10.Głodny jak wilk

1.1K 77 14
                                    

Minęło wiele godzin nim Lily obudziła się po zażytych lekach. Nie przyniosły jej one jednak upragnionego spokoju. Otworzywszy oczy, poczuła ból, a po jej twarzy spłynęła samotna łza. Pamiętała wszystko, każdą okropną sekundę odkąd przeniosła się z Syriuszem na tamto pustkowie.

Musiała się dowiedzie, co się stało gry spała. Obróciła głowę i dostrzegła siedzącego przy niej Dumbledore'a. Jego widok wywołał u niej kolejny napad paniki.

- Remus czy on...

- Spokojnie, pan Lupin śpi po operacji, ale zdaniem lekarzy nic mu nie będzie- uspokoił ją. Lily odetchnęła z ulgą i spokojnie usiadła.- Wasi przyjaciele nie chcieli was zostawić samych, dlatego obiecałem, że poczekam aż się obudzisz. Narobili sporego zamieszania.

- W tym James i Syriusz są mistrzami. Pewnie za chwilę wrócą. Co z tamtą rodziną?

- Wszyscy są cali i zdrowi, już ich przenieśliśmy do innego miejsca i zapewniliśmy dodatkową ochronę. Mam wrażenie, że to już długo nie potrwa, Tom robi się zbyt nieostrożny, w końcu doprowadzi go to do zguby, a my będziemy mogli w końcu wieść spokojne życie.

- To się tak nie skończy- po jej plecach przebiegł lodowaty dreszcz.- Śniłam o tym, nie minie dwadzieścia lat, a wszyscy przywitamy się ze śmiercią. Śniłam o tym panie profesorze, widziałam tą mroczną otchłań, czułam ten chłód- Dumbledore przyjrzał się jej uważnie. Prawdziwe przepowiednie spotykało się dość rzadko, ale coś w wyrazie twarzy tej drobnej dziewczyny zdradzało, że to nie był tylko sen, wymysł zmęczonego umysłu.- On nas zabije.

- Możliwe, ale sen nie decyduje o tym, kim jesteśmy i jaka czeka nas droga, wszystko może wpłynąć na nasz los. Ty mówisz dwadzieścia lat, ja tysiące okazji by zmienić ten mrok w jaskrawą przyszłość. To nie jest nasz koniec, nie ma, co się martwić- uśmiechnął się do niej lekko.- Postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy byśmy wszyscy dożyli starości.

- Oby się panu udało.

Każdy walczący przeciwko Czarnemu Panu miał nadzieję, że ta wojna zakończy się ich zwycięstwem, ale strach pozostawał. Nikt nie wiedział, co kryje się za najbliższą godziną. Trzeba było mieć odwagę by to sprawdzić.

Kilka chwil po przebudzeniu Lily, Dumbledore wrócił do swoich zajęć, chcąc spełnić daną pannie Evans obietnicę. W tym czasie rudowłosa postawiła się kończącej zmianę przełożonej i oznajmiła, że chce zostać w szpitalu i pomagać. Chodziło jej głównie o Remusa, ale mimo ciągłego zaglądania do jego sali wywiązywała się z innych obowiązków. Jej przyjaciel został ciężko raniony w trakcie walki i chociaż magiczna medycyna działa znacznie szybciej niż ta mugolska, potrzebował dużo czasu by dojść do siebie.

Ktoś z grona najbliższych osób ciągle był w okolicy. Nie chcieliby obudził się samo albo żeby coś mu się stało. Leżąc w śpiączce był łatwym celem dla Śmierciożerców, dlatego przyjaciele czuwali przy nim.

Największy ciężar wzięła na siebie Lily, która spędzała przy nim każdą możliwą chwilę w trakcie pracy, a także często zostawała po godzinach. Nie zauważyła nawet, że zaczął się grudzień, a ludzie oszaleli z powodu zbliżających się świąt. Śnieżyce blokowały miasto, a mróz przepędzał z ulic wszystkich śmiałków.

- Lily, wracaj do domu- poprosiła ją Marlena.- Ja tu posiedzę i popilnuję żeby nic mu nie zabrakło- obiecała.- Dbając o niego nie możesz zapomnieć o sobie- blondynka miała rację. Lily znów schudła i chodziła niewyspana, ponieważ zmartwienia nie dawały jej spokoju.

- Dziękuję, pielęgniarka powinna przyjść za godzinę.

- Spokojnie dam radę, Lunio nigdzie mi nie ucieknie. Zmykaj i zjedz coś porządnego- Lily zmusiła się do uśmiechu i opuściła szpital.

Lily i James- poza murami HogwartuWhere stories live. Discover now