trois

836 76 47
                                    

𝐣𝐮𝐧𝐠𝐤𝐨𝐨𝐤

К сожалению, это изображение не соответствует нашим правилам. Чтобы продолжить публикацию, пожалуйста, удалите изображение или загрузите другое.

𝐣𝐮𝐧𝐠𝐤𝐨𝐨𝐤.

To już dziś. Halloween. Wszędzie, niemal na każdej ulicy widać było różnorakie ozdoby, niewielkie lampki w kształcie czaszek, pokolorowane i odpowiednio wycięte dynie na wystawach sklepowych, tak aby wyglądały jak najbardziej przerażająco, ciasta udekorowane sztuczną krwią, a we włosach dzieci spinki w kształcie pająków. Jednym słowem — obrzydlistwo.

Dodatkowo, jako że dochodziła godzina siedemnasta, niektóre dzieciaki zaczynały już chodzić po domach innych, chcąc dostać od nich cukierki. W jednej chwili usłyszałem dzwonek do drzwi, a już zaraz dołączył do niego głośny krzyk mojego ojca, dobiegający do mnie z salonu.

— Jeongguk, otwórz drzwi! — kiwnąłem głową w zasadzie sam do siebie, wiedząc, że i tak żaden z rodziców nie będzie w stanie tego zobaczyć.

Niestety doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że do drzwi dzwoni najprawdopodobniej gromadka poprzebieranych dzieciaków. Mimo wszystko podszedłem do powłoki, nie chcąc by za chwilę była ubrudzona rozbitym jajkiem bądź inną lepiącą się mazią o przykrym zapachu. Otworzyłem, a moje nadzieje, że może to jednak Jimin przyszedł godzinę przed czasem legły w gruzach.

— Cukierek, albo psikus! — wrzasnęła jedna z dziewczynek, od razu wystawiając przed siebie niewielką torebkę z narysowanym wampirem z jakiejś bajki, o której kiedyś było głośno — Proszę pana? — spytała, kiedy nie otrzymała z mojej strony zupełnie żadnej odpowiedzi. Przymknąłem oczy, chcąc trochę opanować emocje. To przecież tylko małe dzieci. Jeszcze nie rozumieją, że kogoś mogą denerwować swoim zachowaniem. Tak, Jeongguk, dobrze myślisz.

— Już, zaraz wam coś dam — powiedziałem w miarę łagodnym tonem i uśmiechnąłem się tak miło, jak tylko było mnie na to stać.

Na to dwie dziewczynki i jeden chłopiec również wyszczerzyli swoje małe twarze w uśmiechach, a ja skierowałem się do kuchni, wyciągając z szafki po kilka cukierków o różnych smakach, tak by dla każdego się coś znalazło. Mama zrobiła wczoraj jakieś zakupy, żeby nasz dom nie zaczął wyglądać jak totalna rudera, zniszczona przez — o zgrozo — jak się okazuje, całkiem niebezpieczne maluchy.

Następnie skierowałem się z powrotem do drzwi, wrzucając do papierowych torebek po kilka słodyczy, które znajdowały się w moich dłoniach.

— Dziękujemy! — krzyknął tym razem chłopiec, a już po chwili mogłem patrzeć jak biegną w stronę kolejnych domów na tej ulicy. Westchnąłem, zamykając drzwi i wracając do swojego pokoju, gdzie przesiedziałem w spokoju kolejną godzinę, jeszcze co jakiś czas słysząc jak tym razem to rodzice otwierają drzwi innym dzieciakom rządnym łakoci. Poważnie czasem się zastanawiam, po co to pseudo – święto w ogóle istnieje, skoro rodzice mogliby sami po prostu pokupować swoim potomkom słodycze.

Do tego te wszystkie głupie kostiumy, przedstawiające nieistniejące istoty. Wampiry, wilkołaki, czarownice, ostatnio zauważyłem nawet chłopaka przebranego za śmierć. Dosłownie — ubrał się jak zmarły i jeszcze nosił ze sobą sztuczną kosę.

you're unreal ❦ taekook ✓Место, где живут истории. Откройте их для себя