rozbijały się na ścianach i meblach, niszcząc je doszczętnie. Obie strony próbowały różnych forteli by zdobyć przewagę, lecz nie przynosiło to pożądanego efektu.

W pewnej chwili grupa Śmierciożerców zdobyła przewagę. Lily osłoniła kobietę i jej dzieci, gdy trzech mężczyzn wdarło się do piwnicy, pragnąc śmierci wszystkich tam zgromadzonych. Alice udało się rozbroić i ogłuszyć jednego z nich, ale nim zdołała zrobić coś więcej, wytrącono jej różdżkę. Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę, wiedząc, że ich szanse gwałtownie spadły.

Wtedy jednak do piwnicy wpadł zdyszany Remus i pomógł Lily. Rudowłosa widząc, że nie jest sama zaatakowała i wygrała. To zwycięstwo miało jednak gorzki smak. Alice krzyknęła przerażona i padła na ziemię by sięgnąć różdżkę Lupina. W ostatniej sekundzie udało się jej odbić zaklęcie, które miało zabić rannego Remusa. Lily pozbyła się przeciwnika i szybko doskoczyła do przyjaciela, który obficie krwawił.

- Co z nim? Żyje!?- Alice zebrała rozrzucone różdżki i spętała Śmierciożerców by już nie mogli im zagrozić.- Lily!?

- Jest źle- rudowłosa była blada, z jej twarzy odpłynęła cała krew.- Bardzo źle...

- Jesteście cali?- do piwnicy wszedł Frank, narzeczony Alice i dopiero wtedy zobaczył Remusa.- Co się stało?

- Jest ciężko ranny-w progu pojawili się pozostali dwaj Huncwoci.- Zabieram go do Świętego Munga, powiem, że nas zaatakowali na spacerze, przyślijcie aurora z Zakonu nim się wieść o tym zajściu rozejdzie.

Nim jej przyjaciele zdążyli coś powiedzieć, teleportowała siebie i nieprzytomnego Remusa do szpitala gdzie od razu zareagowano. Lily skłamała swojej przełożonej o tym, w jakich okolicznościach doszło do zranienia. Dobrze wiedziała, że wśród jej kolegów z pracy nie ma innych członków Zakonu, dlatego musiała być ostrożna.

- Zostań tutaj.

- Ale ja...

- Nie leczy się rodziny ani przyjaciół!- przypomniała jej surowo wyglądająca kobieta, która w głębi była niczym anioł, o czym jednak Lily jeszcze nie miała okazji się przekonać.- Powinniśmy coś o nim wiedzieć? Kto to jest?

- Remus Lupin- spojrzała na drzwi, które się przed nią zamknęły. Wiedziała, że w dokumentacji medycznej Lunatyka jest wzmianka o jego problemie, ale i tak czuła się jak zdrajca mówiąc to przełożonej.- Jest wilkołakiem.

- Zajmiemy się nim, czekaj tutaj- i również ona znikła za drzwiami.

Lily stała jak spetryfikowana. Bała się, strasznie się bała. Poczuła się jak w dzień pogrzebu swoich rodziców i widziała, że nie zniesie ponownie tak wielkiego ciosu. Nie mogła stracić Remusa, nie mogła stracić już nikogo więcej.

W takim stanie znaleźli ją Huncwoci. James objął ją mocno, a ona się rozpłakała. Nie mogąc się opanować, zaczęła się trząść ze strachu i szlochać coraz głośniej, mamrocząc, że nie może stracić kolejnej osoby. Słowa przyjaciół zdawały się nie pomagać. W końcu Marlena pobiegła po lekarza, który dał rudowłosej leki na uspokojenie. Stwierdził atak paniki.

- Nie powinniśmy byli jej puszczać samej, ktoś powinien z nimi tu od razu przyjść- oznajmił zły na siebie James, przyglądając się śpiącej dziewczynie.

- Nie mogliśmy zostawić rodziny, atak dalej trwał- przypomniała mu Alice.- Remus zaraz wydobrzeje i oboje poczują się lepiej.

- Oby, na razie go operują...

- Remus jest silny, nie podda się!!!- Syriusz wyglądał na wściekłego. Jego przyjaciel był ranny, a przyjaciółka z trudem to znosiła. Był zły, że nie mógł zrobić więcej niż tylko czekać.

Lily i James- poza murami HogwartuOnde histórias criam vida. Descubra agora